Strona 1 z 1

Mój pech, Twój pech

: 16 wrz 2021, 12:02
Laurent Buchinsky
Los nie zawsze był przeciwko niemu, do czego nie był przyzwyczajony. Szczęśliwy, że nie musiał już śledzić panny Clark niemal cały dzień, bo ta przecież złamała sobie nogę i siedziała ciągle w domu, pod opieką rodziców, postanowił zająć się swoim domem. A miał co urządzać, bo jego cztery ściany częściowo wciąż były w rozsypce.
Urządzenie swojego miejsca było priorytetem w ciągu najbliższych dwóch zbawiennych tygodni, choćby żeby później ten sam dom zwyczajnie sprzedać… a może i nie. Wszystko zależało od przyszłości jego zadań. Musiał przyznać, że spokój Lorne Bay nawet przypadł mu do gustu. Owszem, wciąż brakowało mu Sydney, ogromnego zgiełku, masy turystów i innych atrakcji, które dawało mu życie w wielkim mieście... ale i tak z nich nie korzystał często, skupiając się głównie na pracy. Miasteczko, szczególnie w takich chwilach, zdawało mu się wyjątkowo urokliwe i przyjemne. Mógł odpocząć, odetchnąć od pracy, zamknąć się w czterech ścianach i nie martwić się o to, że przeszkadzał jakiemuś sąsiadowi za ścianą, bo wszyscy sąsiedzi byli od niego znacznie oddaleni. Byleby „wakacje” nie trwały wiecznie.
Do remontu potrzebował dodatkowych narzędzi, farb i innych różnych przedmiotów, które pozwoliłyby mu doprowadzić cztery ściany do porządku. Spędził kilka godzin na podróżowaniu najpierw po Cairns, a potem po samym Lorne Bay, żeby kupić wszystko co było mu potrzebne. I już się cieszył, że wracał do domu, kiedy auto zwyczajnie odmówiło posłuszeństwa. Zaklął głośno, natychmiast paląc cztery światła. Był zły, wściekły, bo nie był to pierwszy raz, kiedy działo się coś podobnego.
Tak los płacił mu za głupie „radowanie się” złamaną noga panny Clark. Nie powinien się tak zachowywać, był tego świadom… a teraz dostał za swoje, co powtarzał sobie w myślach jak mantrę. Podniósł maskę, żeby przyjrzeć się silniku i stwierdzić czy wszystko było w porządku. Powinien kupić sobie nowe auto, zdecydowanie… tylko nie miał pojęcia jakie, a nie mógł przesadzać i wychodzić przed panną Clark na kogoś, kto miał pieniądze. Zaklął cicho pod nosem, sprawdzając po kolei wszystkie powiązania. Coś musiało być nie tak, chyba że zaczął wariować. Zawsze mógł po prostu strzelić sobie w łeb, kiedy tylko wróciłby do domu.
Gospod’ Bog… – mruknął cicho, uznając że wszystko było w porządku i dochodząc do wniosku, że pech zwyczajnie ponownie go dosięgnął i zapewne albo miał odczekać nie wiadomo ile na środku ulicy, albo powinien czekać na kogoś, kto oddaliłby to przeklęte fatum, które nad nim ciążyło.

Anita Peterson

: 19 wrz 2021, 12:21
Anita Peterson
008
Peterson wiedziała, że powrót do Lorne Bay zaczynał jej coraz bardziej ciążyć, a nie ułatwiać życie. Zdecydowanie daleko jej było do ciszenia się sielanką małego miasteczka, w którym kiedyś się wychowywała. Zapomniała jak łatwo było tutaj o plotki, a już na pewno można było zapomnieć o posiadaniu sekretów. Rozumiała, że spędzanie przyjemnych wieczorów z Loganem podczas robienia interesów to wywoływanie wilka z lasu, ale nie sądziła, że będzie musiała o tym słuchać na każdym rogu. Nie przejmowała się zbytnio, bo znowu zaczęła czuć to zawieszenie między myślami o tym, żeby tu zostać albo żeby wyjechać. Jak zawsze, kiedy zaczynała się czuć zbyt pewnie i bezpieczenia wiedziała, ze to moment na zmianę miejsca. Emerytura jej nie służyła i wiedziała, że nie oprze się już żadnemu kolejnemu zleceniu.
Wracała właśnie zza miasta, ostatnie kilka godzin spędziła na bezcelowym krążeniu po mieście i spalaniu paliwo po nic. To ją jednak odprężało i było prawdziwą modlitwą do Boga, w którego nie wierzyła. Wjechała właśnie do miasta z myślą o tym, żeby uzupełnić zapasy w lodówce. Od dłuższego czasu jedyne co mogła sobie zaserwować to światło z lodówki.
Pech jednak chciał, na szczęście nie jej, że zepsuty samochód zastawiał wjazd na mały parking, z którego zazwyczaj korzystała. Zmarszczyła brwi, ale nauczona doświadczeniem nie klęła pod nosem. W tym miasteczku nie miało to sensu, zatrzymała się więc za zepsutym samochodem i wysiadła z niego, idąc w stronę mężczyzny, który zdecydowanie nie wiedział co począć:
- Może jakoś pomóc? – Zapytała, wsuwając dłonie w kieszenie jeansów, jej pozycja była odrobinę zamknięta, bo do obcych zazwyczaj podchodziła z dystansem. – Może pomogę zepchnąć na parking, żeby nie utrudniał wjazdu? – Zasugerowała przyjaźnie, mając oczywiście na myśli swoje dobro. Egoistycznie sama chciała się na ten parking dostać.

Laurent Buchinsky

: 22 wrz 2021, 14:02
Laurent Buchinsky
Przeklinał samego siebie, że wybrał sobie takiego grata. I po co? Wszystko dlatego, że nie chciał rzucać się w oczy i móc udawać skromnego mieszkańca. A pomyśleć, że mógł wybrać coś lepszego. Choćby o odrobinę lepszego. Nigdy więcej podobnego złomu. Następnym razem porządnie rozejrzy się po placach albo zwyczajnie nie zgodzi się na podobne zadanie jakie otrzymał. Kopnął ponownie w bok auta, żeby w sekundę później ścisnąć zęby. Metalowe blachy były zbyt twarde, a w rezultacie zabolała go cała stopa.
Następnym razem zdecydowanie nie będzie udawać i weźmie coś lepszego. Bez względu na to jak dziwnie wyglądałoby lepsze auto u boku kogoś, kto teoretycznie był tylko pomocnikiem w Sanktuarium.
Był przekonany, że to był jego typowy pech i że jakoś był winny. Nie wiedział tylko czy chodziło o jego narzekanie na pannę Clark czy o coś innego. Gdzieś zgrzeszył i zwyczajnie los próbował się na nim odegrać. Spoglądał pod maskę, zastanawiając się co zawiodło. Nie mógł jednak dopatrzeć się niczego złego. Czyżby to głupie auto zwyczajnie padło? I nie było mu ratunku? Przymknął na chwilę oczy, próbując liczyć do dziesięciu w nadziei, że uda mu się uspokoić. Zatrzasnął maskę, ukazując swoja złość i już miał kląć na głos, kiedy usłyszał obcy głos.
Kobieta stała przed nim i pytała czy mogła mu jakoś pomóc. Duma podpowiadała, żeby odpowiedział nie, ale blokował wjazd na parking… zerknął w stronę auta za nią, rozumiejąc że prawdopodobnie chciała dostać się akurat tutaj, a on jej na to nie pozwalał. I co miał odpowiedzieć? Zacisnął na chwilę usta, rozważając nad opcjami… nie miał w sumie wyboru. Mógł sprawiać problemy swoim autem albo zgodzić się na pomoc płci pięknej.
Jeżeli to nie problem – odpowiedział po długiej pauzie spędzonej nad rozmyślaniem nad wszystkimi opcjami. – Proszę wybaczyć… nie wiedziałem, że… – że coś takiego się stanie? Nie wiedział nawet jak dokończyć swoją myśl. Czuł się jednak nieprzyjemnie. I miał ogromną chęć na wysłanie przeklętej terenówki na złomowisko, gdzie mogłoby rdzewieć po wieki wieków. Westchnął jedynie głośno, nie wiedząc co w ogóle powinien powiedzieć. Zaraz jednak zaczął przyglądać się nieznajomej, próbując ocenić czy aby na pewno mógł zaufać nieznajomej. Typowe zboczenie zawodowe.

Anita Peterson