: 14 gru 2021, 21:59
- Niestety nie. – Pokiwała głowę na boki żałując, że Florence nie pisała czegoś bardziej oczywistego i konkretnego. – Wspominała jedynie o ołtarzyku blisko Lorne, ale byłam tam i niczego nie znalazłam. – Niczego poza tym właśnie notatnikiem opisującym ów miejsce, do którego Flo najwyraźniej często chodziła i być może to tam spotkała na swej drodze kogoś, kto miał związek z komuną. – Może spisane przez nią słowa będą powielać się z wypowiedziami członków komuny. – Cały dzień szukała podobieństw, lecz jak na razie nie natrafiła na nic konkretnego. Jedynie zaznaczyła parę miejsc, o których wspominano w The Family, ale to nadal tylko poszlaki. Zbyt małe ziarenka, żeby móc je wykorzystać.
Słysząc pytanie zawiesiła uważne spojrzenie na Prescott. Czy brała tę opcję pod uwagę? Gdzieś podświadomie tak, ale długo nie dopuszczała tej myśli do głosu. Była ona cicha, prawie nic nieznacząca, bo łatwiej szukało się czegoś, co miało stałe miejsce zameldowania.
- Będzie trudniej – stwierdziła zgodnie z prawdą. – Możliwe, że nigdy ich nie znajdę chyba, że to oni będą chcieli znaleźć mnie. Nie dosłownie, ale muszą robić przystanki, żeby rekrutować nowych członków i najwyraźniej co jakiś czas jest nim również Lorne Bay. Wystarczy, żeby chcieli mnie zrekrutować. – A to będzie wymagać nieco więcej pracy i długiego czasu oczekiwania, ale była skłonna to zrobić. Dziennikarstwo wymagało poświęceń i choć Calie nie robiła tego dla artykułu, to gdyby rzeczywiście trafiła do komuny, najpewniej by go napisała. Trzasnęłaby cały felieton albo machnęłaby na książkę, o ile byłoby o czym pisać. Mogła się mylić i żadne The Family już nie istniało a Flo, Reggie i Poppy żyją sobie w poligamicznym związku gdzieś na Kajmanach.
Słuchała tego, co Presley miała do powiedzenia na temat kolonii, a potem poznanych w ciągu dnia osób. Przy tym wszystkim kiwała głową wzrok wciąż wbijając w ekran telefonu, na którym zaczytywała się na temat Dignidad. Drgnęła dopiero, kiedy papierowa torba uderzyła ją w dłoń z komórką.
- Mhm, dzięki. – Przez cały czas czytała, zaś drugą ręką na oślep grzebała w torbie. Najpierw załapała się na dwie frytki, które szybko wylądowały w buzi, a potem wyjęła ze środka zamówioną tortille z kurczakiem. Problem polegał na tym, że ta była opakowana a ona przecież miała zajętą drugą rękę. Zawiesiła się tak, wciąż nie odrywając spojrzenia od komórki aż znów poczuła coś zaskakującego. Uniosła wzrok na dłonie Presley, która z pobłażaniem odpakowała górną część trzymanego przed Calie jedzenia (bo jakby tak dalej siedziała, to nigdy by nie zjadła). - Próbował ci zaimponować – powiedziała czekając aż Prescott dokończy zadanie. – Tamten facet na desce. Na pewno nie pierwszy i nie ostatni amant. – Dwuznacznie pomachała brwiami sugerując, że w tym miejscu Presley na pewno miała branie. W Lorne też, ale wiadomo, że czasami lepiej poznawało się kogoś spoza miasta. Wtedy człowiek nie musiał się do czegoś zobowiązywać i nie spotykał tego kogoś na ulicy.
Wgryzła się w tortille wracając spojrzeniem na czytany tekst.
- Czemu nie.. – Zmieliła do końca i przełknęła resztkę tego co miała w buzi. – ..dziwi mnie, że założyciel był o oskarżony o pedofilie i zwiał z kraju? Mam wrażenie, że każdy z nich od czegoś uciekał. Nie tylko on. Wszyscy tacy ludzie byli szemrani albo mieli problemy psychiczne. Głównie skłonności narcystyczne, które karmili uważając się za bogów albo wielkich mędrców. Jak można wierzyć takim ludziom? Poleciałabyś na coś takiego? Na ich manipulacje i obietnice? – zapytała głównie z ciekawości, bo uważała, że sama by się nie dała. Wiedziała jednak, że komuny lub sekty nie wybierały pierwszej lepszej osoby. Był to ktoś, kto nie odnajdywał się w życiu, nie czuł przynależności do czegoś większego, nie był doceniony, kochany i wspierany przez bliskich (bo ich nie posiadał albo ci byli zjebani). Możliwe, że któregoś parszywego dnia, kiedy opuściłaby gardę mogłaby zostać zmanipulowana przez kogoś takiego.
Presley Prescott
Słysząc pytanie zawiesiła uważne spojrzenie na Prescott. Czy brała tę opcję pod uwagę? Gdzieś podświadomie tak, ale długo nie dopuszczała tej myśli do głosu. Była ona cicha, prawie nic nieznacząca, bo łatwiej szukało się czegoś, co miało stałe miejsce zameldowania.
- Będzie trudniej – stwierdziła zgodnie z prawdą. – Możliwe, że nigdy ich nie znajdę chyba, że to oni będą chcieli znaleźć mnie. Nie dosłownie, ale muszą robić przystanki, żeby rekrutować nowych członków i najwyraźniej co jakiś czas jest nim również Lorne Bay. Wystarczy, żeby chcieli mnie zrekrutować. – A to będzie wymagać nieco więcej pracy i długiego czasu oczekiwania, ale była skłonna to zrobić. Dziennikarstwo wymagało poświęceń i choć Calie nie robiła tego dla artykułu, to gdyby rzeczywiście trafiła do komuny, najpewniej by go napisała. Trzasnęłaby cały felieton albo machnęłaby na książkę, o ile byłoby o czym pisać. Mogła się mylić i żadne The Family już nie istniało a Flo, Reggie i Poppy żyją sobie w poligamicznym związku gdzieś na Kajmanach.
Słuchała tego, co Presley miała do powiedzenia na temat kolonii, a potem poznanych w ciągu dnia osób. Przy tym wszystkim kiwała głową wzrok wciąż wbijając w ekran telefonu, na którym zaczytywała się na temat Dignidad. Drgnęła dopiero, kiedy papierowa torba uderzyła ją w dłoń z komórką.
- Mhm, dzięki. – Przez cały czas czytała, zaś drugą ręką na oślep grzebała w torbie. Najpierw załapała się na dwie frytki, które szybko wylądowały w buzi, a potem wyjęła ze środka zamówioną tortille z kurczakiem. Problem polegał na tym, że ta była opakowana a ona przecież miała zajętą drugą rękę. Zawiesiła się tak, wciąż nie odrywając spojrzenia od komórki aż znów poczuła coś zaskakującego. Uniosła wzrok na dłonie Presley, która z pobłażaniem odpakowała górną część trzymanego przed Calie jedzenia (bo jakby tak dalej siedziała, to nigdy by nie zjadła). - Próbował ci zaimponować – powiedziała czekając aż Prescott dokończy zadanie. – Tamten facet na desce. Na pewno nie pierwszy i nie ostatni amant. – Dwuznacznie pomachała brwiami sugerując, że w tym miejscu Presley na pewno miała branie. W Lorne też, ale wiadomo, że czasami lepiej poznawało się kogoś spoza miasta. Wtedy człowiek nie musiał się do czegoś zobowiązywać i nie spotykał tego kogoś na ulicy.
Wgryzła się w tortille wracając spojrzeniem na czytany tekst.
- Czemu nie.. – Zmieliła do końca i przełknęła resztkę tego co miała w buzi. – ..dziwi mnie, że założyciel był o oskarżony o pedofilie i zwiał z kraju? Mam wrażenie, że każdy z nich od czegoś uciekał. Nie tylko on. Wszyscy tacy ludzie byli szemrani albo mieli problemy psychiczne. Głównie skłonności narcystyczne, które karmili uważając się za bogów albo wielkich mędrców. Jak można wierzyć takim ludziom? Poleciałabyś na coś takiego? Na ich manipulacje i obietnice? – zapytała głównie z ciekawości, bo uważała, że sama by się nie dała. Wiedziała jednak, że komuny lub sekty nie wybierały pierwszej lepszej osoby. Był to ktoś, kto nie odnajdywał się w życiu, nie czuł przynależności do czegoś większego, nie był doceniony, kochany i wspierany przez bliskich (bo ich nie posiadał albo ci byli zjebani). Możliwe, że któregoś parszywego dnia, kiedy opuściłaby gardę mogłaby zostać zmanipulowana przez kogoś takiego.
Presley Prescott