1.
Długo nie mogła w nocy zasnąć. Samochód przesiąkł resztkami jedzenia i zapachem energetyków, wydobywającym się ze świeżej plamy na siedzeniu kierowcy. Odkąd samochód stał się jej tymczasowym miejscem zamieszkania, nie potrafiła przywyknąć do tak niewielkiej przestrzeni, w dodatku w większości zajętej przez wciśnięte obok siebie walizki, no i kota, który był najmniej zadowolony z obecnej sytuacji, co zdawał się manifestować swoimi przeciągłymi miauknięciami, kiedy tylko była bliska odpłynięcia.
Nie mówiła o tym jeszcze rodzeństwu. Nie chciała psuć Zoyi wyjazdu, a Willowi dokładać kolejnych zmartwień, choć chyba największym powodem było zobligowanie do wytłumaczenia się, gdzie do cholery podziały się jej wszystkie oszczędności. Wszak stały dochód z sieci szkół nurkowania był wystarczający, żeby mogła zamieszkać w niewielkiej kawalerce zamiast aluminiowej puszki na kółkach.
Nie mówiła też o tym nikomu innemu, w sylwestrową noc prezentując się jak zazwyczaj - dobrze, w kiecce, a o północy żebrząc od siły wyższej o parę drobniaków na łazienkę. Była pewna, że jeśli niebawem nie wymyśli planu działania, ktoś posądzi ją o jakieś zbożne intencje, kiedy wreszcie nakryją ją pod prysznicem w tutejszym zespole szkół, który odwiedzała tylko dlatego, że woźny miał do niej słabość.
Gonitwę myśli wreszcie przepłoszył sen. Płytki, słaby, męczący. Z każdą kolejną godziną zamiast odpoczynku czuła jak jej głowa staje się cięższa, jakby ktoś postawił jej na głowie drewniany kloc. Albo kota. Cholera. Świadomość powoli zaczynała przejmować stery, wydając kolejno komunikaty do mózgu, rąk, powiek, ale zapominając o nogach. Najpierw zdjęła z siebie kota, który niemalże pozbawił ją oddechu, a potem zamrugała kilka razy ciężko, jakby jej powieki skleiły się czymś na amen. Dopiero po kilku sekundach dotarło do niej, że ktoś przygląda jej się zza szyby.
Pierwszą reakcją był... W-R-Z-A-S-K. Drugą - przekleństwo, a trzecią panika, w której zaczęła szamotać się po samochodzie, kolejno zwalając z siedzeń sterty ubrań, notatki i pieprzonego powerbanka, którego nie powinna ruszać, bo kabel przerywał, a spędzanie wieczności w Maku żeby naładować telefon, nie należało do najprzyjemniejszych elementów dnia.
- Eeeee...eeeej! Kurwa, odłóż ten kamień! - właśnie w tej chwili zorientowała się, że mężczyzna trzymał w ręku szarą bryłę, którą celował w okno. Może i noce w Lorne bywały ciepłe, ale niespecjalnie chciała je spędzać na świeżym powietrzu, w towarzystwie komarów i potencjalnych zboków.
- C-co Ty tutaj robisz? - spojrzała na niego nieufnie, zrywając się do pozycji siedzącej. Co prawda to on powinien zadać jej to pytanie, ale nie myślała jeszcze trzeźwo. Przyjrzała mu się. Znała go ze szkoły. Ostatnim razem widzieli się tego dnia, kiedy zaczęła pracę w tym podłym czasopiśmie.
Rusty Overgaard