Rozmowy o uczuciach nigdy nie były łatwe, tym bardziej w wykonaniu ich rodziny. Ani Miles, ani Marlon, ani Yarka nie potrafili o nich mówić i zawsze motali się w słowach, wybierając najgorsze możliwe decyzje, których później przyszłoby im żałować. Oczywiście, każde z nich było zupełnie inne, ich charaktery nie zawsze ze sobą grały, ale przynajmniej pod tym względem byli podobni.
I tym razem Milesowi nie na rękę opowiadać o tym co zaszło w jego mieszkaniu; w duchu upomina się jednak, że to Marlon, że nic takiego się nie stanie, jeśli się otworzy i porozmawia z nim jak człowiek z człowiekiem, a nie będzie rzucać półsłówkami. Z zaciekawieniem zerka na niego, spodziewając się nieco innej reakcji — mężczyzna wygląda, jakby rzeczywiście przetrawiał informacje. Niemal czuł jego procesy myślowe; to jak łączy kropki w myślach, by zaraz ogłosić werdykt, który… No cóż, nie odbiegał zbytnio od prawdy.
— Tak, sam nie wiem czemu — przyznaje niechętnie i już zagląda pod barek, by znaleźć świeżą pomarańczę, i tym samym, ukryć swoje zażenowanie. Czyżby naprawdę był takim psem ogrodnika? Nie powinno go to obchodzić, w końcu miał piękną dziewczynę, a tamta dwójka była singlami i na dodatek pałali do siebie sympatią. Czy miał być tym, który stanie na drodze ku szczęściu swojego najlepszego przyjaciela? Marlon po raz kolejny zdaje się czytać mu w myślach. Prostuje się, sięga po nóż i jednym szybkim cięciem przepoławia owoc na pół.
— Doskonale. Jest cudowna jak zawsze, choć nie ukrywam, że czuję delikatną presję. Mam wrażenie, że jakby mogła, to sama wyskoczyłaby z pierścionkiem. No i na dodatek, chce bym zostawił tamtym mieszkanie, a sam przeniósł się do niej — nim brat, zdoła cokolwiek powiedzieć, wyciąga w jego kierunku nóż (nie grozi mu, absolutnie), jakby chciał zaznaczyć punkt
— I nie, to nie jest dobry pomysł. To jest fatalny pomysł. Sam nie wiem, co mnie ugryzło, ale kurwa, nie mogę znieść myśli o tym, że Violet miałaby wybrać jego.
Stało się, wyrzucił to z siebie. Poirytowany swoimi słowami, wrzuca ostrze do zlewu, wylewa zawartość shakera do przygotowanej wcześniej szklanki i zabiera się za dekorację drinka, tym samym uważnie słuchając brata. Co prawda, liczył na jakieś pikantniejsze newsy, ale te też się nadadzą.
— Najważniejsze, że robisz to co kochasz i robota nie jest dla Ciebie męczarnią — sam nie mógł tego powiedzieć o swoim zawodzie, w końcu porzucił swoją wymarzoną pracę kilka lat temu.
— A masz czas chociaż na jakieś randki? — próbuje wypytać, na swój sposób delikatnie. Dawno nie słyszał, by w życiu jego brata zawitał ktoś specjalny. Może tym razem mógł zaskoczyć Milesa?
Marlon Vanderberg