: 10 paź 2021, 01:22
Sama określiłaby siebie raczej, jako osobę, której trudno zaufać i może właśnie przez to ludzie czuli się w jej towarzystwie swobodnie? Bo niczego nie oczekiwała, a przy tym wcale nie oceniała? Nie, żeby była taka wyrozumiała, zwyczajnie sama narobiła w życiu na tyle głupstw, by wiedzieć, że jest ostatnią osobą do prawienia innym morałów. Nie miała więc problemu, gdy ktoś jej się zwierzał i z mężczyznami też dogadywała się lepiej, niż z kobietami, chociaż... pewnie przez to ci widzieli w niej głównie materiał na kumpla, albo przygodę. W każdym razie, kiedy Richard się przed nią otwierał, Pearl pozostawiała mu przestrzeń do ubrania wszystkiego w takie słowa, w jakie chciał. Mogłaby powiedzieć, że przeszła przez to samo, że też była ćpunką i wie, jak to jest, ale nie zrobiła tego. Zabawnym była człowiekiem... mówiła więcej, niż inni, zdawała się być otwartą księgą, wręcz ordynarnie odartą z tajemnicy i intymności, ale ostatecznie czy wiele było osób, którym pozwoliła na to, by dobrze ją poznały? Pewnie to był jej problem... wolała dawać otoczeniu to, co zdawało jej się być cool, zamiast stawiać na te części, których zgodnie z jej mniemaniem nikt i tak nie chciał oglądać.
- Ale jesteś czysty... to zasługuje na to, by dać ci szansę - nie chciała dać za wygraną, chociaż rozumiała tą potrzebę krytycznego oceniania samego siebie. W sumie w zaciszu własnych myśli robiła to samo. Mimo wszystko ucieszyło ją to, że mieli podobną opinię na temat jego znajomych z pracy. Oby karma do niej nie wróciła, gdy w przyszłości przyjdzie jej być na łasce innego strażaka. - Nie wyglądasz na typa, który ma problem ze znalezieniem sobie panny - oceniła, mrużąc nieco oczy, a zaraz potem westchnęła cicho, bo nie chciała teraz skupiać się na sobie, kiedy to on był w gorszym stanie. - Nic zagrażającego życiu, bo prostu połamane ostre gałęzie i moje plecy nie stanowią zgranego połączenia - zażartowała, by nieco ująć swoim obrażeniom, bo po prostu tak już miała, że lubiła zgrywać silniejszą, niż była w rzeczywistości. Po prostu. Lubiła nosić skórkę i okulary przeciwsłoneczne i inne takie banały, które dawały wrażenie ostrej laski, która wie, czego chce od życia. Było to o wiele lepszym obrazkiem, niż typowa Pearl Campbell, która krzyczy na widok pająków i przynajmniej raz w miesiącu googluje, jak uruchomić pralkę.
- Nie żartuj sobie ze mnie, jak się o ciebie martwię! - fuknęła, nie wierząc, że śmiał się w takiej sytuacji. Była cholerną hipokrytką, bo pewnie na jego miejscu robiłaby to samo, no ale... no cóż, nikt nie jest idealny, a Pearl nawet do tego nie aspiruje. - Auto? Takie duże na kołach? Robi brum brum? - ironizowała, mrużąc oczy jeszcze bardziej. - Ogarnę - dodała w końcu, ale naprawdę się martwiła. Nie tak to miało wyglądać. - Zaś ta mała... - rzuciła z przekąsem, próbując się uspokoić. Przede wszystkim w końcu podniosła się z niego i kiedy już stanęła na nogi, wyciągnęła w jego kierunku dłoń. - Nazywam się Pearl, możesz spróbować zapamiętać, koleś - dodała z łobuzerskim uśmiechem, który miał jej dodać animuszu i ukryć to, że naprawdę była przerażona stanem jego zdrowia. Też z uwagi na to, jak już tylko oboje stanęli na równych nogach, zaraz sięgnęła po papierosa, uznając, że na tym etapie ich dziwnej znajomości, nie musi pytać, czy będzie mu przeszkadzało, jeśli zapali, po prostu wyciągnęła własną paczkę i w jego kierunku.
Richard Remington
- Ale jesteś czysty... to zasługuje na to, by dać ci szansę - nie chciała dać za wygraną, chociaż rozumiała tą potrzebę krytycznego oceniania samego siebie. W sumie w zaciszu własnych myśli robiła to samo. Mimo wszystko ucieszyło ją to, że mieli podobną opinię na temat jego znajomych z pracy. Oby karma do niej nie wróciła, gdy w przyszłości przyjdzie jej być na łasce innego strażaka. - Nie wyglądasz na typa, który ma problem ze znalezieniem sobie panny - oceniła, mrużąc nieco oczy, a zaraz potem westchnęła cicho, bo nie chciała teraz skupiać się na sobie, kiedy to on był w gorszym stanie. - Nic zagrażającego życiu, bo prostu połamane ostre gałęzie i moje plecy nie stanowią zgranego połączenia - zażartowała, by nieco ująć swoim obrażeniom, bo po prostu tak już miała, że lubiła zgrywać silniejszą, niż była w rzeczywistości. Po prostu. Lubiła nosić skórkę i okulary przeciwsłoneczne i inne takie banały, które dawały wrażenie ostrej laski, która wie, czego chce od życia. Było to o wiele lepszym obrazkiem, niż typowa Pearl Campbell, która krzyczy na widok pająków i przynajmniej raz w miesiącu googluje, jak uruchomić pralkę.
- Nie żartuj sobie ze mnie, jak się o ciebie martwię! - fuknęła, nie wierząc, że śmiał się w takiej sytuacji. Była cholerną hipokrytką, bo pewnie na jego miejscu robiłaby to samo, no ale... no cóż, nikt nie jest idealny, a Pearl nawet do tego nie aspiruje. - Auto? Takie duże na kołach? Robi brum brum? - ironizowała, mrużąc oczy jeszcze bardziej. - Ogarnę - dodała w końcu, ale naprawdę się martwiła. Nie tak to miało wyglądać. - Zaś ta mała... - rzuciła z przekąsem, próbując się uspokoić. Przede wszystkim w końcu podniosła się z niego i kiedy już stanęła na nogi, wyciągnęła w jego kierunku dłoń. - Nazywam się Pearl, możesz spróbować zapamiętać, koleś - dodała z łobuzerskim uśmiechem, który miał jej dodać animuszu i ukryć to, że naprawdę była przerażona stanem jego zdrowia. Też z uwagi na to, jak już tylko oboje stanęli na równych nogach, zaraz sięgnęła po papierosa, uznając, że na tym etapie ich dziwnej znajomości, nie musi pytać, czy będzie mu przeszkadzało, jeśli zapali, po prostu wyciągnęła własną paczkę i w jego kierunku.
Richard Remington