our souls have conversations words could never describe
: 08 wrz 2021, 14:05
Od kilku dni nie bardzo mogła spać. Kiedy dowiedziała się, że rzeczywiście dostała swoją upragnioną pracę, nagle zaczęła się tym strasznie denerwować. Choć miała wrażenie, że może dobrze się tam odnaleźć, jakąś jej część obawiała się, że nie podoła. Doskonale zdawała sobie bowiem sprawę z tego, że miała tendencję do psucia wszystkiego, co było dla niej korzystne. Nie robiła tego celowo, ale chyba po prostu takiego już miała pecha, przez co nic nie wychodziło tak, jak mogłaby tego oczekiwać. Właśnie tak sprawa miała się ze związkami, ale także wszystkim, co dotyczyło jej życia zawodowego, albo możliwości dalszego rozwoju. Nie bez powodu rzuciła przecież studia, a także uciekała od każdego innego rodzaju odpowiedzialności, którego widmo pojawiało się na horyzoncie.
Próbowała zasnąć już dłuższy czas, kiedy ekran jej telefonu rozświetlił się. Nie musiała sprawdzać, aby domyślić się kto był tego przyczyną, dlatego na jej twarzy momentalnie wymalował się uśmiech. Była to kolejna z tych rzeczy, które charakterystyczne były dla jej znajomości z Albertem, i do których przyzwyczaiła się do tego stopnia, że nie umiała wyobrazić sobie ich braku. Nie zawsze wdawała się z nim w dyskusję, ponieważ czasami po prostu budziła się do wiadomości czekającej na nią rano, ale dziś tak się złożyło, że i ona nie była w stanie zmrużyć oka. Choć wydać się to może niezwykle dziecinne, zamiast podnieść się z łóżka i przejść się do kolejnego pokoju, ona po prostu odpisała mu, ciągnąć tę pozornie bezsensowną dyskusją dalej. Co ciekawe, uśmiech ani na moment nie schodził jej przy tym z twarzy. Nie wiedzieć czemu, Raynott wpływał na nią nie tylko uspokajająco, ale także skutecznie poprawiał jej humor, kiedy doskwierały jej jakieś zmartwienia. Uwielbiała przebywać w jego towarzystwie, ale to nie było konieczne, aby poczuła się lepiej. Czasami wystarczyła po prostu jakaś krótka wiadomość, albo sygnał, że mogła na niego liczyć, aby zrobiło jej się przyjemniej. Właśnie tak wyglądało to tej nocy, ale kiedy Albert po raz kolejny zarzucił jej rzucanie obietnic bez pokrycia, Carlie w końcu wytoczyła się z własnego łóżka. Na bose stopy wymaszerowała z własnego pokoju, starając się być na tyle cicho, aby przypadkiem nie obudzić Rona, który pewnie w przeciwieństwie do nich smacznie sobie już spał, a później równie cicho wślizgnęła się do pokoju Alberta, który leżał właśnie na swoim łóżku. Korzystając z tego, że ułożony był na brzuchu, Carlie bez ostrzeżenia wskoczyła na niego, usadawiając się na jego pośladkach. - Mówiłam, żebyś się ubrał - przypomniała, po czym delikatnie poklepała go dłońmi po plecach. Całkiem dobrze zbudowanych, swoją drogą, ale… nie powinna chyba tak ciągle zauważać, że wszystko miał ładne.
Albert Raynott