//
Podróż do Cairns, którą sobie zaplanował kilka dni temu, miała kilka docelowych miejsc, które chciał załatwić za jednym razem. Z początku ustalił, że będą to trzy dni, podczas których odwiedzi potencjalne miejsce pracy, kancelarię w której załatwiał sprawy wuja, wpadnie do jego znajomego oraz zahaczy o lotnisko. Sam nie wiedział czy ostatni punkt to konieczność czy raczej opcja jedna z wielu. W teorii nie chciał wracać do Stanów gdzie zostawił za sobą życie oraz ciągnące się problemy. To oznaczałoby kapitulację i posypianie głowy popiołem na znak tego, że jest po prostu nieudacznikiem. Z karierowicza, który brylował na salonach i działał w redakcji w Denver, zostało niewiele oprócz wspomnień i materiałów na stronie, które wciąż podpisane były jego imieniem. Jasne, były jeszcze książki, które napisał i które miał napisać jeśli tylko dostanie przypływu weny i wsparcia od samego wydawnictwa. Póki co czuł się nieco na straconej pozycji, ale walczył wciąż
Pokazywała to między innymi jego wizyta w Cairns Post, gdzie to chciał zostawić swoje CV i dobre wrażenie, przechadzając się po budynku i zagadując ludzi. W teorii wysłał już swoje papiery drogą elektroniczną, ale nie przyniosło to jakiegoś spektakularnego efektu. Praca z Joelem nie była najgorsza i szanował każdy pieniądz i dochód, jednak chciał znów poczuć to coś. Tą ekscytację i klawiaturę pod palcami, a także dreszcz emocji przy doszukiwaniu się materiału na dobry reportaż. Był w tym dobry i nie zapomniał tego zawodu, jedynie może był lekko zardzewiały i potrzebował przysłowiowego kopa.. Na pewno nie da się jednak wykopać na drzwi i zdecydowany pozostał podczas swojej wizyty w tym miejscu. Ubrany w jeden z lepszych garniturów od przyjaciela, wszedł na rozmowę o pracę jak po swoje. Miał ze sobą swoje książki i materiały, za które kiedyś otrzymał nagrody, gdy pracował i żył w Denver. Starał się być sobą i rzucić potencjalnego pracodawcę na kolana, z nadzieją iż to będzie owocne i dostanie tutaj posadę.
Po całej rozmowie w jednym z pomieszczeń, Jordan będąc na fali postanowił pokręcić się po tym miejscu, może też i zapoznać się z otoczeniem albo podpytać ludzi o coś co może mu pomóc w ewentualnym wypadku. Nie żeby coś, ale nigdzie mu się nie spieszyło skoro na te kilka dni został w miasteczku. Jazda w jedną a potem w drugą stronę do Lorne wydawała się mało praktyczna, a skoro mieli tutaj tani motel, to tam się też i zatrzymał.
- Pracujesz tu? - zagadnął w pewnym momencie mijaną kobietę. W teorii jego pytanie było durne, bo pewnie była to raczej oczywista oczywistość, ale musiała mu to nieznajoma wybaczyć. Aktualnie czuł się jak na haju albo po dobrej kawie, a tej Australijczycy chyba nigdy nie mieli dość. Był dziwnie pobudzony, a nawet nic nie wypił, ale to pewnie była wciąż fala emocji przy okazji całego procesu z rozmową o prace.
- Jasne, że tak. Co za głupie pytanie na równi z tym gdzie jesteśmy? Który mamy rok? - rzucił zaraz, co pewnie spowodowało, że kobieta jeszcze bardziej mogła wziąć go za idiotę albo jakieś pojebanego typa. Odchrząknął jednak zaraz i dał jej się swobodnie wypowiedzieć, próbując po prostu techniki oddechu dla uspokojenia. Co się z nim działo? Cóż, miał dużo w ostatnim czasie misz-maszu w swoim życiu, w tym przeboje na każdej płaszczyźnie życia. Praca, potencjalna poważna relacja, problemy finansowe, które nie miały końca i jeszcze ciągłe rozmyślanie nad zostaniem w Australii a wylotem stąd. To wszystko mogło go przytłoczyć naraz, ale dzielnie próbował walczyć o ten lepszy moment w życiu, o coś dobrego wreszcie po paśmie plag, jakich doznał.
clancy beardsley