we found love in a hopeless place
: 06 wrz 2021, 12:53
Ucieczka.
Jedynie to ma w głowie, gdy z plecakiem zaledwie wpada na stację kolejową i upycha niewielki bagaż w skrytce, po czym z niewielką ilością pieniędzy i dowodem osobistym w kieszeni idzie przed siebie. Jest tak zła, że nie chce jej się spać.
Chce się napić, może zaliczyć jakąś imprezę. W końcu jest lato, przerwa między semestrami, powietrze pachnie rozgrzanym betonem, drzewami, oceaniczną bryzą i czymś niemal słodkim, miodowym, idealnie komponującym się ze scenerią ostatnich chwil zachodu słońca.
Decyduje, że zasługuje na to, by się nieco rozerwać, a nie zadręczać myślami o tym co było, i co mogłoby być. Chce zapomnieć o cholernym Ashworthcie, całej tej jego farmie, błękitnych oczach i nienaprawialnym charakterze, który jednocześnie był dla niej oparciem w tradycyjny, męski sposób, ale i przekleństwem, z oślim uporem w roli głównej. Polly nie rozumie skąd to jego bezbrzeżne przywiązanie do kawałka ziemi i paru sztuk zwierząt uprawnych. Arizonę mogliby przecież wziąć ze sobą gdziekolwiek i pozostawić w opiece ogrodu zoologicznego i odwiedzać ją często.
Nogi same prowadzą ją przed siebie, a wiatr rozwiewa długie włosy. Najpierw nieco kluczy bez celu, ale finalnie bezwiednie i przypadkowo wybiera lokal, do którego wchodzi i z zadowoleniem odnotowuje, jak jej nastrój natychmiast zmienia się wraz ze scenerią. Jej obcasy stukają po drewnianej podłodze, jednak dźwięki giną zagłuszone muzyką, która wypełnia niewielki klub szczelnie i gęsto, jakby była fizycznym elementem, pierwiastkiem ciężkim zawieszonym w powietrzu. Czuje, jak napięcie z jej ramion odpuszcza kiedy podchodzi do baru i zamawia gin z tonikiem, a humor poprawia się jeszcze bardziej na widok znajomej twarzy.
”Siema, wreszcie wakacje, co?” zagaduje Ricka i siada obok niego. W sekundę topnieje granica między korepetytorką, a uczniem - ani na sekundę nie sądzi, że jej lekcje pomogły bardziej niż forsa starego Remingtona, który zresztą zawsze dawał jej za korepetycje więcej, niż się umówili, a finalnie kwestię problemów szkolnych Ricka załatwiały dopiero przyjemne dotacje na szkolną salę komputerową, bibliotekę, czy boiska sportowe.
A przynajmniej tak podejrzewa Polly, która sama musiała ślęczeć nocami i zakuwać historię, sztukę, czytać lektury i rozpisywać wyrażenia algebraiczne, żeby wysokimi notami załapać się na stypendium. Jej pożal się Boże ojciec wolałby spalić aktówkę z gotówką w kominku niż pomóc córce w jej dorosłym życiu.
Nawet nie fatyguje się by odwiedzać rodzinny dom, od kiedy wyprowadziła się krótko po ukończeniu liceum.
”Jakieś plany?” otrząsa się z niepożądanych myśli i skupia na tym, co tu i teraz. Gin, muzyka, Richard.
Richard Remington
Jedynie to ma w głowie, gdy z plecakiem zaledwie wpada na stację kolejową i upycha niewielki bagaż w skrytce, po czym z niewielką ilością pieniędzy i dowodem osobistym w kieszeni idzie przed siebie. Jest tak zła, że nie chce jej się spać.
Chce się napić, może zaliczyć jakąś imprezę. W końcu jest lato, przerwa między semestrami, powietrze pachnie rozgrzanym betonem, drzewami, oceaniczną bryzą i czymś niemal słodkim, miodowym, idealnie komponującym się ze scenerią ostatnich chwil zachodu słońca.
Decyduje, że zasługuje na to, by się nieco rozerwać, a nie zadręczać myślami o tym co było, i co mogłoby być. Chce zapomnieć o cholernym Ashworthcie, całej tej jego farmie, błękitnych oczach i nienaprawialnym charakterze, który jednocześnie był dla niej oparciem w tradycyjny, męski sposób, ale i przekleństwem, z oślim uporem w roli głównej. Polly nie rozumie skąd to jego bezbrzeżne przywiązanie do kawałka ziemi i paru sztuk zwierząt uprawnych. Arizonę mogliby przecież wziąć ze sobą gdziekolwiek i pozostawić w opiece ogrodu zoologicznego i odwiedzać ją często.
Nogi same prowadzą ją przed siebie, a wiatr rozwiewa długie włosy. Najpierw nieco kluczy bez celu, ale finalnie bezwiednie i przypadkowo wybiera lokal, do którego wchodzi i z zadowoleniem odnotowuje, jak jej nastrój natychmiast zmienia się wraz ze scenerią. Jej obcasy stukają po drewnianej podłodze, jednak dźwięki giną zagłuszone muzyką, która wypełnia niewielki klub szczelnie i gęsto, jakby była fizycznym elementem, pierwiastkiem ciężkim zawieszonym w powietrzu. Czuje, jak napięcie z jej ramion odpuszcza kiedy podchodzi do baru i zamawia gin z tonikiem, a humor poprawia się jeszcze bardziej na widok znajomej twarzy.
”Siema, wreszcie wakacje, co?” zagaduje Ricka i siada obok niego. W sekundę topnieje granica między korepetytorką, a uczniem - ani na sekundę nie sądzi, że jej lekcje pomogły bardziej niż forsa starego Remingtona, który zresztą zawsze dawał jej za korepetycje więcej, niż się umówili, a finalnie kwestię problemów szkolnych Ricka załatwiały dopiero przyjemne dotacje na szkolną salę komputerową, bibliotekę, czy boiska sportowe.
A przynajmniej tak podejrzewa Polly, która sama musiała ślęczeć nocami i zakuwać historię, sztukę, czytać lektury i rozpisywać wyrażenia algebraiczne, żeby wysokimi notami załapać się na stypendium. Jej pożal się Boże ojciec wolałby spalić aktówkę z gotówką w kominku niż pomóc córce w jej dorosłym życiu.
Nawet nie fatyguje się by odwiedzać rodzinny dom, od kiedy wyprowadziła się krótko po ukończeniu liceum.
”Jakieś plany?” otrząsa się z niepożądanych myśli i skupia na tym, co tu i teraz. Gin, muzyka, Richard.
Richard Remington