Nie rozumiała, co działo się z Happym, ale nie było żadnych wątpliwości co do tego, że zupełnie mu teraz nie ufała. Ani w to, że czuł się
wspaniale, ani w szczerość jego reakcji, ani w to, jaki nagle
inny zrobił się w obyciu. Czy to możliwe, że w ten sposób próbował po prostu zagłuszyć bolesne wspomnienia, odwracając od nich swoją uwagę? U d a j ą c, aż to udawanie stanie się wreszcie szczere? Zdaniem Viper, w grę wchodziło wyłącznie to albo narkotyki. Dotarli już w swojej relacji do takiego miejsca, w którym w pewien pokręcony sposób czuła się za niego odpowiedzialna, a to poczucie umocniło się tylko po tym, jak - nieskromnie mówiąc - uratowała mu życie przed paroma tygodnia, nic więc dziwnego, że teraz czuła się zobligowana do odkrycia, co takiego było z Brightem nie tak.
Ale to wymagało rozmowy. I to pewnie nie takiej, jak teraz: szorstkiej, pełnej deprecjonowania i pogardliwości, tylko raczej troskliwej, ciepłej i zachęcającej do otwarcia się - to znaczy stanowiącej jednocześnie piętę Achillesową Viper Monroe. Nieważne, jak genialna by nie była w różnych obszarach nauki i sztuki - techniki oratorskie należały dla niej do obszaru wiedzy tajemnej, której nigdy nie zdołała posiąść, a ze sztuczek psychologicznych obyta była jedynie z manipulacją, na którą Happy powoli chyba, ku jej nieszczęściu, zaczynał się uodparniać. Nie była więc pewna czy lepszą techniką było granie w jego dziwne gierki, czy przypieranie do muru, bo jak na razie Bright jej dość otwarte sugestie o tym, że nie wierzyła mu, że wszystko jest tak
super, zdawał się zbywać.
I jeszcze w tym wszystkim uznał, że prowokowanie jej i granie głupa będzie najlepszą taktyką do obrania. Kiedy chłopak podsunął w jej stronę żółwia, drugą rękę zawieszając na takiej wysokości, że miała ochotę w tym momencie przypomnieć mu dość dobitnie, że pod jej koszulką nie było zupełnie n i c z e g o, zdołała tylko spojrzeć na niego tak, jakby zupełnie postradał rozum i zanim zdążyła zwyzywać go wszystkimi tymi epitetami, które cisnęły jej się na usta, ten kretyn znowu ośmielił się zaśmiać i (to akurat na szczęście) chyba zrezygnował z tego durnego pomysłu, uwzględniającego znęcanie się nad zwierzętami.
Ale okazało się, że to jeszcze nie był wcale szczyt idiotyzmu Brighta, bo kiedy usłyszała jego kolejne słowa, wytrzeszczyła na niego oczy i w pierwszej nerwowej reakcji zaśmiała się krótko, choć nie było w tym ani odrobiny rozbawienia - raczej frustracja, może złość i chyba nawet odrobina czegoś na kształt... zranienia? Pokręciła głową, wpatrując się w niego uparcie i zaciskając mocno wargi, powstrzymując się tym samym od ostatecznego wybuchnięcia.
Uspokój się, Viper. Nie, w tym nigdy nie była dobra - w
uspokajaniu - nawet, jeśli wiedziała dobrze, że żeby dowiedzieć się, o co chodzi Happy’emu, nie powinna wyskakiwać na niego z ryjem.
-
Wow - mruknęła tylko najpierw, mierząc go spojrzeniem. Przez krótką chwilę jeszcze ze sobą walczyła, ale w końcu nie wytrzymała; nigdy nikomu nie pozwalała na traktowanie się w ten sposób i Bright nie miał prawa stanowić w tym temacie wyjątku. -
Wiesz co, Happy? Pierdol się. Myślałam, że jesteś inny niż wszyscy, ale najwidoczniej się myliłam. - Nie sposób było nie usłyszeć w tych słowach wyrzutu, bo przecież nie przywykła do przyznawania się do tego, że mogła ocenić jakąś sytuację w niewłaściwy sposób. -
Sam sobie poszukaj żółwi czy tam chrząszczy. Nara - fuknęła jeszcze, poprawiła torbę na ramieniu, a następnie po prostu wyminęła go bez słowa, nawet na niego nie patrząc.
Była zła. Wściekła. Wkurwiona. Zraniona? Na pewno zirytowana. Dlatego, kiedy przedzierała się przez kolejne chaszcze, nie oglądała się nawet za siebie, żeby sprawdzić czy Happy zdecydował się za nią podążyć. Nie miała w tym momencie żadnych zasobów, żeby być w stanie z nim na spokojnie porozmawiać.
Happy Bright