the past is a foreign country; they do things differently there
: 04 wrz 2021, 22:35
#1
Ostry dźwięk dzwonka przeszył względną ciszę, w której od samego ranka była pochłonięta niewielka farma na uboczu Lorne Bay. Odstraszała swoim stanem wszystkie zbłądzone duszyczki, a on uczynił z niej własne miejsce ucieczki. Współgrał z tym nędznym obrazem, rozlatując się jak wszytko wokoło przy mocniejszej interakcji - przegrywał z własną niepamięcią, ściganą desperackim szlakiem zapisków porozrzucanych po całym poddaszu. Zdania, pojedyncze słowa - co z tych przebłysków było prawdziwe? A zaspany po całonocnej walce z umykającymi wspomnieniami ze zmarszczonymi brwiami wsłuchiwał się w damski głos w słuchawce - powiadomienie o poszkodowanej? Chwilę zajęło połączenie mu wszystkich faktów, na które zareagował niezgrabnym zerwaniem się z samotnie rzuconego na drewnianą podłogę materaca. Powinienem pojechać?
Jeszcze przed wejściem do samego szpitala zdążył wypalić w pośpiechu z połowę papierosa, zgaszonego przed samymi drzwiami pod oceniającym wzrokiem wielce niezadowolonej pielęgniarki. Ciarki przeszły mężczyznę po całym ciele, kiedy przekroczył szpitalny próg i ruszył prosto do oczekującej kobiety w recepcji. Do kogo pan przyszedł? - na długo jeszcze rozbijało się w chaosie jego myśli, gdy wędrował korytarzami, szukając wskazanego numeru sali. Do kogo, Lancelocie? Zapukał krótko, sam nie wiedząc, na co liczyć - ciszę czy zaproszenie do środka? Dopiero z tych rozmyślań wyrwał go kobiecy głos zza drzwi, które prędko otworzył i następnie zamknął za sobą. Narzeczona, Lara, Dilara półsiedziała na jednym ze szpitalnych łóżek powleczonych w przykrochmalone prześcieradła - dokładnie te same z jego pierwszych dni życia po przebudzeniu się z nicości. Z lekko rozchylonymi ustami czuł się niczym rzucony na głęboką wodę.
- Zadzwonili do mnie ze szpitala - zaczął od razu, gdy ich spojrzenia się ze sobą skrzyżowały. Sam nie potrafił zrozumieć dlaczego, lecz czuł przemożną potrzebę wytłumaczenia własnej obecności w tym miejscu - z nią. Wszakże wkradał się w ten obrazek zatroskanego narzeczonego; należący do obcego mężczyzny, którego cały świat w nim widział... och losie, poza nim. - Jak się czujesz... to coś poważnego? - Niepewność była dość łatwo dostrzegalna w wypowiadanych powoli słowach, jakby starannie w umyśle dobierał każde z nich. Patrząc na Larę nie potrafił w pełni stwierdzić, w jakim aktualnie była stanie - czyż to nie zwiastowało czegoś okropnego? Niedostrzegalnego i niszczącego człowieka okrutnie od środka, gdyż tak właśnie był zbudowany świat. Najgorsze rzeczy kryły się daleko poza wzrokiem samych zainteresowanych, zaskakując ich w najbardziej nieodpowiednim momencie. Nim zdążył cokolwiek na ten temat dodać, upomniał się w myślach i przystanął w połowie drogi od drzwi do szpitalnego łóżka, które zajmowała.
lara harding
Ostry dźwięk dzwonka przeszył względną ciszę, w której od samego ranka była pochłonięta niewielka farma na uboczu Lorne Bay. Odstraszała swoim stanem wszystkie zbłądzone duszyczki, a on uczynił z niej własne miejsce ucieczki. Współgrał z tym nędznym obrazem, rozlatując się jak wszytko wokoło przy mocniejszej interakcji - przegrywał z własną niepamięcią, ściganą desperackim szlakiem zapisków porozrzucanych po całym poddaszu. Zdania, pojedyncze słowa - co z tych przebłysków było prawdziwe? A zaspany po całonocnej walce z umykającymi wspomnieniami ze zmarszczonymi brwiami wsłuchiwał się w damski głos w słuchawce - powiadomienie o poszkodowanej? Chwilę zajęło połączenie mu wszystkich faktów, na które zareagował niezgrabnym zerwaniem się z samotnie rzuconego na drewnianą podłogę materaca. Powinienem pojechać?
Jeszcze przed wejściem do samego szpitala zdążył wypalić w pośpiechu z połowę papierosa, zgaszonego przed samymi drzwiami pod oceniającym wzrokiem wielce niezadowolonej pielęgniarki. Ciarki przeszły mężczyznę po całym ciele, kiedy przekroczył szpitalny próg i ruszył prosto do oczekującej kobiety w recepcji. Do kogo pan przyszedł? - na długo jeszcze rozbijało się w chaosie jego myśli, gdy wędrował korytarzami, szukając wskazanego numeru sali. Do kogo, Lancelocie? Zapukał krótko, sam nie wiedząc, na co liczyć - ciszę czy zaproszenie do środka? Dopiero z tych rozmyślań wyrwał go kobiecy głos zza drzwi, które prędko otworzył i następnie zamknął za sobą. Narzeczona, Lara, Dilara półsiedziała na jednym ze szpitalnych łóżek powleczonych w przykrochmalone prześcieradła - dokładnie te same z jego pierwszych dni życia po przebudzeniu się z nicości. Z lekko rozchylonymi ustami czuł się niczym rzucony na głęboką wodę.
- Zadzwonili do mnie ze szpitala - zaczął od razu, gdy ich spojrzenia się ze sobą skrzyżowały. Sam nie potrafił zrozumieć dlaczego, lecz czuł przemożną potrzebę wytłumaczenia własnej obecności w tym miejscu - z nią. Wszakże wkradał się w ten obrazek zatroskanego narzeczonego; należący do obcego mężczyzny, którego cały świat w nim widział... och losie, poza nim. - Jak się czujesz... to coś poważnego? - Niepewność była dość łatwo dostrzegalna w wypowiadanych powoli słowach, jakby starannie w umyśle dobierał każde z nich. Patrząc na Larę nie potrafił w pełni stwierdzić, w jakim aktualnie była stanie - czyż to nie zwiastowało czegoś okropnego? Niedostrzegalnego i niszczącego człowieka okrutnie od środka, gdyż tak właśnie był zbudowany świat. Najgorsze rzeczy kryły się daleko poza wzrokiem samych zainteresowanych, zaskakując ich w najbardziej nieodpowiednim momencie. Nim zdążył cokolwiek na ten temat dodać, upomniał się w myślach i przystanął w połowie drogi od drzwi do szpitalnego łóżka, które zajmowała.
lara harding