złapany w pajęczą sieć i leśny mrok
: 04 wrz 2021, 15:19
#4
death’s life should have listened to the moonly whispers of breathing in the coldest nights
Promienie słońca mieniły się w kroplach deszczu rozsianych po przedniej szybie samotnie zaparkowanego samochodu na pobliskim parkingu. Leniwie rozchylił powieki, jeszcze przez chwilę w tym bezruchu kontemplując schwytane światło w sidła porannej rosy - wręcz na wyciągnięcie ręki! I uniósł ku temu pięknu dłoń, ściągając na siebie gniew wszelkich bóstw; jakże to taki śmiertelnik ośmielił się pochwycić ich świetlistą poezję. Ciało mężczyzny przeszył kłujący ból, przypominając o prawdziwości ostatniego zdarzenia z jego życia - bójki, która poza porządnie zbitymi żebrami pozostawiła mu już powoli zachodzące zielenią ślady uderzeń na policzku oraz innych miejscach na ciele. Niewątpliwie nie pomagał w kurowaniu fakt, że noce spędzał na tylnym siedzeniu własnego samochodu.
W wieczornych godzinach zjawił się pod domkiem tej jednej osoby jakby wyrwanej z tajemniczego świata magii, kompletnie nie wiedząc, czy uda się ją zastać w domowym zaciszu. Zebrał kilka małych kamyczków, delikatnie rzucając nimi w kierunku jedynego rozświetlonego okna. Stuk, stuk - szczęśliwie udało mu się wybawić zza szklanej tafli niewiastę o hebanowych falach kaskadą opadających na ciemne ramiona. Niewiele myśląc, uniósł dwie latarki i świstki papieru zdobyte w biletowej kasie, machając nimi z szerokim uśmiechem niemo wołającym do niej "przygoda na nas czeka". Trzeba zaznaczyć, że rzadko kiedy decydował się na zwiedzanie w zorganizowanych grupach, lecz w teatrze rozdali im w ramach premii po kilka biletów na takie nocne wydarzenie i aż żal ściskał za serce, by zmarnować taką okazję.
- Spójrz tam, wyglądają jak szybujący w przestworzach smok. Czuję, że to jego ostatni lot, gdyż serce pękło mu po śmierci ukochanej... zobacz, jak drży na wietrze! - wskazał wolną dłonią na kołysane przez wiatr liście, wodząc po nich rozmarzonym wzrokiem. Tak w objęciach wyobraźni spoglądał ku koronom drzew, zapewne odrobinę za dużo uwagi poświęcając temu teatrowi cieni na gwieździstym niebie. Wystarczająco by razem z kompanką zagubić gdzieś resztę grupy, za którą nieśpiesznie zaczął się rozglądać przez pobliskie zarośla. Nierozważnie zahaczył o dość sporych rozmiarów pajęczynę, a co gorsza - znajdującego się na niej pająka. Nie zorientował się nawet, w którym momencie został przez niego ugryziony, ponieważ niemalże od razu strącił go z siebie. - Myślisz, że jako kto bym się ponownie odrodził? - zaczął dość lekko, jeszcze jakby nieświadomy powagi tego nieszczęścia. Zapewne rozważania powinien rozpocząć od rozpoznania czy pajęczak zaliczał się do jadowitych, lecz nie chciał siać niepotrzebnej paniki. Dlatego w tej wątpliwej błogości przeszedł wraz z towarzyską kilkanaście metrów i dopiero powoli pojawiające się uczucie zdrętwienia popchnęło go do dostrzeżenia niemałego rumienia.
- Briseis, poszukajmy reszty... - ... gdyż nie powinnaś zostawać tu sama. Dramatyzm samoistnie nawiedzał jego duszę, gdy los stawiał go w podobnych sytuacjach. Wprawdzie nie było mu w smak malować sobie tak złowieszczych scenariuszy, ale niewątpliwie niepokój pojawił się wraz z pierwszymi myślami o konsekwencjach feralnego ugryzienia. Wcześniej nie zmartwiło Nadira ich przypadkowe odłączenie, lecz wszystko zapewne zmieniła wizja samotnego błądzenia przez Briseis okrytymi egipskimi ciemnościami szlakami Kurandy.
Briseis Campbell
death’s life should have listened to the moonly whispers of breathing in the coldest nights
Promienie słońca mieniły się w kroplach deszczu rozsianych po przedniej szybie samotnie zaparkowanego samochodu na pobliskim parkingu. Leniwie rozchylił powieki, jeszcze przez chwilę w tym bezruchu kontemplując schwytane światło w sidła porannej rosy - wręcz na wyciągnięcie ręki! I uniósł ku temu pięknu dłoń, ściągając na siebie gniew wszelkich bóstw; jakże to taki śmiertelnik ośmielił się pochwycić ich świetlistą poezję. Ciało mężczyzny przeszył kłujący ból, przypominając o prawdziwości ostatniego zdarzenia z jego życia - bójki, która poza porządnie zbitymi żebrami pozostawiła mu już powoli zachodzące zielenią ślady uderzeń na policzku oraz innych miejscach na ciele. Niewątpliwie nie pomagał w kurowaniu fakt, że noce spędzał na tylnym siedzeniu własnego samochodu.
W wieczornych godzinach zjawił się pod domkiem tej jednej osoby jakby wyrwanej z tajemniczego świata magii, kompletnie nie wiedząc, czy uda się ją zastać w domowym zaciszu. Zebrał kilka małych kamyczków, delikatnie rzucając nimi w kierunku jedynego rozświetlonego okna. Stuk, stuk - szczęśliwie udało mu się wybawić zza szklanej tafli niewiastę o hebanowych falach kaskadą opadających na ciemne ramiona. Niewiele myśląc, uniósł dwie latarki i świstki papieru zdobyte w biletowej kasie, machając nimi z szerokim uśmiechem niemo wołającym do niej "przygoda na nas czeka". Trzeba zaznaczyć, że rzadko kiedy decydował się na zwiedzanie w zorganizowanych grupach, lecz w teatrze rozdali im w ramach premii po kilka biletów na takie nocne wydarzenie i aż żal ściskał za serce, by zmarnować taką okazję.
- Spójrz tam, wyglądają jak szybujący w przestworzach smok. Czuję, że to jego ostatni lot, gdyż serce pękło mu po śmierci ukochanej... zobacz, jak drży na wietrze! - wskazał wolną dłonią na kołysane przez wiatr liście, wodząc po nich rozmarzonym wzrokiem. Tak w objęciach wyobraźni spoglądał ku koronom drzew, zapewne odrobinę za dużo uwagi poświęcając temu teatrowi cieni na gwieździstym niebie. Wystarczająco by razem z kompanką zagubić gdzieś resztę grupy, za którą nieśpiesznie zaczął się rozglądać przez pobliskie zarośla. Nierozważnie zahaczył o dość sporych rozmiarów pajęczynę, a co gorsza - znajdującego się na niej pająka. Nie zorientował się nawet, w którym momencie został przez niego ugryziony, ponieważ niemalże od razu strącił go z siebie. - Myślisz, że jako kto bym się ponownie odrodził? - zaczął dość lekko, jeszcze jakby nieświadomy powagi tego nieszczęścia. Zapewne rozważania powinien rozpocząć od rozpoznania czy pajęczak zaliczał się do jadowitych, lecz nie chciał siać niepotrzebnej paniki. Dlatego w tej wątpliwej błogości przeszedł wraz z towarzyską kilkanaście metrów i dopiero powoli pojawiające się uczucie zdrętwienia popchnęło go do dostrzeżenia niemałego rumienia.
- Briseis, poszukajmy reszty... - ... gdyż nie powinnaś zostawać tu sama. Dramatyzm samoistnie nawiedzał jego duszę, gdy los stawiał go w podobnych sytuacjach. Wprawdzie nie było mu w smak malować sobie tak złowieszczych scenariuszy, ale niewątpliwie niepokój pojawił się wraz z pierwszymi myślami o konsekwencjach feralnego ugryzienia. Wcześniej nie zmartwiło Nadira ich przypadkowe odłączenie, lecz wszystko zapewne zmieniła wizja samotnego błądzenia przez Briseis okrytymi egipskimi ciemnościami szlakami Kurandy.
Briseis Campbell