: 02 gru 2021, 12:26
Przystałby zapewne na te jej prośby, nawet jeśli rzucane byłyby nieśmiało i niewyraźnie wobec świadomości kłopotów, w które oboje mogliby się wpakować. Nie byłby to pierwszy raz, kiedy uczestniczyłby w podobnym precedensie; nie napotkałby chyba nawet większych problemów w momencie prób wybronienia swego zachowania, skoro już kilkakrotnie, gdy żyła jego siostra, zmuszony był się tłumaczyć. Chyba zresztą nigdy nie miał większych problemów, by wyjaśnić wszelkie przewinienia tak, by wyjść z tego obronną ręką. Czy więc wobec tego nie powinien złamać rzuconego w strachu przyrzeczenia, później jakoś zuchwale broniąc tego, że zdecydował się Mari szczerze o wszystkim opowiedzieć?
— To dość przykre — pozwolił sobie stwierdzić, naturalnie wciąż rozbawiony, nie próbując jednak odnaleźć w jej słowach prawdy. Wolał do swych relacji z innymi podchodzić w sposób naiwny, pozbawiony wnikliwych analiz i dopisywania do niektórych aspektów wielkich znaczeń. Może właśnie przez to komplikował wiele znajomości, ale nie zamierzał niczego w swym życiu zmieniać. No a przynajmniej jeszcze nie teraz. O tej całej historii z Mari w ogóle za to nie pamiętał, bo może tak też po prostu było łatwiej. Ta ich przyjaźń była przecież ważniejsza niż to, że początkowo faktycznie pozwalając sobie na zbyt wiele, gdy nie znali się dobrze, traktował ją trochę jak jedną z tych kobiet, które w jego życiu goszczą tylko na chwilę. A raczej gościły, bo od roku zdawał się być zupełnie innym człowiekiem.
— Trzy szansy? Przynajmniej nie będziemy musieli kłamać, że faktycznie sama to wszystko rozszyfrowałaś — trochę było to naciągane, ale faktycznie kryło się w tym dużo sensu. Bo to nie tak, że Ben odkryć miał przed nią prawdę — skoro sama jakoś się domyśliła, nawet jeśli zachęcana przez niego do tych podejrzeń, nie łamał wcale rzuconego słowa. Umknęło przy tym mu to, że gorzej się poczuła — zapewne dostrzegając najmniejszy znak, że rozmowa ta źle na nią wpływa, przestałby się bawić w te podchody i wszystko jej wyjaśnił, porzucając już te wszelkie niepewności i obawy.
— Trochę mnie przeceniasz — stwierdził z lekkim uśmiechem, wdzięczny jej jednak za to, że stara się w jego zachowaniu odnaleźć logikę. — Ale to prawda, bo... Wiesz, mój jedyny poważny związek przetrwał tylko kilka miesięcy i zdaje się teraz i tak jakąś wielką pomyłką. Wiec z jednej strony wściekam się i obrażam za to, że nie traktuje tej naszej relacji poważnie, a z drugiej strony nie chcę wcale tego zmieniać — wymamrotał, wzdychając przy tym. Bo nie tylko przed nią tę prawdę odkrywał, ale i przed samym sobą. Miała rację w tym, co mówiła, choć nie do końca gotów był to przyznać. — A Jona o uczuciach rozmawia? — spytał ze śmiechem, nie wiedząc jak inaczej mógłby na jej pytanie odpowiedzieć. Bo takie rozmowy dużo komplikowały i łatwiej było jednak pozwolić na to, żeby wszystko układało się samo.
Mari Chambers
— To dość przykre — pozwolił sobie stwierdzić, naturalnie wciąż rozbawiony, nie próbując jednak odnaleźć w jej słowach prawdy. Wolał do swych relacji z innymi podchodzić w sposób naiwny, pozbawiony wnikliwych analiz i dopisywania do niektórych aspektów wielkich znaczeń. Może właśnie przez to komplikował wiele znajomości, ale nie zamierzał niczego w swym życiu zmieniać. No a przynajmniej jeszcze nie teraz. O tej całej historii z Mari w ogóle za to nie pamiętał, bo może tak też po prostu było łatwiej. Ta ich przyjaźń była przecież ważniejsza niż to, że początkowo faktycznie pozwalając sobie na zbyt wiele, gdy nie znali się dobrze, traktował ją trochę jak jedną z tych kobiet, które w jego życiu goszczą tylko na chwilę. A raczej gościły, bo od roku zdawał się być zupełnie innym człowiekiem.
— Trzy szansy? Przynajmniej nie będziemy musieli kłamać, że faktycznie sama to wszystko rozszyfrowałaś — trochę było to naciągane, ale faktycznie kryło się w tym dużo sensu. Bo to nie tak, że Ben odkryć miał przed nią prawdę — skoro sama jakoś się domyśliła, nawet jeśli zachęcana przez niego do tych podejrzeń, nie łamał wcale rzuconego słowa. Umknęło przy tym mu to, że gorzej się poczuła — zapewne dostrzegając najmniejszy znak, że rozmowa ta źle na nią wpływa, przestałby się bawić w te podchody i wszystko jej wyjaśnił, porzucając już te wszelkie niepewności i obawy.
— Trochę mnie przeceniasz — stwierdził z lekkim uśmiechem, wdzięczny jej jednak za to, że stara się w jego zachowaniu odnaleźć logikę. — Ale to prawda, bo... Wiesz, mój jedyny poważny związek przetrwał tylko kilka miesięcy i zdaje się teraz i tak jakąś wielką pomyłką. Wiec z jednej strony wściekam się i obrażam za to, że nie traktuje tej naszej relacji poważnie, a z drugiej strony nie chcę wcale tego zmieniać — wymamrotał, wzdychając przy tym. Bo nie tylko przed nią tę prawdę odkrywał, ale i przed samym sobą. Miała rację w tym, co mówiła, choć nie do końca gotów był to przyznać. — A Jona o uczuciach rozmawia? — spytał ze śmiechem, nie wiedząc jak inaczej mógłby na jej pytanie odpowiedzieć. Bo takie rozmowy dużo komplikowały i łatwiej było jednak pozwolić na to, żeby wszystko układało się samo.
Mari Chambers