You don't ever wanna step off that roller coaster and be all alone...
: 02 wrz 2021, 19:22
11.
Z powodu Dnia Akacji miała ostatnio nieco więcej pracy, chociaż nie powinna narzekać. Miasto zleciło jej zasadzenie dużej ilości drzew, a wielu klientów prosiło o dostarczenie kwiatów i gałązek wiadomego drzewa. Nawet w Tingaree nie brakowało osób, które skorzystały z jej usług, co niezwykle ją cieszyło, bo lubiła tę dzielnicę, a nie miała za wielu okazji, by się do niej wybrać. Samochód zostawiła znacznie dalej, decydując się na spacer, ale ten nie był tak miły, jak mogłoby się wydawać. Jeszcze gdy szła do klientów, niosąc ich zamówienia, skupiała się na pracy, ale teraz, gdy była już po wszystkim, nie miała pojęcia co ze sobą zrobić. Zbyt wiele myśli znów jej ciążyło, a to te odnośnie Anthonego, a to obawy o Janey, a także o Leona, był jeszcze Tristan i w tym wszystkim Rissa - osoba, która bardzo chciałaby pomóc każdemu z osobna, ale jednocześnie była taką pomocą, jak rzucenie tonącemu ołowianego koła... słowem - kiepską. Irytowało ją to miejscami, innym razem dołowało, a jeszcze innym bawiło, chociaż czy histeryczny śmiech można nazwać rozbawieniem? Nie była do końca pewna. Nie mniej jednak nie potrafiła sobie jeszcze tego wszystkiego w głowie uporządkować, nawet częściej, niż zwykle bujając głową w chmurach, oddając się swoim posępnym przemyśleniom. O mało co przez ten swój stan nie dostrzegłaby znajomej twarzy, którą w zasadzie... chyba chciała zobaczyć, nawet o tym nie wiedząc.
- Chilly! - zawołała już z oddali, z drugiej strony ulicy i bezmyślnie nie patrząc na drogę, wbiegła na ulicę, ale przecież i tak nikt nie jechał. Mimo całego ogromu problemów, jakie czuła na swoich barkach, uśmiechnęła się do mężczyzny, opuszczając dłoń, którą chwilę wcześniej do niego machała. - Nie spodziewałam się ciebie spotkać, minęło trochę czasu - zauważyła, ale zastygła w lekkim bezruchu, bo dopiero teraz uświadomiła sobie, że mężczyźnie towarzyszyło dziecko. Niby nie powinno jej to zaskakiwać, ale po prostu nie rozumiała, jak mogła tego nie zauważyć od razu. Była aż tak rozkojarzona? - Och, nie jesteś sam - rzuciła, wypowiadając myśli na głos, patrząc na malca. Może nie powinna była podchodzić? Nie chciała tak na to patrzeć, ale podobnie też nie chciała się narzucać swoim towarzystwem. W zasadzie to zadziałała impulsywnie, zobaczyła kogoś, z kim wiązały ją same dobre wspomnienia i samolubnie chciała się go uczepić, uwolnić od natrętnych myśli chociaż na parę chwil.
Achilles Cosgrove
Z powodu Dnia Akacji miała ostatnio nieco więcej pracy, chociaż nie powinna narzekać. Miasto zleciło jej zasadzenie dużej ilości drzew, a wielu klientów prosiło o dostarczenie kwiatów i gałązek wiadomego drzewa. Nawet w Tingaree nie brakowało osób, które skorzystały z jej usług, co niezwykle ją cieszyło, bo lubiła tę dzielnicę, a nie miała za wielu okazji, by się do niej wybrać. Samochód zostawiła znacznie dalej, decydując się na spacer, ale ten nie był tak miły, jak mogłoby się wydawać. Jeszcze gdy szła do klientów, niosąc ich zamówienia, skupiała się na pracy, ale teraz, gdy była już po wszystkim, nie miała pojęcia co ze sobą zrobić. Zbyt wiele myśli znów jej ciążyło, a to te odnośnie Anthonego, a to obawy o Janey, a także o Leona, był jeszcze Tristan i w tym wszystkim Rissa - osoba, która bardzo chciałaby pomóc każdemu z osobna, ale jednocześnie była taką pomocą, jak rzucenie tonącemu ołowianego koła... słowem - kiepską. Irytowało ją to miejscami, innym razem dołowało, a jeszcze innym bawiło, chociaż czy histeryczny śmiech można nazwać rozbawieniem? Nie była do końca pewna. Nie mniej jednak nie potrafiła sobie jeszcze tego wszystkiego w głowie uporządkować, nawet częściej, niż zwykle bujając głową w chmurach, oddając się swoim posępnym przemyśleniom. O mało co przez ten swój stan nie dostrzegłaby znajomej twarzy, którą w zasadzie... chyba chciała zobaczyć, nawet o tym nie wiedząc.
- Chilly! - zawołała już z oddali, z drugiej strony ulicy i bezmyślnie nie patrząc na drogę, wbiegła na ulicę, ale przecież i tak nikt nie jechał. Mimo całego ogromu problemów, jakie czuła na swoich barkach, uśmiechnęła się do mężczyzny, opuszczając dłoń, którą chwilę wcześniej do niego machała. - Nie spodziewałam się ciebie spotkać, minęło trochę czasu - zauważyła, ale zastygła w lekkim bezruchu, bo dopiero teraz uświadomiła sobie, że mężczyźnie towarzyszyło dziecko. Niby nie powinno jej to zaskakiwać, ale po prostu nie rozumiała, jak mogła tego nie zauważyć od razu. Była aż tak rozkojarzona? - Och, nie jesteś sam - rzuciła, wypowiadając myśli na głos, patrząc na malca. Może nie powinna była podchodzić? Nie chciała tak na to patrzeć, ale podobnie też nie chciała się narzucać swoim towarzystwem. W zasadzie to zadziałała impulsywnie, zobaczyła kogoś, z kim wiązały ją same dobre wspomnienia i samolubnie chciała się go uczepić, uwolnić od natrętnych myśli chociaż na parę chwil.
Achilles Cosgrove