: 31 sie 2021, 22:21
Brązowe oczęta wywróciły się w pogardliwym geście.
- To przestań traktować mnie jak głupią i zacznij słuchać! - Fuknęła jedynie, coraz bardziej podirytowana jego podejściem. Wiedziała, że ma złamaną nogę. Wiedziała, jak cholernie ta noga boli. Wiedziała, że opatrunek jaki jej założył był jedynie prowizorką i doskonale wiedziała, jak niebezpieczne potrafiły być okoliczne wody. I próbowała mu o tym powiedzieć, napomknąć, że powinni najpierw sprawdzić fale nim wypłyną na głęboką wodę. Nie bez powodu gazety od lat rozpisywały się o najróżniejszych wypadkach, jakie miały miejsce na tych wodach... Ten jednak zdawał się być uparty niczym najgorszy osioł i głuchy na jej słowa, zupełnie jakby była zwykła, nic nie znaczącą trzpiotką, bez jakiegokolwiek pojęcia o życiu... I o ile wykazywała zamiłowanie do spontaniczności oraz zachwytu nad niewielkimi kwestiami nie uważała się za kompletnie głupią. Albo zmęczenie oraz chłód sprawiały, iż o wiele mocniej niż powinna odebrała jego słowa. Możliwości było wiele, wszystkie jednak sprowadzały się do jednej, niewielkiej kwestii: Laurent jej nie słuchał. Słowa jakie wypowiadała rozbijały się w jego czaszce, nie wsiąkając jednak do upartego umysłu.
Ciężko było ją odwieść od podejrzeń, gdy te choć raz zasiały się w jej głowie. Ta cała bajeczka o przebiciu prętem może i byłaby skuteczna, gdyby nie fakt, że panna Clark była weterynarzem, który w swej codziennej pracy miał do czynienia z podobnymi urazami, widywanymi na skórach dzikich zwierzaków, które nie raz stawały się ofiarami podobnych okrucieństw. Gdy jednak nie odpowiedział na jej słowa, jedynie zmrużyła podejrzliwie oczy, ciekawa co też postanowił skryć... I w czym jeszcze ją okłamał. W ostatnim czasie mieli okazję trochę rozmawiać, te wszystkie rozmowy miała jednak ochotę przeanalizować, w poszukiwaniu kolejnych nieścisłości... Lecz nie teraz. Nie w tej chwili, gdy ból oraz zimno podsycały zmęczenie, przymykające jej powieki na dłuższe chwile.
Nie przerywała ciszy jaka zapadła między nimi, gdy w końcu wyrzuciła z siebie wszystkie żale. Miała serdecznie dość dzisiejszego dnia, tych wszystkich niepowodzeń oraz napięcia, jakie wisiało w powietrzu. Smukłe palce skutecznie skrywały jej buzię, gdy z oczu wypływały kolejne łzy bezsilności. I gdzieś w środku czuła, iż to nawet lepiej, że mężczyzna nie przerywał ciszy, jaka między nimi zapadła - chyba nie byłaby w stanie poprowadzić normalnej rozmowy.
- Co ? - Mruknęła, unosząc delikatnie głowę, by wlepić zaczerwienione spojrzenie brązowych tęczówek w buzię towarzyszącego jej mężczyzny. Zmęczenie odbijało się w cieniach, jakie powoli pojawiały się pod jej oczami i ostatnim, na co miała dziś ochotę były kolejne wyrzuty, rozkazy bądź utyki kierowane w jej stronę. Nie miała sił na kolejne starcia oraz potyczki, chcąc jak najszybciej wylądować we własnym łóżku. Czy nie mógł być dziś tak uprzejmy jak wcześniej, gdy odwodził ją do pracy? Tym jednak razem przeczucie zupełnie ją zmyliło. Twarz Buchinsky’ego znajdowała się coraz bliżej i bliżej, a w głowie panny Clark pojawił się błąd.
Error 404, logic not found...
...Dokładnie w momencie, w którym ich usta zetknęły się ze sobą. O co w tym wszystkim chodziło? Nie miała najmniejszego pojęcia, szybko dochodząc do wniosku iż ten tu, jest najbardziej zawiłym typem jaki przyszło jej do tej pory poznać. Zupełnie zbita z tropu abstrakcyjnością tejże sytuacji, nie miała pojęcia, co powinna zrobić. Dotyk jego ust wydawał się jej być dziwnym; nie była jednak w stanie stwierdzić, co było tego powodem. Może wyjątkowo nie sprzyjające temu okoliczności? A może fakt, iż nie sądziła, aby lubił ją w ten sposób? A może jednak lubił? Cholera, skąd ona miała wiedzieć? Skoro była już ku temu okazja uznała, iż sprawdzi to dziwne zjawisko. Dłoń panny Clark powędrowała na materiał jego koszulki by zacisnąć na niej smukłe palce. Oddała pocałunek. Nienachalnie, lecz trochę bardziej stanowczo, odrobinę badawczo, jakoby to działanie miało dostarczyć jej odpowiednich informacji których potrzebowała, by po ledwie kilku chwilach stanowczo go od siebie odsunąć, zupełnie jakby ów doświadczenie zupełnie jej się nie podobało.
- Liczę, że wyjaśnienia będą zadowalające. - Odpowiedziała jedynie dość chłodno, mimikując sposób, w jaki jej dziadek zwracał się do swojego asystenta. Rodzina się martwiła, to z pewnością, nie była jednak przekonana, że to właśnie jego poprosili o pomoc. Nie znali się długo, jej rodzice nie znali nowego znajomego Audrey i wpierw zapewne zadzwonili by pod bardziej oczywiste numery... Niech mu jednak będzie.
W końcu dobili do brzegu, panna Clark nie odezwała się choćby jednym słowem gdy ten postanowił wyjąć ją z łódki, chociaż gdzieś podskórnie przeczuwała, iż nie jest to najlepszym pomysłem... Co potwierdziło się ledwie chwilę później, gdy Laurentem zachwiało, a oni runęli tuż pod taflę wody.
Kurwa, jego, mać.
Lubiła wodę. Nad oceanem zwykła spędzać większość wolnego czasu, nie raz buszując w jego wodach czy to pływając czy surfując między falami. Teraz jednak, w otoczeniu ciemności oraz towarzystwie z dość niskim morskim obeznaniem (bo w to nie wątpiła). Oczy zaszczypały, woda wdarła się do jej ust, a panna Clark nie poczuła nawet, że przygniata Buchinsky’ego swoim ciężarem. W pierwszym odruchu poczęła się szamotać, by uwolnić się z uścisku jego ramion. W drugim wyciągnęła głowę w górę i wykonała kilka ruchów ramionami, by wysunąć się na powierzchnię. Płuca wypełniły się zimnym powietrzem, by chwilę później mogła zanieść się kaszlem, już szykując wiązkę przekleństw w kierunku Laurenta... Którego nie było. Cholera! Woda nie była głęboka, ostrożnie ustawiła zdrową nogę na miękkim piasku, by później delikatnie oprzeć tę, złamaną. Gdzie on mógł być? Ciemność nie pomagała, to też Audrey nabrała powietrza w płuca, by zanurzyć się pod wodę. Dłońmi, na oślep poszukując czegoś, co kształtem przypominałoby zagubionego kolegę. Place sunęły po podłożu o dziwnej fakturze, aż zatrzymały się na czymś, co mogło być jego ramieniem. Bez większego zastanowienia zacisnęła palce na ramiączku podkoszulki. Zwłoki pływały, czyż nie? Kilka razy słyszała jak ojciec opowiadał o topielcach obijających się o łódź wujka nad radem... Więc żywi również musieli jakoś się unosić. Z całych sił pociągnęła kawałek ubrania ku górze, z nadzieją, że uda jej się unieść choćby jego część ponad wodę. Stłumiony wodą okrzyk bólu gdy ciężar pojawił się na złamanej nodze, a gdy tylko ponownie znalazła się ponad taflą wody, łzy napłynęły jej do oczu. Nie na to czas. I doskonale o tym wiedziała. Drugą ręką odszukała drugie ramię mężczyzny, próbując wyciągnąć go z wody. Ramiona panny Clark owinęły się wokół ramion Buchisnky’ego, gdy tylko te uniosły się ponad wodę. Nie miała siły, aby zaciągnąć go na plażę. - Kretyn, idiota! Pomieszało mu się w głowie od tego słońca! - To i inne przekleństwa wylatywały z jej ust, gdy pochylona nad Buchinskym pilnowała, aby ten nie utonął ani nie odpłynął gdzieś hen daleko. I żałowała, iż nie posiada jeszcze jednej ręki, aby porządnie zdzielić go w twarz za nadmiar atrakcji... I karę, jeśli ten cholerny debil przestał oddychać.
Laurent Buchinsky
- To przestań traktować mnie jak głupią i zacznij słuchać! - Fuknęła jedynie, coraz bardziej podirytowana jego podejściem. Wiedziała, że ma złamaną nogę. Wiedziała, jak cholernie ta noga boli. Wiedziała, że opatrunek jaki jej założył był jedynie prowizorką i doskonale wiedziała, jak niebezpieczne potrafiły być okoliczne wody. I próbowała mu o tym powiedzieć, napomknąć, że powinni najpierw sprawdzić fale nim wypłyną na głęboką wodę. Nie bez powodu gazety od lat rozpisywały się o najróżniejszych wypadkach, jakie miały miejsce na tych wodach... Ten jednak zdawał się być uparty niczym najgorszy osioł i głuchy na jej słowa, zupełnie jakby była zwykła, nic nie znaczącą trzpiotką, bez jakiegokolwiek pojęcia o życiu... I o ile wykazywała zamiłowanie do spontaniczności oraz zachwytu nad niewielkimi kwestiami nie uważała się za kompletnie głupią. Albo zmęczenie oraz chłód sprawiały, iż o wiele mocniej niż powinna odebrała jego słowa. Możliwości było wiele, wszystkie jednak sprowadzały się do jednej, niewielkiej kwestii: Laurent jej nie słuchał. Słowa jakie wypowiadała rozbijały się w jego czaszce, nie wsiąkając jednak do upartego umysłu.
Ciężko było ją odwieść od podejrzeń, gdy te choć raz zasiały się w jej głowie. Ta cała bajeczka o przebiciu prętem może i byłaby skuteczna, gdyby nie fakt, że panna Clark była weterynarzem, który w swej codziennej pracy miał do czynienia z podobnymi urazami, widywanymi na skórach dzikich zwierzaków, które nie raz stawały się ofiarami podobnych okrucieństw. Gdy jednak nie odpowiedział na jej słowa, jedynie zmrużyła podejrzliwie oczy, ciekawa co też postanowił skryć... I w czym jeszcze ją okłamał. W ostatnim czasie mieli okazję trochę rozmawiać, te wszystkie rozmowy miała jednak ochotę przeanalizować, w poszukiwaniu kolejnych nieścisłości... Lecz nie teraz. Nie w tej chwili, gdy ból oraz zimno podsycały zmęczenie, przymykające jej powieki na dłuższe chwile.
Nie przerywała ciszy jaka zapadła między nimi, gdy w końcu wyrzuciła z siebie wszystkie żale. Miała serdecznie dość dzisiejszego dnia, tych wszystkich niepowodzeń oraz napięcia, jakie wisiało w powietrzu. Smukłe palce skutecznie skrywały jej buzię, gdy z oczu wypływały kolejne łzy bezsilności. I gdzieś w środku czuła, iż to nawet lepiej, że mężczyzna nie przerywał ciszy, jaka między nimi zapadła - chyba nie byłaby w stanie poprowadzić normalnej rozmowy.
- Co ? - Mruknęła, unosząc delikatnie głowę, by wlepić zaczerwienione spojrzenie brązowych tęczówek w buzię towarzyszącego jej mężczyzny. Zmęczenie odbijało się w cieniach, jakie powoli pojawiały się pod jej oczami i ostatnim, na co miała dziś ochotę były kolejne wyrzuty, rozkazy bądź utyki kierowane w jej stronę. Nie miała sił na kolejne starcia oraz potyczki, chcąc jak najszybciej wylądować we własnym łóżku. Czy nie mógł być dziś tak uprzejmy jak wcześniej, gdy odwodził ją do pracy? Tym jednak razem przeczucie zupełnie ją zmyliło. Twarz Buchinsky’ego znajdowała się coraz bliżej i bliżej, a w głowie panny Clark pojawił się błąd.
Error 404, logic not found...
...Dokładnie w momencie, w którym ich usta zetknęły się ze sobą. O co w tym wszystkim chodziło? Nie miała najmniejszego pojęcia, szybko dochodząc do wniosku iż ten tu, jest najbardziej zawiłym typem jaki przyszło jej do tej pory poznać. Zupełnie zbita z tropu abstrakcyjnością tejże sytuacji, nie miała pojęcia, co powinna zrobić. Dotyk jego ust wydawał się jej być dziwnym; nie była jednak w stanie stwierdzić, co było tego powodem. Może wyjątkowo nie sprzyjające temu okoliczności? A może fakt, iż nie sądziła, aby lubił ją w ten sposób? A może jednak lubił? Cholera, skąd ona miała wiedzieć? Skoro była już ku temu okazja uznała, iż sprawdzi to dziwne zjawisko. Dłoń panny Clark powędrowała na materiał jego koszulki by zacisnąć na niej smukłe palce. Oddała pocałunek. Nienachalnie, lecz trochę bardziej stanowczo, odrobinę badawczo, jakoby to działanie miało dostarczyć jej odpowiednich informacji których potrzebowała, by po ledwie kilku chwilach stanowczo go od siebie odsunąć, zupełnie jakby ów doświadczenie zupełnie jej się nie podobało.
- Liczę, że wyjaśnienia będą zadowalające. - Odpowiedziała jedynie dość chłodno, mimikując sposób, w jaki jej dziadek zwracał się do swojego asystenta. Rodzina się martwiła, to z pewnością, nie była jednak przekonana, że to właśnie jego poprosili o pomoc. Nie znali się długo, jej rodzice nie znali nowego znajomego Audrey i wpierw zapewne zadzwonili by pod bardziej oczywiste numery... Niech mu jednak będzie.
W końcu dobili do brzegu, panna Clark nie odezwała się choćby jednym słowem gdy ten postanowił wyjąć ją z łódki, chociaż gdzieś podskórnie przeczuwała, iż nie jest to najlepszym pomysłem... Co potwierdziło się ledwie chwilę później, gdy Laurentem zachwiało, a oni runęli tuż pod taflę wody.
Kurwa, jego, mać.
Lubiła wodę. Nad oceanem zwykła spędzać większość wolnego czasu, nie raz buszując w jego wodach czy to pływając czy surfując między falami. Teraz jednak, w otoczeniu ciemności oraz towarzystwie z dość niskim morskim obeznaniem (bo w to nie wątpiła). Oczy zaszczypały, woda wdarła się do jej ust, a panna Clark nie poczuła nawet, że przygniata Buchinsky’ego swoim ciężarem. W pierwszym odruchu poczęła się szamotać, by uwolnić się z uścisku jego ramion. W drugim wyciągnęła głowę w górę i wykonała kilka ruchów ramionami, by wysunąć się na powierzchnię. Płuca wypełniły się zimnym powietrzem, by chwilę później mogła zanieść się kaszlem, już szykując wiązkę przekleństw w kierunku Laurenta... Którego nie było. Cholera! Woda nie była głęboka, ostrożnie ustawiła zdrową nogę na miękkim piasku, by później delikatnie oprzeć tę, złamaną. Gdzie on mógł być? Ciemność nie pomagała, to też Audrey nabrała powietrza w płuca, by zanurzyć się pod wodę. Dłońmi, na oślep poszukując czegoś, co kształtem przypominałoby zagubionego kolegę. Place sunęły po podłożu o dziwnej fakturze, aż zatrzymały się na czymś, co mogło być jego ramieniem. Bez większego zastanowienia zacisnęła palce na ramiączku podkoszulki. Zwłoki pływały, czyż nie? Kilka razy słyszała jak ojciec opowiadał o topielcach obijających się o łódź wujka nad radem... Więc żywi również musieli jakoś się unosić. Z całych sił pociągnęła kawałek ubrania ku górze, z nadzieją, że uda jej się unieść choćby jego część ponad wodę. Stłumiony wodą okrzyk bólu gdy ciężar pojawił się na złamanej nodze, a gdy tylko ponownie znalazła się ponad taflą wody, łzy napłynęły jej do oczu. Nie na to czas. I doskonale o tym wiedziała. Drugą ręką odszukała drugie ramię mężczyzny, próbując wyciągnąć go z wody. Ramiona panny Clark owinęły się wokół ramion Buchisnky’ego, gdy tylko te uniosły się ponad wodę. Nie miała siły, aby zaciągnąć go na plażę. - Kretyn, idiota! Pomieszało mu się w głowie od tego słońca! - To i inne przekleństwa wylatywały z jej ust, gdy pochylona nad Buchinskym pilnowała, aby ten nie utonął ani nie odpłynął gdzieś hen daleko. I żałowała, iż nie posiada jeszcze jednej ręki, aby porządnie zdzielić go w twarz za nadmiar atrakcji... I karę, jeśli ten cholerny debil przestał oddychać.
Laurent Buchinsky