16 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
małoda, ufna, łatwo...wierna, ale na swój sposób mądra. Poczuła już wolę bożą, więc jej największe życiowe marzenie na tą chwilę - dobrze wydać się za mąż i to jak najszybciej. Dobrze, znaczy z miłości. Całe życie szuka tatusia...
-Boże, jaki on jest piękny.- wzdychała Peggy Sue przyglądając się z daleka Laurentowi. To zaangażowanie w opiekę nad psem ją roztkliwiało. Może nie była to miłość bezgraniczna, jaką ona obdarzała swoją Lady, a może była. Zaślepione własnymi wizjami dziecko widziało przez swoje różowe okulary same superlatywy. Niemal sikała po nogach widząc jak on - Laurent Wspaniały, płynie wśród traw niesiony skrzydłami wiary. (tarmosi psa na trawie, biegnie z nim albo rzuca mu jakieś psie zabawki). Widziała już tą złocistą aureolę, która błyszczała złocistymi promieniami roztaczając poświatę niewinności nad głową Laurenta. Jawił jej się majestatycznie i bosko, niczym sam Noe na swojej wspaniałej arce wśród fal potopu. Wyobrażała sobie ten dzień, gdy Laurent - Noe zabiera po parze zwierząt z każdego gatunku na swoją farmę niczym wielką arkę i sam Bóg daje mu ocalenie i błogosławi. W koło pożary trawią wszystko, a wiara Laurenta ocala jego dobyte. Bóg błogosławi jemu, jego wspaniałej, mądrej, kochanej i pięknej żonie - Peggy Sue Buchinsky Boże, czemu pokarałeś go tak koszmarnym nazwiskiem i czemu mnie chcesz nim pokarać. Przecież oddałam wszystko co do koralika. Niech się stanie cud i on się jakoś ładniej nazywa. Po jakimś nowszym ojcu, albo wspanialszym dziadku. - modliła się żarliwie nie mogąc przeboleć tego straszliwego nazwiska. Wracając do obrazka, nad którym w przerwie rozmodlenia się skupiała. Laurent. No tak, Laurent - Noe. Jej wspaniały i dobrotliwy wybawca. Bóg im błogosławi. Im - szczęśliwej młodej parze i dwójce uroczych psiaków. Widziała jak pięknie Lady bawi się Fiodorem. Jak otacza ją gromadka umorusanych dzieci, które mają cudowne oczy Buchinsky'ego i jej rude, śliczne włosy. Mała Mary (bo pierwsza córka musi mieć na imię jak najświętsza panienka) szczebioce niczym słowik i biega za szczeniaczkami. Jej cudowną wizję przerwało szczekanie Lady, który jakby wyczuł sytuację i wyczytał najskrytsze pragnienia swojej pańci i pobiegł w stronę Laurenta i Fiodora, by umożliwić jej wreszcie spotkanie oko - w - oko z jej ukochanym, którego wielbiła po cichu i z odległości.
- Lady! Wracaj! Noga! - Peggy Sue się zdenerwowała. Policzki pokryła purpura wstydu, bo co innego wielbić Noego z daleka, a co innego biec w jego stronę. Bóg jej świadkiem, że by tam nie pognała, gdyby nie Lady. Bała się, że może rzucić się na psa wspaniałego i wielce pobożnego mężczyzny, bo jaki on musiał być bogobojny, że nawet koraliki jego bransoletki miały na sobie krzyże. Jak ona chciała mieć taką samą bransoletkę. Jak sobie wyobrażała, że spotykają się na spacerze z psami i on - cud boskiego stworzenia - Laurent zauważa jej bransoletkę, identyczną jak jego i odzywa się w te słowa. Peggy Sue, to znak boski. Musisz zostać moją żonką. - bierze ją w objęcia i ślubują sobie dozgonną miłość.
- Lady! - tymczasem rzeczywistość rozpaczliwa, ściąga ją z krainy rozanielonego szczęścia. Pies podbiega i zatrzymuje się. Ostrożnie podchodzi do Fiodora. Lady to przyjacielskie, młode zwierzę, żądne zabawy. Różowa wstążka z cyrkonią błyszczy się na białej obroży. Wesołe szczeknięcie jest jak prośba o dołączenie do zabawy.

Laurent Buchinsky
"Cytując Hamleta, akt piąty, scenę pierwszą, wers 425: NIE"

POSZUKIWANIA
Szukam rodzeństwa/ich małżonków/dzieci. Peggy Sue jest najmłodsza. Na farmie mieszka ze starszym bratem - ten powinnien być jeśli nie fanatycznie, to jednak bardzo religijny, przynajmniej pozornie. Reszta zupełnie może się odcinać od tej nawiedzonej gałęzi rodzinki. Nie musisz mieć tego przypałowego nazwiska.
powitalny kokos
anubis#9958
pomocnik w sanktuarium / prywatny ochroniarz — Sanktuarium
35 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Pech przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie i zostaje na długo.
Fiodor był psem obronnym. Właściwie – miał być psem obronnym, bo jego charakter nie pozwalał mu na powagę (a przynajmniej nie taką, jaką oczekiwało się po dobermanach). Owszem, chodził za nim niemal wszędzie, a i zachowywał się jak to dobermany, to jest skanując całe otoczenie w poszukiwaniu niebezpieczeństwa… ale miał też naturę psa–przylepy, który ciągle oczekiwał drapania, głaskania i nagród. I zwyczajnie się wygłupiał. Może potrzebował czasu? Nie miał pojęcia. Był wymagający, znacznie bardziej wymagający niż to oczekiwał. Wziął go przecież tylko po to, żeby mieć ewentualny pretekst do odwiedzenia panny Clark i sprawdzenia czy nic jej nie zagrażało. Jaka ironia, czyż nie? Ochroniarz wybierający psa, którego uważało się za jednego z lepszych czworonogich „ochroniarzy”.
Tego dnia miał biegać, ale pies popsuł mu plany. Przyniósł swoje zabawki i patrzył w jego stronę błagalnym wzrokiem. Bieganie miało najwyraźniej zaczekać na wieczór. Zlitował się, bo przecież kim by był, gdyby tego nie zrobił. No i, gdyby tego nie zrobił, usłyszałby lament, jak gdyby działo się nie-wiadomo-co. Rzucał więc piłkami w dal i oczekiwał kiedy pies wróci… a potem rzecz jasna siłował się z nim. Ale i tak co jakiś czas Laurent spoglądał w stronę drogi, jak gdyby oczekując że niedługo panna Clark mogłaby mignąć mu przed oczami i że musiałby ruszyć do pracy. Żadne auto jednak mijało jego domu.
Ale ktoś jednak był w pobliżu. Najpierw usłyszał szczekanie, którego nie można było przypasować do Fiodora. Doberman przystanął zaalarmowany, a następnie odwrócił się, żeby dostrzec co się działo. Obydwoje przyglądali się biegowi Lady. Laurent wkrótce usłyszał krzyki, uświadamiając sobie, że ktoś mimo wszystko przechodził obok… i przypomniał sobie, że powinien jak najszybciej uchwycić swojego psa. Choć nie zrobił dotychczas nikomu krzywdy, to nie chciał żeby ten zwariował i rzucił się na zbłąkanego psa. Natychmiast przywrócił go do porządku. Fiodor był jeszcze zbyt młody i miał zbyt wiele energii… ale był na tyle posłuszny, żeby natychmiast usiąść przy nodze i spokojnie obserwować czworonożnego gościa. Zagrożenia na całe szczęście nie było, bo obcy pies zaczął podchodzić ostrożnie, a potem zaszczekał jak gdyby nawoływał do gry i otrzymał odpowiedź.
Uwaga Laurentego została skupiona na młodej, niepełnoletniej sąsiadce. Najwyraźniej nie tylko on się wstydził za swojego pupila, co wywnioskował po jej rumieńcu. Był zupełnie nieświadomy jej myśli. I lepiej, że tak było, bo gdyby się dowiedział – w ogóle by mu się to nie spodobało.
Wyciągnął dłoń w stronę lady, żeby mogła go obwąchać i podejść bliżej.
Wszystko w porządku, nie gryzie – zapewnił dziewczynę, bo nie miał pojęcia czy może przypadkiem nie obawiała się, że jego doberman mógł się rzucić na jej psa. Jego dłoń wciąż trzymała obrożę Fiodora, który niepewnie zaczął obwąchiwać „gościa”.
I dopiero teraz Buchinsky uświadomił sobie, że nie pamiętał nazwiska sąsiadki.

peggy sue hitchhiker
Some people get a freak outta me
Some people can't see what I can see
Some people wanna see what I see
Some people put an evil eye on me
przyjazna koala
Śeka
16 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
małoda, ufna, łatwo...wierna, ale na swój sposób mądra. Poczuła już wolę bożą, więc jej największe życiowe marzenie na tą chwilę - dobrze wydać się za mąż i to jak najszybciej. Dobrze, znaczy z miłości. Całe życie szuka tatusia...
Musiał być bardzo rozczarowany, że zamiast swojego zadania numer jeden diabli nadali rudą od Hitchhiker'ów. No tak, nie pamiętał ich nazwiska. Nie szkodzi. Ważne, że ona znała jego imię i nazwisko. Potrafiła je wyrecytować w nocy, o północy. Do przodu, wyrywkowo i wspak. Taka była zakochanadolna.

Ostatnio jakby wszędzie było jej pełniej. Wszędzie tam, gdzie był Laurent, rzecz jasna. Kręciła się jakby miała co najmniej owsiki. Jeszcze trochę, a Laurent otworzy lodówkę i zastanie tam Peggy Sue. I to nie na kartoniku z mlekiem, (a pewnie szkoda). Tylko we własnej, wielce wścibskiej osobie. W całej okazałości jej rudego i piegatego istnienia. Wtykała nos wszędzie, gdzie coś się działo, a nawet jeśli jeszcze się nie działo, to zwiastowała rychłe kłopoty niczym jakiś anioł zniszczenia. Laurent powinien się mieć na baczności. Właściwie, gdyby wiedział jak bardzo piegata pyza się w nim dłuży, mógłby śmiało wykorzystać ją do śledzenia tej całej Clark bez konieczności inwestowania w karmę i rezygnacji z własnych planów na rzecz uganiania się za psim ogonem czy innym rozpraszaczem. Zakochana nastolatka była zdolna do każdych poświęceń.

Tymczasem podekscytowana jego widokiem i zła na psa, który zmusił ją do interakcji, stała teraz cała w pąsach i jakby zapomniała języka w gębie. Rzadko jej się to zdarzało, bo jednak uważała się za chodzący ideał i wzór cnót wszelakich, ale myślała, że za chwilę zapadnie się pod ziemię z tego wstydu, na jaki naraził ją Lady. Cokolwiek teraz by się stało, to byłaby jej wina. Niestety, (jeszcze panna) Hitchhiker była tego aż nadto świadoma.

Peggy Sue nie tyle nie zapinała psa na smycz, co nawet nie zabierała jej ze sobą. Pies to pies, to nie krowa - nie powinien wejść nikomu w szkodę. Ale że tym kimś, kogo akurat spotkała (no dziwne bardzo, skoro pląsała w pobliżu jego farmy) był Laurent, pokarany za grzechy ojców tym paskudnym nazwiskiem Buchinsky, to trochę jej było niezręcznie z tym przyzwyczajeniem narażającym na wiele problemów nawet i kryminalnych.
- Przepraszam. - wydukała. Jednocześnie już w Peggy Sue, w sobie - piała z zachwytu jaki ten Laurent silny, jakie ma poważanie, jak potrafi sobie podporządkować zwierzęta. No Noe jak z obrazka. Oczy maślane przyglądały się mężczyźnie, tym bardziej że Lady zdawał się naprawdę go nie tyle nawet akceptować, co lubić. To nic, ze był to gudłaj nad gudłajami. Nie szczerzył kłów ani na Laurenta, ani na Fiodora, a to znaczyło, że to dobra partia dla niej i mleczka, nawet i ptasiego jej przy Buchinskym nie braknie.

Ostrożnie podeszła do Fiodora, bo jednak do zwierzęcia większą śmiałość miała. Tu go zaczyna głaskać, tam chwalić. A chwali tak, że gdyby Buchinsky wiedział, co pod tym zardzewiałym dachem się przetwarza, od razu by się domyślił, że nie Fiodora tak lukruje, tylko jego samego. Cudownego swego męża przyszłego tak wychwala, że niemal mu tu ołtarzyk zaraz wzniesie.Nie chciałby potem słuchać tych wszystkich żali, gdy już jej miłość diabli zabiorą i siły niebieskie nowego oblubieńca jej wskazać raczą.

- Bardzo grzeczny ten pana Fiodor. - głaszcze zwierzę za uchem, Lady za drugim, żeby nie był zazdrosny i z tej zazdrości nie popsuł tego spotkania wywołując jakąś niepotrzebną aferkę. Peggy Sue knuje już jak wykorzystać to spotkanie, żeby mieć o czym rozmyślać przed snem, bo że z pół nocy poświęci na myślenie o Laurencie, to jest już pewne.
- Idę z Lady przejść się do lasu. Nie chcielibyście pójść z nami? - maślane oczy ukradkiem, zza spuszczonych rzęs spoglądają na Laurenta z nadzieją, która napełnia je blaskiem.

Laurent Buchinsky
"Cytując Hamleta, akt piąty, scenę pierwszą, wers 425: NIE"

POSZUKIWANIA
Szukam rodzeństwa/ich małżonków/dzieci. Peggy Sue jest najmłodsza. Na farmie mieszka ze starszym bratem - ten powinnien być jeśli nie fanatycznie, to jednak bardzo religijny, przynajmniej pozornie. Reszta zupełnie może się odcinać od tej nawiedzonej gałęzi rodzinki. Nie musisz mieć tego przypałowego nazwiska.
powitalny kokos
anubis#9958
pomocnik w sanktuarium / prywatny ochroniarz — Sanktuarium
35 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Pech przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie i zostaje na długo.
Był na tyle zajęty obiema pracami, że nawet nie zauważył, że panna Hitchhiker kręciła się wokół niego od pewnego czasu. Może to był zbyt krótki okres, żeby zauważył? Albo, kto wie, być może gdyby zaczęła się kręcić przy pannie Clark, pewnie by ją zauważył? Choć… przewijała się na tyle często w pobliżu jego domu, że zdołał zapamiętać jej twarz (nazwiska niestety nie). Nie wiedział ile miała lat, choć byłby w stanie założyć się o to, że była niepełnoletnia. Obstawiłby co najmniej czternaście lat, być może ze względu na piegi które odmładzały każdego.
Wraz z pojawianiem się jej i Lady, jego uwaga została odwrócona od drogi i skupiona właśnie na sąsiadce. Ta stała naprzeciw niego i zdawała się oczekiwać choćby krótkiej rozmowy. A on nie miał pojęcia o czym mógłby rozmawiać z dzieckiem. Właściwie, nie tyle dzieckiem, co z nastolatką. Bo przecież ani jej nie znał, ani nie spodziewał się jej poznać.
Nie masz za co – odpowiedział jej, kiedy zaczęła przepraszać za swojego psa. Ot, tacy byli czworonożni przyjaciele. Czasem męczący, czasem można się było za nich tylko wstydzić, ale bez nich życie byłoby zwyczajnie nudne.
W ciszy obserwował Fiodora, który nie miał nic przeciwko dodatkowemu pieszczeniu, a i nowa osoba i pies wyraźnie go zainteresowali. Z radości okręcił się wokół swojej osi i szczeknął kilka razy, żeby najwyraźniej coś wyrazić, choć rzecz jasna Laurent nie miał pojęcia co.
Jej pytanie sprawiło, że spojrzał na nią zaskoczony. Nikt dotychczas w Lorne Bay nie pytał go o wspólny spacer do lasu z psami… a on nie mógł spuścić panny Clark z oczu. Po tych pierwszych dniach obserwacji zrozumiał, że dziewczyna była zbyt ruchliwa. Wystarczyło pięć minut nieuwagi, żeby zniknęła. Nie wiedział tylko jak uprzejmie odpowiedzieć, żeby nie sprawić dziewczynie przykrości.
Czekam na gości – skłamał, bo przecież nie mógł jej powiedzieć „czekam aż panna Clark wyjdzie z domu, żeby ją śledzić i chronić”. Ale nie zamierzał przeganiać młodej sąsiadki. Mógłby właściwie skorzystać z jej obecności, żeby wypytać o kilka rzeczy. – Powiedz mi… długo tutaj mieszkasz? – Zapytał, będąc zainteresowanym tym, co rudowłosa mogłaby mu powiedzieć o mieście, ale i o tej dzielnicy… a co najważniejsze o Clarkach. – Poznajesz tutejszych sąsiadów? Ledwo co się wprowadziłem, a nie znam niemal nikogo.

peggy sue hitchhiker
Some people get a freak outta me
Some people can't see what I can see
Some people wanna see what I see
Some people put an evil eye on me
przyjazna koala
Śeka
16 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
małoda, ufna, łatwo...wierna, ale na swój sposób mądra. Poczuła już wolę bożą, więc jej największe życiowe marzenie na tą chwilę - dobrze wydać się za mąż i to jak najszybciej. Dobrze, znaczy z miłości. Całe życie szuka tatusia...
Wyszczerzyła się. Jego zapewnienie wzięła za dobrą monetę. Skoro jej święty Laurenty uważał, ze nie ma za co przepraszać, nie miała powodu mu nie wierzyć.
- A mi to wygląda na to, że wyszedłeś się z psem pobawić, a nie na gości wyglądać. - powiedziała, co pomyślała. Onieśmielona była spotkaniem i jego obecnością, ale językiem potrafiła mielić pomimo tego. - Ani razu nie zerknąłeś w stronę drogi. - chyba, że za krótko go obserwowała.
Wydawała się jednak za bardzo na tym nie skupiać. Wesołe oczka świeciły się radością, a usta wyginały w uśmiechu, gdy perliście szczebiotała szczerze rozbawiona.

- Ja?- zaczerwieniła się jak wiosenny buraczek wystający nieco ponad glebą. - Całe życie. - odpowiedziała z dumą w głosie, która nie wiedzieć czemu zmieszana była z niejakim zażenowaniem.
- No, pewnie, że znam sąsiadów. - popatrzyła na niego trzepocząc rzęsami jakby mówiła "heloł, no jakbyś nie wiedział z kim gadasz". A ona wiedziała, jak koślawo kręcił się koło tych dziwaków - Clarków. Peggy Sue głupia nie była. Albo inaczej - była mądra na swój sposób. Wszędzie była i wszystko widziała. A już najbardziej rozpoznawała te wszystkie znaki, które Bóg sam jeden jej zsyłał.
Jeden z tych znaków kazał jej opowiadać o różnych rodzinach, ale temat jakoś tak mimochodem ściągać na Clarków, żeby (no Peggy Sue potrafiła sobie rozmawiać z kandydatami na męża tak, żeby myśleli, że to oni są panami sytuacji, podczas gdy to właśnie ona pociągała za odpowiednie sznureczki). Udawała więc, że mimochodem temat jej akurat na Clarków schodzi, bo to taka rodzinka, w zainteresowaniu tych miastowych z Lorne.
- Ashwortów, Barlowów, Bernardów... - wymieniała aż jej palców brakło - Clarków - szukała palców do kontynuowania wyliczanki, jakoby wcale nie zauważyła, jak zawachlował uchem na wspomnienie Clarków. Celowo zaczęła od co ciekawszych kawałków. Od Ashwortów.
- Ludzie w miasteczku - Peggy Sue konspiracyjnie zniżyła głos, jakby faktycznie ludzi z miasteczka obchodzili jacyś tam Clarkowie z wygwizdowa za granicą miasta.- mają wiele do opowiedzenia.
- Ashworci, to bardzo religijna rodzina.- pełna podziwu była dla ich religijności. - Skłonna swoją wiarą się dzielić, nawet z tymi bezbożnymi Clarkami. - pokiwała głową i splunęła w stronę, ich farmy. - Sama widziałam na własne oczy, - biłą się w piersi - jak ta bezbożna Audrey, od Clarków, do samego Jebediaha Ashwortha na nauki w tajemnicy przed rodziną chodziła. - Peggy Sue opowiadała z przejęciem, aż wypieków na twarzy dostała. - I to jeszcze zanim 18 lat skończyła. Taka spragniona mągrości była i Bóg ją napełnił duchem, który kazał szukać prawdy. Ashworth grubo przed czterdziestką był, ale już natchniony przez samego stwórce głosił pobożne słowa w zgromadzeniu. Pora nocy nie była tej całej Audrey straszna. Późną nocą sam Jebeddiah jej katechizmy wykładał. Widziałam, jak wymykała się nad ranem z jego domu.- pokiwała głową, jakby sobie układała to, co sama przed chwilą przytoczyła, - A to nie dziwota, że rodzina Clarków takim praktykom religijnym nieprzychylna, jak oni konia Demon nazwali. No samego diabła kuszą, tak to się przecież nie godzi, nie uważa Buchinsky? - wyciągnęła własne wnioski z tych zdarzeń i jeszcze Laurenta w te swoje teorie mieszać zaczęła. I to z całą pewnością nie było ostatnie słowo, które miała mu do powiedzenia tego popołudnia. Nie wydawała się tak szybko skończyć. Laurent właśnie dowiedział się, że Peggy Sue lubiła plotkować, a jej wiedza sięgała dalej niż jej postura.
-No i ogólnie, to Audrey za mądra nie jest. - skwitowała, żłobiąc trampkiem dziurę pod stópką. Zachęcała do dalszego drążenia tego tematu.

Laurent Buchinsky Audrey Bree Clark
"Cytując Hamleta, akt piąty, scenę pierwszą, wers 425: NIE"

POSZUKIWANIA
Szukam rodzeństwa/ich małżonków/dzieci. Peggy Sue jest najmłodsza. Na farmie mieszka ze starszym bratem - ten powinnien być jeśli nie fanatycznie, to jednak bardzo religijny, przynajmniej pozornie. Reszta zupełnie może się odcinać od tej nawiedzonej gałęzi rodzinki. Nie musisz mieć tego przypałowego nazwiska.
powitalny kokos
anubis#9958
pomocnik w sanktuarium / prywatny ochroniarz — Sanktuarium
35 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Pech przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie i zostaje na długo.
Uśmiechnął się nerwowo, kiedy dziewczyna okazała się być wyjątkowo spostrzegawcza. Zerknął na swojego psa, który natomiast spojrzał w jego stronę. Zupełnie jak gdyby i on wyczuł, że jego uzasadnienie nie miało wystarczającej mocy przekonywania. Przemilczał tę kwestię, mając nadzieję, że rudowłosa nie miała się dłużej zastanawiać nad jego kłamstewkiem. Oby. Bo kto wie, jeszcze miało wyjść na to, że miał się tłumaczyć dlaczego goście o których mówił w ogóle się nie pojawili.

Za to zajął ją innym tematem, w nadziei że zwyczajnie zapomni (a przecież młodzi mieli idealną pamięć do niektórych szczegółów). Co lepsze, po rzuceniu swojego pytania w eter, okazało się, że trafił w samą dziesiątkę. Przynajmniej tak mu się zdawało w pierwszej chwili. Nastolatka mieszkała tu od urodzenia, więc na pewno wiedziała dużo o sąsiadach. Najlepsze źródło wiadomości, bo zapewne nie zamierzała niektórych spraw przemilczać jak to robili starsi sąsiedzi (choć nie zawsze). Kiedy wymieniała nazwiska rodzin, w dodatku według alfabetów spojrzał na nią z uznaniem.
To na pewno – odpowiedział jej również konspiracyjnym tonem głosem, kiedy stwierdziła, że mieszkańcy zawsze mieli dużo plotek (a przynajmniej tak on zrozumiał jej wypowiedź).
Kiedy jednak zaczęła opisywać dwie rodziny – Ashworthów i Clarków uniósł brwi zaskoczony. Szczególnie, kiedy rudowłosa splunęła kiedy wymówiła drugie nazwisko. Nie chciał jednak otwarcie reagować na jej zachowanie, skupił się na tym, że była chętna opisać krewnych jego pracodawcy. A biorąc pod uwagę to, co usłyszał, jego zdziwienie zwyczajnie się powiększyło. Nie był pewien jak zrozumieć słowa nastolatki… ale wszystkie znaki na ziemi i niebu mówiły, że chodziło o coś wyjątkowo obrzydliwego. A pomyśleć, że na tę chwilę nie zależało mu na usłyszenie szczegółów intymnego życia młodej Clarkówny. Szczególnie takich, które zwyczajnie wpisywały się w kategorię seksualnego wykorzystania nieletnich (chyba, że zbyt wiele sobie dopowiadał). Wykrzywił swoją twarz w ramach zaskoczenia, zmieszania i niesmaku. Czyżby został wynajęty właśnie ze względu na tę kwestię?
A może zwyczajnie źle zrozumiał swoją rozmówczynię? Rudowłosa miała nietypowy sposób mówienia, zupełnie jak gdyby naczytała się Biblii. Albo staroangielskich lektur. Być może wyolbrzymiała niektóre kwestie? Albo zwyczajnie tak tworzyła zdania, żeby brzmiały dwuznacznie? Niemniej, był wyraźnie zaniepokojony tym, co usłyszał.
Nauki? – Zapytał, bo właśnie to jedno słowo budziło u niego najwięcej wątpliwości. Nie wiedział co się kryło pod tym słowem. Ale jeżeli kryło się to, co najbardziej go martwiło, powinien uważnie przyjrzeć się Ashworthowi i zapewnić odpowiednią ochronę pannie Clark. No i oczywiście odezwać się do swoich dawnych znajomych z policji.
Wzruszył ramionami, kiedy zapytała o to czy godzi się nazywać konia imieniem „Diabeł”. Nie jemu było to oceniać. Choć domyślał się, że dziewczyna na pewno nie lubiła Clarków. Chwilę milczał próbując przetworzyć wszystkie usłyszane informacje. Westchnął ciężko rozmyślając nad kolejnym pytaniem.
Wspominałaś o Barlowach i Bernardach – odezwał się w końcu. Miał nadzieję, że chociaż te rodziny nie budziły kontrowersji w umyśle rudowłosej dziewczyny. – Czy oni są bardziej pobożni?

peggy sue hitchhiker
Some people get a freak outta me
Some people can't see what I can see
Some people wanna see what I see
Some people put an evil eye on me
przyjazna koala
Śeka
16 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
małoda, ufna, łatwo...wierna, ale na swój sposób mądra. Poczuła już wolę bożą, więc jej największe życiowe marzenie na tą chwilę - dobrze wydać się za mąż i to jak najszybciej. Dobrze, znaczy z miłości. Całe życie szuka tatusia...
Boże, jak jej się ten uśmiech spodobał. Zapamięta go i będzie wspominać. Przed snem go sobie odtwarzać wyobrażając sobie jak sunie w białej sukni z wiankiem polnych kwiatów na głowie, a czekający przed ołtarzem Laurent właśnie tak się do niej pięknie uśmiecha. Nie ważne, że tam gdzieś nerwowość w tym uśmiechu zakwitła. Peggy Sue potrafiła sobie ideologię do wszystkiego dorobić. Nawet to, że i jej obecność mogła onieśmielać jej wybranka. Bo jak inaczej to zinterpretować?

Peggy Sue wcale nie przeszkadzało, że Laurent ją na przepytki wziął. Lubiła mówić, zwłaszcza, gdy to ją stawiało w centrum zainteresowania. Była dumna, że mogła mu pomóc i zaciekawić tak wspaniałego i światowego mężczyznę. Sama nosa z Lorne Bay nie wyściubiła, chyba, że gdzieś ją brat zabrał ze sobą, ale to prawie nigdy się nie zdarzało. Zwyczajnie niewiele mieli załatwień poza miasteczkiem. Czasem jakiś pogrzeb, albo weselicho. Ewentualnie rozprawa sądowa. Nie mogli jej zostawić samej, bo małpiego rozumu dostawała i chodziła niczym pani na włościach. Wtedy nawet pas i groch nie pomagały od razu.

- No nauki, lekcji, katechizmu.- wyliczała trochę zniecierpliwiona, że jej przyszły mąż taki mało lotny z umysłu. Chociaż matka akurat powtarzała, że mąż nie musi być mądry, tylko pracowity. Jak jeszcze nie pije i nie bija, to już mu się należy wszystko. No tego, żeby nie pił i nie bił nie mogła powiedzieć akurat o swoim ojcu.
- bo co innego można robić w nocy, po kryjomu przed wszystkimi? - zwłaszcza, że Ashworth tak brzmiał zawsze z ambonki i o moralności prawił, a Clarkowie pewnikiem samego diabła czcili, gdy nikt nie patrzył.
- Chociaż... - zastanowiła się chwilę przypominając sobie coś. - Może i egzorcyzmy na niej przeprowadzał, bo czasem to tak się niemiłosiernie darła jak ta syrena, co wabi na pewną zgubę żeglarzy. Ja nawet jestem prawie pewna, że ona sama tą syreną jest... albo przynajmniej wtedy nią była. Pewnikiem pan Jebbediah i tego diabła zza jej skóry wyciągał. Czasem widziałam jak się szamotali. - przecież co ona tam mogła wiedzieć co to było. Dzieckiem jeszcze wtedy była nim Audrey skończyła 18 lat.
- A wie Buchinsky, że kolejno dwie przyjaciółki Audrey zmarły? To nie jest normalne. - pokiwała głową pełna potępienia dla tej dziewczyny. Nie wyglądało to ani dobrze, ani na przypadkowe śmierci. Albo Audrey maczała w tym paluszki, albo była jakimś przeklętym aniołem śmierci. Dlatego pewnikiem Peggy Sue trzymała się od niej z daleka. A gdyby musiała stanąć z nią oko w oko, poza srebrnym krzyżykiem i Bibliom pewnie by jeszcze wisiorek z obranych ząbków czosnku wokół szyi obwiesiła, chociaż powszechnie wiadomo było, że ząbek czosnku to pełnił funkcję w planowaniu rodziny - wetknięty w pępek zapobiegał przed ciążą.

- Stara pani Barlowe jest bardzo porządną kobietą. Może nie jakoś bardzo religijną, ale przyzwoitą. Doświadczoną przez los i sprawdzoną przez Boga. Moja mama mówi, że to aż dziw, że pani Barlow wychowała tak niedorzeczną córkę, ale to pewnie wina rodziny, w którą się wżeniła. To, co się stało z siostrą Audrie i Raine, to na pewno kara boska, za jakieś ciężkie rodzinne grzechy Barlowe'ów, przeciwko bliźnim. Sama Audrie zeszła ze ścieżki Pana i w radiu się udziela, zamiast skupić się na pomaganiu ratowania farmy, z którą jej biedna matka sobie nie jest w stanie sama dać rady. - oczywiście Peggy Sue pominęła fakt, że Audrie Barlowe prowadzi program w lokalnym radiu "Miłostki Małe i Duże", który dziewczynka słucha z wypiekami na policzkach i niecierpliwie czeka na kolejny odcinek audycji. A przyłapana przez matkę, tłumaczy się, że musi wiedzieć, co za bezeceństwa ta Barlowe'ówna opowiada i potem piąte przez dziesiąte matce powtarza. Przy tym wskazując jak to ona, Peggy Sue jest idealna, że sama tak nie myśli albo nie działa. - Raine zaś, w ogóle opuściła farmę. - ucięła krótko, z niejakim żalem. Akurat Raine podziwiała z daleka, nawet bardziej i tylko dziwaczny kierunek obranych studiów i fakt, że nie mieszka już na farmie - odrzucał ją od młodszej Barlowe'ówny.
- Barnardowie natomiast. - zastanowiła się chwilę. - Na początku zgrzeszyli i od tamtej pory Bóg im nie błogosławi. Ciągle mają problemy finansowe i ledwie są w stanie tą farmę utrzymać. Ja sobie nawet myślę - znowu obczaiła czy ktoś przypadkiem nie słucha. - Że to wszystko przez Aarona. Niby, żeby przebłagać za grzech przedmałżeńskiego poczęcia nazwali go bardzo pobożnym imieniem, czego o siostrach jego powiedzieć nie można, ale on z nich to chyba najbardziej grzeszy. Uciekł na studia. To siostry zostały przy rodzicach i pomagały, gdy było naprawdę ciężko. A ten Aaron - no jakby go lepiej poznała albo chociaż bliżej mu się przyjrzała i zamieniła ze trzy zdania, na bank byłby #7 miłością jej życia, bo Peggy Sue już taka była, że podobali jej się chłopcy w wieku znacznie starszym niż ona sama. Zakochiwała się równie szybko, co się odkochiwała, ale zawsze musiała kogoś wielbić i o kimś rozmyślać planując swój ślub. Jej największe marzenie. Aktualnie w roli pana młodego widziała Laurenta i robiła do niego maślane oczka, odpowiadała na jego pytania. Czuła się ważna i mądra. W centrum zainteresowania i to jej schlebiało i sprawiało, że było jej cudownie, a Buchinsky, "dlaczego go pokarałeś tak szkaradnym nazwiskiem", zyskiwał nad głową aureolę niczym święty z obrazka. - taki strasznie mądry, bo ma wykształcenie. Jakby mu rodzice nie finansowali tej nauki, to by może więcej ich umiał szanować. Szkoły to diabelski wynalazek i niczego dobrego nie uczą. Tak przynajmniej mówi moja mama. Uczy mnie w domu i nie pozwala, że by mnie jakaś zła ideologia nie dosięgła. - powiedziała z dumą, ale jakby tak Buchinsky lepiej się przyjrzał temu, co się działo w tej małej społeczności, to by więcej obłudy zauważył, nie tylko w samej sąsiadce, ale i w tych wszystkich ludziach, o których opowiadała dziewczynka.

- Skoro goście Buchinsky'ego nie przyjdą tak szybko, a Fiodor i Lady chcą się bawić, może Buchinsky jednak na krótki spacer da się wyciągnąć? - raczej nie mógł odmówić, bo Peggy Sue w swojej prośbie i zaproszeniu nie przewidziała odmowy. - a ja Buchinsky'emu chętnie jeszcze co pikantniejsze szczegóły o Clarkach i innych sąsiadach przybliżę. Co tylko Buchinsky będzie chciał. - zatrzepotała zalotnie rzęsami i uśmiechnęła się promieniście. Czyż mógł jej teraz odmówić?

Laurent Buchinsky Audrey Bree Clark
"Cytując Hamleta, akt piąty, scenę pierwszą, wers 425: NIE"

POSZUKIWANIA
Szukam rodzeństwa/ich małżonków/dzieci. Peggy Sue jest najmłodsza. Na farmie mieszka ze starszym bratem - ten powinnien być jeśli nie fanatycznie, to jednak bardzo religijny, przynajmniej pozornie. Reszta zupełnie może się odcinać od tej nawiedzonej gałęzi rodzinki. Nie musisz mieć tego przypałowego nazwiska.
powitalny kokos
anubis#9958
pomocnik w sanktuarium / prywatny ochroniarz — Sanktuarium
35 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Pech przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie i zostaje na długo.
Zmarszczył czoło, kiedy ponowiła, że chodziło nauki… i to katechizmu. To zdecydowanie nie brzmiało dobrze, ale nie był pewny czy obydwoje mieli to samo na myśli. Bo jak stary sąsiad miał uczyć znacznie młodsza sąsiadkę akurat katechizmu i to w środku nocy? To musiała być metafora. Młodzież nie rozumiała wszystkiego i zdawał sobie z tego sprawę, że Peggy mogła wyobrażać sobie cokolwiek, co zwyczajnie pomagało jej wytłumaczyć sytuację, szczególnie że wtedy była znacznie młodsza, tj. była po prostu dzieckiem… Westchnął cicho.
Racja, racja – odpowiedział jedynie, nie chcąc się dzielić z nieletnią swoimi wątpliwościami. Wątpliwościami, które jeżeli miały okazać się prawdziwe, to powinny odprowadzić Ashwortha na policję… o ile posiadał jakikolwiek dowód. Kolejna sugestia sprawiła, że przymknął oczy i czuł się wyjątkowo źle. Jeżeli jego sąsiad naprawdę miał zadatki na… Boże, miał ochotę zwymiotować. Złapał się za nos i próbował uspokoić siebie i swój żołądek.
Otworzył oczy dopiero wtedy, kiedy przeszła na mniej obrzydliwy temat… choć niemal równie mroczny. Nie rozumiał skąd brało się w nastolatce tyle złości względem panny Clark. Czyżby chodziło o kwestię religijną… a może o coś więcej? Tylko co?
Śmierć zdarza się w najmniej oczekiwanym momencie – odpowiedział, brzmiąc jak jakiś ruski myśliciel. Nie rozumiał dlaczego obwiniała za to sąsiadkę. – I choć nie jest normalnym dla nas umierać młodo… to na pewno panna Clark nie miała na to wpływu – dodał, bo myślenie Peggy zwyczajnie go przerażało. Potrzebował spróbować przywrócić rudowłosej odrobinę trzeźwości umysłu.

Z radością przyjął więc zmianę tematu na innych sąsiadów… choć wystarczyło czwarte wypowiedziane przez nią zdanie, żeby ponownie przymknął oczy na chwilę i ledwie powstrzymał śmiech. Czy ta dziewczyna wszystko wiązała z religijnością? Kary boskie, tępienie demonów, katechizmy… Niemniej, uważnie słuchał co miała mu do przekonania. Odcinając barwne dodatki wymyślone przez Peggy, pozostałe rodziny zdawały się być całkiem normalne, pomijając rzecz jasna problemy finansowe Barnardów, choć i to należało nazwać normalnym.
Rozumiem – przytaknął, drapiąc się po podbródku. – W takim razie czy jest jakakolwiek bogobojna rodzina poza Ashwrothami? – Zapytał, wciskając niewinny żart w wypowiedziane pytanie. Z opowiastek rudowłosej wypadało na to, że niewiele osób na farmach było wierzących albo według niej byli fałszywie wierzący. Właściwie, to mogła być próba przekazania, że zwyczajnie niektórych sąsiadów nie lubiła... a właściwie jej rodzice i stąd brały się te wszystkie niewyobrażalne historie lub religijne wtrącenia.

Nabrał powietrza, kiedy dziewczyna ponownie zaproponowała spacer. Zdecydowanie nie chciał tracić z pola widzenia ulicę i dojazd do państwa Clarków. Gdyby Audrey nagle zdecydowała się na wycieczkę… nie miałby jak jej obronić przed potencjalnym niebezpieczeństwem. Te oczywiście dotychczas się nie pojawiło… ale musiał brać pod uwagę wszystko.
Nie jestem zainteresowany pikantnymi szczegółami – odpowiedział jej, bojąc się tego, co mógłby usłyszeć z ust nastolatki. Potrzebował informacji, owszem, ale nie chciał wiedzieć dosłownie wszystkiego. – Powiedz mi… czy to dość spokojna dzielnica? – Zapytał, kierując swoje myśli w stronę bezpieczeństwa. – Bez kryminału i tak dalej?
Wciąż jednak stał w miejscu, jak gdyby bez słów chciał powiedzieć, że nie zamierzał ruszyć się z miejsca.

peggy sue hitchhiker
Some people get a freak outta me
Some people can't see what I can see
Some people wanna see what I see
Some people put an evil eye on me
przyjazna koala
Śeka
16 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
małoda, ufna, łatwo...wierna, ale na swój sposób mądra. Poczuła już wolę bożą, więc jej największe życiowe marzenie na tą chwilę - dobrze wydać się za mąż i to jak najszybciej. Dobrze, znaczy z miłości. Całe życie szuka tatusia...
Jak stary sąsiad miałby to robić? Zwyczajnie. Otwierać książkę i wykładać z niej lekcje. Ot, co. Ale Buchinsky był czujnym dorosłym i to mu się chwali. To znaczy Peggy Sue by go wcale nie pochwaliła za takie snucie domysłów, które same w sobie były grzeszne i napędzały jeszcze więcej grzesznych myśli. Dobrze, że wtedy była młoda i głupia. Raz sobie wytłumaczyła sytuację i to wyjaśnienie przyjęła jako pewnik. Nie wnikała w to później tylko powtarzała dalej. Jakby się tak jej przyszło nad tym zastanowić kilka miesięcy później, to Jeb by mógł znacznie stracić w jej oczach, a przecież na to by nie pozwoliła.

Wywoływanie takich uczuć u dorosłych ludzi czasem się Peggy Sue podobało. Bo czasem faktycznie lubiła być traktowana jak dziecko, ale czasem jednak wolała być traktowana jak dorosła. Zupełnie nie rozumiała jak to było, że taką Audrey na przykład, gdy była w jej wieku traktowano jak dorosłą, a Peggy Sue raczej rzadko. Takie myśli tylko wtrwalały ten zawzięty półuśmieszek, który zdobił jej piegatą twarz.

Dobrze, że nie wiedziała o czym teraz jej Buchinsky myśli, bo jednak wielebnego Ashwortha podawać na policję o prowadzenie tajnego nauczania, to trochę samosądem, paleniem na stosie i innymi podobnymi historiami trącało.

- Nie, no, co też Buchinsky wygaduje. - speszyła się nieco, że tą Audrey, którą nie wiedzieć czemu tak ten jej ukochany wielbi w sekrecie przed żoną przyszłą, (co oczywiście sprawiło, że jej to serduszko zakuł cierń zazdrości), postanowiła złagodzić ten wydźwięk. Nie podobało jej się oczywiście, że nie dał się podejść i przekabacić na jej sposób myślenia (oj, będzie musiała poświęcić sporo czasu, żeby go sobie wychować), a na domiar złego - więcej ją bronić zaczął niż powinien. Tak uważała Peggy Sue i z całą pewnością bliżej będzie musiała się tej Audrey przyjrzeć, czy przypadkiem diabeł znowu jej nie opętał i nie zaczęła sprowadzać na złą drogę porządnych mężczyzn. Już Peggy Sue nasłuchała się o takich ladacznicach, co to porządnym kobietom mężów bałamucą. Nic dobrego z tego nie wychodzi, a że miała chrapkę na Buchinskyego, póki jeszcze sądziła że jest porządny, to wiadomo.
- Uczona w pismach, to by nie mogła. - przytaknęła, żeby Laurenta nie martwić i nie rozjuszać.- ale jak siła nieczysta sobie w niej upodobała, to może jej chcieć zaszkodzić i przyjaciół zabierać. - Peggy głupia nie była. Teraz przynajmniej wiedziała, że należy baczniej Clarkównie się przyglądać. Patrzeć jej na ręce i co tam wyprawia, gdy niby Boga samego czcić ma zamiar.

Laurent się niepotrzebnie drugiego dna doszukiwał. Peggy Sue była fanatyczką. Od dziecka wychowywaną w radykalnym domu i na dodatek na tyle naiwną, by to wszystko łykać bez zastanowienia.

- Całkiem ich sporo. - uśmiechnęła się. Nie chciała Laurenta martwić za bardzo. Ponadto widziała, że temat mało był lotny, a jemu o coś zupełnie innego chodziło. Reszta to tylko taka zasłona dymna, a ona wiedziała, że jak za dużo mu powie nie otrzymawszy za to nagrody, to jeszcze sobie pomyśli o niej, że jakaś plotkara, albo inne licho.

Nie chciał iść z nią do lasku, to trudno. Nie dowie się więcej. Peggy Sue dobrze była szkolona. Nauki domowe przynosiły owoce.
- Przynajmniej nie tymi, które nie dotyczą panny Clark.- pomyślała mierząc go zwężonymi, wężowymi oczkami ściągając przy tym złośliwie usta. Zapewne poszła w myślach jakaś wiązanka klątw a byleby na tych Clarków jakie nieszczęście spadło, ale za chwilę znowu się rozpogodziła. - Jak Buchinsky chce. - wzruszyła niedbale ramionami, ale nie była zadowolona, że jej odmawia. Zapamięta to sobie na długo. Zapalczywe rudzielce już tak miały.
- Jak Buchinsky z dala od Audrey będzie trzymał inne dziewczynki, to będzie spokojna. - nie mogła się powstrzymać, żeby szpileczki nie wbić. A że nie chciał z nią iść i bawić się w udajemy, że nie interesuję się nią, to zapytała.
- A Buchinsky to jakieś plany matrymonialne względem panny Clark snuje? - trochę była nieokrzesana, ale w końcu chciała wiedzieć na czym stoi. Skoro Audrey niała by go na pokuszenie wieść, trzeba się było pozbyć tej syreny z okolicy i oddać ją na powrót morzu, gdzie jej miejsce, by nie wiodła na pokuszenie swoim kształtnym ciałem. Peggy Sue zazdrościła jej bardziej dorosłego wyglądu , ładnych piersi i stanika.

Laurent Buchinsky
"Cytując Hamleta, akt piąty, scenę pierwszą, wers 425: NIE"

POSZUKIWANIA
Szukam rodzeństwa/ich małżonków/dzieci. Peggy Sue jest najmłodsza. Na farmie mieszka ze starszym bratem - ten powinnien być jeśli nie fanatycznie, to jednak bardzo religijny, przynajmniej pozornie. Reszta zupełnie może się odcinać od tej nawiedzonej gałęzi rodzinki. Nie musisz mieć tego przypałowego nazwiska.
powitalny kokos
anubis#9958
ODPOWIEDZ