#1
: 06 lip 2021, 21:29
Ulubiony miesiąc każdego nastolatka, może trochę mniej dla studentów jednak, jak na razie nie interesuje mnie to zbytnio. Tylko dlatego, że sama jeszcze jestem uczennicą i jedyne co mnie powinno aktualnie w jakiś sposób zainteresować to praca. Tam zawsze jestem w sumie mile widziana, brana do pracy nawet jak nie ma jakiegoś dużego ruchu. Nawet tam aktualnie mam się nie zjawiać, mam wręcz cieszyć się wolnością, która mam przez krótki czas. Chociaż w sumie tak na razie naprawdę jest ciężko, pracuje za pracą, którą lubię.
Przygotowanie wycieczki, zgarnięcia wszystkich do jednego miejsca - nie jest łatwe! Zwłaszcza jeśli chodzi o wyjazd pod namioty. Niby taka prosta rzecz, namiot; ognisko; dobre towarzystwo. Jednak dostanie się do odpowiedniego miejsca, zabranie wszystkiego, jest gorsze. Zwłaszcza że jeszcze musiałam czekać na jakąś podwózkę. A nie mogłam poprosić, swojego kochanego braciszka, aby tą swoją taksówką nas podwóz. Zaraz zacząłby się jakieś pytania, skarga a na samym końcu donos, że najmłodsza idzie balować z znajomymi. I to nie byle gdzie, tylko namioty. Więc połowę rzeczy przygotowałam trochę wcześniej, zostawiłam je u koleżanki. A jak jechałam tutaj, po prostu je tutaj zabrałam. Wyszłam z tego wszystkiego najbardziej obładowana z nas wszystkich. Ale ja pomyślałam dosłownie o wszystkim, od jakiś rzeczy po komary, do dodatkowej maty. Teraz naprawdę przydałby się mój kochany samochód, jednak nie chce mi się oddawać jak na razie swoich pieniążków.
Rzuciłam wszystko na ziemię, zdmuchnęłam kosmyk włosa z twarzy. Jeszcze nie ma wszystkich, naprawdę wielka szkoda. Patrząc na ten bajzel wokół mnie, wolałabym żeby więcej osób tutaj teraz było. Kopnęłam plecak, gdzie był głupi namiot. Dobrze wiem, że sama go nie złożę. Zazwyczaj robił to mój ojciec, niezadowolona zaczęłam po prostu segregować wszystko co przytachałam i tylko czekałam, na kogoś kto zechce pomóc dla takiej uroczej blondynki. Najwyżej w ostateczności, komuś wbiję do namiotu. To także jest jakieś rozwiązanie, życiowe.
Royce Callahan
Przygotowanie wycieczki, zgarnięcia wszystkich do jednego miejsca - nie jest łatwe! Zwłaszcza jeśli chodzi o wyjazd pod namioty. Niby taka prosta rzecz, namiot; ognisko; dobre towarzystwo. Jednak dostanie się do odpowiedniego miejsca, zabranie wszystkiego, jest gorsze. Zwłaszcza że jeszcze musiałam czekać na jakąś podwózkę. A nie mogłam poprosić, swojego kochanego braciszka, aby tą swoją taksówką nas podwóz. Zaraz zacząłby się jakieś pytania, skarga a na samym końcu donos, że najmłodsza idzie balować z znajomymi. I to nie byle gdzie, tylko namioty. Więc połowę rzeczy przygotowałam trochę wcześniej, zostawiłam je u koleżanki. A jak jechałam tutaj, po prostu je tutaj zabrałam. Wyszłam z tego wszystkiego najbardziej obładowana z nas wszystkich. Ale ja pomyślałam dosłownie o wszystkim, od jakiś rzeczy po komary, do dodatkowej maty. Teraz naprawdę przydałby się mój kochany samochód, jednak nie chce mi się oddawać jak na razie swoich pieniążków.
Rzuciłam wszystko na ziemię, zdmuchnęłam kosmyk włosa z twarzy. Jeszcze nie ma wszystkich, naprawdę wielka szkoda. Patrząc na ten bajzel wokół mnie, wolałabym żeby więcej osób tutaj teraz było. Kopnęłam plecak, gdzie był głupi namiot. Dobrze wiem, że sama go nie złożę. Zazwyczaj robił to mój ojciec, niezadowolona zaczęłam po prostu segregować wszystko co przytachałam i tylko czekałam, na kogoś kto zechce pomóc dla takiej uroczej blondynki. Najwyżej w ostateczności, komuś wbiję do namiotu. To także jest jakieś rozwiązanie, życiowe.
Royce Callahan