25 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
I was wrong when I lied
I was going to tell you
I was wrong we were young
And I'll never forget you
#1


Ręka sunie po pościeli. Należy do zaspanego, nie do końca obudzonego jeszcze ciała. Smukłe palce dotykają miękkiej pościeli, a ich właścicielka rozciąga się na wygodnym łóżku, którego nie miała okazji poczuć pod swoimi plecami już szmat czasu. Błogość. Czy to jej się śni? Dinah wysuwa głowę spod kołdry, ale nie otwiera powiek. Światło za bardzo ją razi. Chryste. Razem z przebłyskiem świadomości dociera do niej, że jej organizm trawi właśnie okrutny kac. Co ona w siebie wczoraj wlała? Ręka przesuwa się na drugi kraniec łóżka, ale kiedy dotyka innego ciała, wraca do dziewczyny, jakby mocno się właśnie sparzyła.
Co jest kurwa?! – brunetka szepcze do siebie w panice i zastyga w bezruchu. Najpierw bardzo powoli odwraca głowę w kierunku napotkanego i n t r u z a. A kiedy orientuje się, że to mężczyzna, siada na łóżku w panice. Ciągnie za sobą kołdrę i wtedy dociera do niej, że jest całkowicie naga. Przyciska pościel do klatki piersiowej, a drugą ręką dotyka twarzy i zakrywa usta, wygłuszając przekleństwo, które z nich błyskawicznie wypada. Mężczyzna się porusza, a ona powinna zrobić wszystko, żeby go nie obudzić. Zsuwa się powoli z łóżka. Najpierw jedna noga, potem druga, ale nie udaje jej się złapać równowagi. Nie minie sekunda, a Warren runie na kolana, cudem ratując się przed przyrżnięciem czołem w szafkę nocną. Rozgląda się wokół w poszukiwaniu swojego ubrania. A po szybkiej porażce, w zasadzie za czymkolwiek, co mogłaby na siebie wciągnąć. Z ulgą dostrzega męski t-shirt i wciąga go na siebie.
Kurwa. Kurwa. Kurwa. Kurwa.
Zerka kontrolnie z powrotem na łóżko, ale widzi tylko nagie plecy obcego. Ten to ma sen.
Ma nadzieję, że nadal żyje.
I ta paniczna myśl sprawia, że Dinah natychmiast się podnosi, przechodzi na palcach w kierunku bruneta, w międzyczasie rozglądając dookoła. To hotel. Pokój hotelowy, za który nie zapłaciłaby, zerując wszystkie swoje oszczędności, więc powinna ulotnić się stąd, zanim okaże się, że on też nie jest posiadaczem wygodnej karty kredytowej. Na szklanym stoliku stoi kilka pustych butelek po winie. To tłumaczyłoby, dlaczego tak kręci jej się w głowie. Na przezroczystym blacie znajduje też pozostałość po czymś jeszcze. Zatrzymuje się na moment i przesuwa palcem po białym proszku, a następnie oblizuje opuszek. To doświadczenie wykręca jej głową i uderza prosto w głowę, paraliżując mózg. Chryste, przecież to kokaina. Tym bardziej obecność NN zaczyna mocno ją niepokoić.
Nie zważając na to, że nie ma na sobie bielizny, a najwyraźniej jego t-shirt, naciąga go mocno na uda i podchodzi na placach w kierunku mężczyzny.
Nachyla się nad nim, żeby sprawdzić, czy oddycha.
Jezu, czy on oddycha?!
Przysuwa swoją twarz bliżej.
Byłoby kurwa prościej, gdyby wyraźniej widziała na oczy. Mruga kilkukrotnie powiekami. Wtedy dociera do niej, że mężczyzna ma już otwarte powieki. Ewidentnie żyje. Dziewczyna odskakuje w popłochu, przypomina jej się, że powinna naciągać koszulkę. Robi kilka kroków do tyłu, krzyżuje nogi, jakby miało jej to w czymś pomóc. Opiera się o okno plecami i w niezręczności wciąż palcami próbuje wydłużyć tę nieszczęsną koszulkę.
Kim jesteś i co ja tu robię?! – pyta nagle i napastliwie, jakby była ofiarą porywacza. Nie ma pojęcia, co się wczoraj stało. Ani jak tu trafili. Ani co robili. Świdruje go uważnym spojrzeniem, ale na moment wygląda też przez okno. I to, co widzi, uderza ją jeszcze bardziej.
I co to kurwa, za miasto?! – nie wiadomo jednak, czy to pytanie też zadaje Judahowi, czy bardziej kieruje je już do siebie.


Judah Hirsch
powitalny kokos
warren#4947
44 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Z dnia na dzień porzucił życie w Seattle na rzecz upalnej Australii, choć od zawsze marzył o przeprowadzce na francuską wieś. Przeklina ruch lewostronny, chętnie poznaje ludzi i nie śpieszy się z podjęciem decyzji gdzie chciałby zostać na dłużej
— 4 —
Judah Hirsch nigdy nie miał w zwyczaju budzić się z wielką dziurą w pamięci.
Nic dziwnego więc, że w pierwszym momencie spanikował. Nie ruszył się, nie drgnął, nie odplątał z prześcieradła, które poczuł na swoim ciele, dopiero po dłuższej chwili ostrożnie przesuwając wzdłuż niego dłonią. Nie uniósł też głowy - wciśnięta w poduszkę twarz chroniła go nie tylko przed konfrontacją z najgorszym możliwym obrazem, którego spodziewał się po rozsunięciu powiek zobaczyć, ale i słońcem. Jasnym, rażącym w oczy słońcem, które od co najmniej kilku godzin oświetlało hotelowy pokój, rozrzucone po podłodze ubrania, puste butelki po winie i... Dinah. Jej też wcale nie dostrzegł od razu - mógł za to usłyszeć. Wtedy, gdy potknęła się o własne nogi, kołdrę lub leżące na podłodze rzeczy, z cichym hukiem upadając na kolana; wtedy, gdy z jej ust raz za razem wyrywały się przekleństwa. Czy wtedy, gdy w panice okrążyła łóżko, nachylając się nad nim tylko po to, by zyskać pewność, że brak reakcji na pierwsze wydawane przez nią odgłosy nie świadczy wcale o tym, że Judah Hirsch jest martwy. Przecież nie mogł być - nadal nie wydziedziczył Taylora.
Od zawsze za to miał płytki sen. Od zawsze budził go każdy hałas, od zawsze by przespać standardowe osiem godzin musiał brać tabletki nasenne. Usłyszał więc wszystko, co Dinah robi - ale nie zareagował. Już dawno temu nauczył się nie reagować na każdy szum, każdy odgłos, każde uderzenie w ścianę obok czy trąbiące na ulicy auto, które wybudzało go z płytkiego snu. Zwłaszcza, gdy nie miał na to siły. Gdy przy każdym, nawet najmniejszym ruchu, jego ciało przechodził przeszywający ból, gdy wszystkie mięśnie były spięte, gdy głowa pulsowała, przypominając nieuchronnie o ilościach wypitego poprzedniego dnia alkoholu. A może nie dnia, tylko nocy? Może nadal był pod wpływem? Może świadczyć o tym mogły drżące mięśnie i przyspieszone bicie serca, przypominające mu ciągle, że musiał wypić za dużo i w zbyt krótkim czasie?
Nie wiedział. Nie wiedział też kto jest z nim w hotelowym pokoju, nie wiedział jak się w nim znalazł ani dlaczego. Nie wiedział niczego - nawet tego, że sam też w jakiś sposób ściągnął z siebie wszystkie ubrania, porzucając je niedbale po drodze do łóżka. O tym ostatnim mógł się jednak przekonać niemal od razu, gdy tylko poderwał się wreszcie do siadu, z niemałym trudem wbijając spojrzenie w oddalającą się twarz Dinah i z jeszcze większym spoglądając po jej pytaniu za okno, wpuszczające do środka jasne promienie słońca. Za jasne jak na to, jak bardzo nieprzyzwyczajone były do nich jego oczy.
Ale mając okazję, by rozejrzeć się po hotelowym pokoju, przestał wreszcie panikować.
Bo nie dostrzegł żadnego ciała, wielkiej kałuży krwi, nie dostrzegł żadnych śladów, które mogłyby świadczyć o tym, że ktoś skończył martwy. Bo sam też jeszcze żył. Nie miał pojęcia dlaczego coś takiego jako pierwsze przyszło mu na myśl, ale nikt nigdy nie powiedział, że mając dziurę w pamięci myśli się racjonalnie. Judah nie myślał. W tym momencie ani trochę. Nie myślał też dlaczego brunetka na niego krzyczy, dlaczego wpatruje się w niego tępym wzrokiem, dlaczego tak bardzo panikuje. Nawet jeśli on, dla odmiany nie pokazując tego po sobie, robił to samo przed chwilą.
Nie myślał też nad tym, co powinien jej odpowiedzieć.
A skąd ja mam, kurwa, wiedzieć?! – odparł wreszcie, boleśnie uświadamiając sobie jak bardzo ochrypły miał głos i jak mocno podrażnione było jego gardło. Zupełnie tak, jakby poprzedniego dnia nie przestawał ani na moment krzyczeć. – Może to Ty mi powiesz KIM jesteś i co TU robisz? – dodał po chwili z trudem, choć nie to było w tym wszystkim najgorsze. Nigdzie nie widział swoich rzeczy. Nie znalazł niczego, oprócz leżących tuż obok łóżka bokserek. I koszulki. Tej, którą miała na sobie... – Czy to..? To moje – zauważył, oskarżycielsko celując palcem w Dinah. – Ściągaj – nie czekając na jej reakcję, nadal z trudem i chwiejąc się przy tym na boki wstał, naciągnął bokserki i wyciągając rękę do przodu zbliżył o kilka kroków, chcąc odzyskać swoją własność. Chcąc założyć tę cholerną koszulkę, chcąc znaleźć spodnie, ubrać się i... – To jak? Kim jesteś? – wyjść. Nie zastanawiając się przy tym skąd, jak i dlaczego. I kim. Kim do cholery była stojąca przed nim dziewczyna.

Dinah Warren
ambitny krab
no ja
25 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
I was wrong when I lied
I was going to tell you
I was wrong we were young
And I'll never forget you
Nie dostaje odpowiedzi na żadne z postawionych przez nią pytań. Zamiast tego nieznajomy wystrzeliwuje w nią artylerię własnych. Kim jesteś? Dobre, kurwa, pytanie.
Kiedy widzi wyciągnięta w jej kierunku rękę, która chce odebrać jej koszulkę, w pierwszym odruchu kręci głową. Nie, przecież nic innego nie ma na sobie! Rozgląda się w popłochu po pomieszczeniu i wtedy z ulgą dostrzega swój plecak. Nigdzie bez niego się nie rusza, to cały jej dobytek. Najwyraźniej resztki jakiegokolwiek rozumu uratowały ją przed pełną zgubą. Przemyka bokiem, omijając mężczyznę i schyla się po swój majątek, starając się, by nic jednak nie znalazło się na wierzchu. Wygrzebuje z kieszeni bieliznę i krótkie spodenki, które natychmiast wciąga na siebie. Ale kiedy widzi ponaglający wzrok mężczyzny, bardzo ją to irytuje. Prostuje się, odwraca w jego kierunku i ściąga koszulkę, którą następnie wciska mu do ręki. Nie przejmuje się, że stoi przed nim półnaga. Sam domagał się natychmiastowego zwrotu, niech się teraz nie krzywi. Poza tym chwilę temu leżeli nadzy w jednym łóżku. Ta myśl wykręca jej twarz w geście niezadowolenia. Dinah Warren nie robi takich rzeczy, to niebezpieczne.
- Boże czy my… - zaczyna niepewnie, dorzucając do tej rozmowy jeszcze więcej chaosu i wskazując palcem to na siebie to na Hirscha. Zanim jednak usłyszy odpowiedź, reflektuje się, zasłania piersi ręką i znów nurkuje w zawartości plecaka, by dorwać własną bluzkę i przestać świecić mu nagością prosto w twarz. Prostuje się i przygląda się mu z uwagą.
- Kurwa. Przecież ty mógłbyś być moim ojcem… - wymyka jej się myśl, ale szybko się reflektuje i nie spuszcza z niego swojego spojrzenia. Nie wie kim jest, nie wie, co może jej zrobić, powinna trzymać mordę w ryzach.
- W sensie wiesz… Nie o to mi chodziło, wyglądasz pięknie, mój ojciec na pewno w tym wieku nie wyglądał tak dobrze. Pewnie w ogóle nie dobił do pięćdziesiątki, a teraz całkiem możliwe, ze nie żyje… - bełkocze trzy po trzy, boleśnie świadoma tego, że brzmi coraz gorzej. Że mentalnie wchodzi boso w pokrzywy. -CHODZI MI O TO - rozpaczliwie próbuje dokonać nowego otwarcia - Że jeśli coś się wczoraj wydarzyło, a zrządzeniem losu niczego nie pamietam, to na pewno było super - podnosi ramie do góry, jakby chciała naprężyć mięśnie na pokazie kulturystyki. Może to ma być metaforą dobrej kondycji mężczyzny? Wypada jednak nadzwyczaj żałośnie. DINAH wzdycha przeciągle i macha ręką w geście kapitulacji. - Wiesz co? Po prostu o tym zapomnijmy, dobra? - chwyta za plecak i buty i gotowa jest czmychnąć od razu. Potrafi rozpoznać prestiżowy hotel i drogi alkohol. I nie ma najmniejszego zamiaru za to płacić. Może on tutaj mieszka? Jeśli tak, to to wszystko to j e g o problem. Bye, ciao, arrivederci.
Musi spadać, zanim z szafy nie wypadnie jakiś trup.
Z tym ma akurat wątpliwie przyjemne doświadczenie.

Judah Hirsch
powitalny kokos
warren#4947
44 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Z dnia na dzień porzucił życie w Seattle na rzecz upalnej Australii, choć od zawsze marzył o przeprowadzce na francuską wieś. Przeklina ruch lewostronny, chętnie poznaje ludzi i nie śpieszy się z podjęciem decyzji gdzie chciałby zostać na dłużej
Judah widział w swoim życiu wiele; wiele też zdołał przeżyć, część tych wszystkich wspomnień przywołując na myśl po latach z uśmiechem na ustach, część świadomie zrzucając w odmęty własnej pamięci. Stojąc przed Dinah nie wiedział jeszcze, czy o tym też będzie chciał zapomnieć - zwłaszcza, że na ten moment i tak niewiele już pamiętał. Nie pamiętał gdzie byli, nie pamiętał jak się tam znaleźli, nie pamiętał czy do czegokolwiek między nimi doszło. I choć sytuacja jednoznacznie wskazywała na tylko jedną możliwość - Judah i tak tego nie wiedział.
Co było jednak najgorsze? Nie był w tym jedyny.
Nie wiem – odparł więc zgodnie z prawdą, nawet jeśli wiszące w powietrzu słowa Dinah nie były skierowanym w jego stronę pytaniem, na które chciała poznać odpowiedź. Na dobrą sprawę mogły być czymkolwiek - Judah i tak nie mógł pozostawić ich bez echa, nawet jeśli chrypiąc odpowiadał ze spokojem, jakiego sam po sobie wcale się nie spodziewał. Brzmiał w końcu tak, jakby zadane pytanie nie dotyczyło tego, czy do czegoś między nimi doszło, a odnosiło się co najmniej do prognozy pogody, temperatury na zewnątrz, czy choćby miasta, w którym się znajdywali. Czyli wszystkich tych rzeczy, których Judah również nie wiedział.
Na które ona też nie znała odpowiedzi.
Kiedy jednak ciszę przecięły kolejne słowa, w pierwszej chwili zawtórował im wyłącznie gorzki, nienaturalny wręcz śmiech. Śmiech człowieka, który nie był w stanie pojąć absurdu tej sytuacji. I któremu spośród wszystkich rzeczy, które miały aktualnie miejsce, nie przeszkadzało to, że Dinah stoi przed nim półnaga, w pośpiechu odnajdując własne rzeczy, w pośpiechu też tłumacząc wypowiadane bez przemyślenia zdania. Choć powinien, nie odwracał od niej wzroku, tępo wpatrując się w jej twarz, tak jakby to z niej był w stanie odczytać każdą kolejną myśl, którą i tak wypowiadałaa głos. Bo tak właśnie brzmiała - jakby mówiła, dopiero później zastanawiając się nad tym, jakie słowa wydobywa ze swojego gardła. – Stop – rzucił wreszcie w pewnym momencie, licząc, że tyle wystarczy, by przerwać jej monolog. Ale to nie pomogło. – Przestań – znowu, choć i tym razem bez skutku. – Przestań. Już. MÓWIĆ – dopiero gdy odezwał się za trzecim razem, będąc o krok od podniesienia głosu o kilka tonów, z ust Dinah wyrwało się ostatnie zdanie, które Judah był w stanie podsumować jedynie cichym, przeciągłym prychnięciem. – Po pierwsze, NIE MAM PIĘĆDZIESIĘCIU LAT – sprostował, naciągając na siebie koszulkę, choć za pierwszym razem zrobił to prawie tył na przód. Naprawdę musiał być jeszcze nietrzeźwy. – Po drugie, zapomnimy – ochoczo pokiwał głową, sprawiając wrażenie zadowolonego z jej propozycji. Nic bardziej mylnego. Judah nie miał zamiaru tak szybko zapominać. Ale najpierw dojdziemy do tego j a k. Jak się tu znaleźliśmy. Tu, czyli... – czyli gdzie? Tego też przecież nie wiedział. Nie dokończył więc zdania, szukając w pośpiechu czegokolwiek, co mogłoby mu pomóc - telefonu, ulotki hotelu, wielkiego logo za oknem, które naprowadziłoby go na trop, sięgający do upragnionego celu. Na moment zapomniał nawet, że nie znał ani trochę Australii. Że pierwsza lepsza nazwa niczego mu nie powie, a jedyną opcją, która mogła go uratować, było znalezienie telefonu, który... – Wolne, kurwa, żarty – leżał na stoliku, tuż obok resztek białego proszku. Tych samych, na których Judah utkwił swoje spojrzenie, palcem wskazując to na Dinah, to na przyniesioną do hotelowego pokoju kokainę. – O tym też mam zapomnieć?!

Dinah Warren
ambitny krab
no ja
25 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
I was wrong when I lied
I was going to tell you
I was wrong we were young
And I'll never forget you
Nie dość, ze stary to jeszcze przyzwoity. Dinah rozkłada szeroko ramiona w geście bezradności. Co miałaby na to odpowiedzieć? W ogóle nie chce już rozmawiać, chce się zmyć, najlepiej po angielsku, kiedy tylko mężczyzna się odwróci. Na jej nieszczęście Judah nie spuszcza z niej wzroku. Myśli, że go okradnę? Dziewczyna przekrzywia głowę, przyglądając się mu jak mały szczeniak.
- Słuchaj, nie zamierzam cię oceniać, tak? Po CZTERDZIESTCE robi się czasem głupie rzeczy - zauważyła, że przypadkowe zainsynuowanie mu wieku bardzo go poruszyło, więc pozwala sobie na to sprostowanie razem z szerokim uśmiechem. Nie jest za przyjemny, może więc być złośliwa. Zanim jednak mężczyzna wybuchnie, macha w jego stronę pokojowo dłonią, to za pewno coś w ramach ekspresywnego gestu „spokojnie”.
- Poza tym to pewnie moje i w zasadzie nic z tego nie zostało… - mamrocze i dla potwierdzenia swoich słów podchodzi do stolika, dłonią ścierając resztę proszku. Dłoń wyciera następnie o tył swoich spodenek. Ma szczerą nadzieję, że nie spotka dziś żadnych psów tropiących.
- I nie, nie wiem skąd to mam. Nie miałabym na to kasy. Na to, ani na całe to… - macha ręka wskazując na różne elementy pokoju hotelowego - Dlatego zamierzam się stąd ulotnić. A jeśli nie chcesz, żeby to obciążyło twoją kartę kredytową to zalecam ci to samo. Sądząc po widoku z okna to jeden z wywalonych hotelu przy rafie. To kilka stów za sam pokój, nie mówiąc o alkoholu - głową wskazuje puste butelki.
Warren wciąga trampki na stopy i jest gotowa do ucieczki, nawet gdyby mężczyzna zapragnął urządzać teraz scenę paniki lub rozpaczy. Może boi się żony? Nie zauważyła co prawda obrączki na jego palcu, ale tez nie przyglądała się za specjalnie. Poza tym jej doświadczenie pokazuje, że tacy dorośli chłopcy w kryzysie wieku zawsze bawią się najlepiej.
- Było wiec miło, ale… - Dinah naciska klamkę i jest gotowa do wyjścia, jednak drzwi nie otwierają się od razu. Szarpie wiec mocniej i dopiero wtedy udaje jej się je uchylić. Wtedy tez, z hukiem coś uderza o hotelową wykładzinę, która w tym miejscu nie jest już taka miękka i z trudem amortyzuje ten upadek. Dziewczyna szepcze pod nosem jakieś przekleństwa i ogląda się przez ramię w stronę Judaha. Jej oczy pełne są paniki, ale przynajmniej nie wrzeszczy. Wie, że nie można.
- Pomóż mi!!! - z trudem powstrzymuje się od pisku i nachyla się niezwłocznie, żeby coś podnieść. Dopiero po chwili można zauważyć coś, co próbuje wciągnąć z powrotem do pokoju, bo w drzwiach pojawia się… męska noga. Na podłodze leży ogromne ciało łysego, czarnoskórego mężczyzny, ubranego w ciemny garnitur. Żyje, sprawdziła jego puls.

Judah Hirsch
powitalny kokos
warren#4947
44 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Z dnia na dzień porzucił życie w Seattle na rzecz upalnej Australii, choć od zawsze marzył o przeprowadzce na francuską wieś. Przeklina ruch lewostronny, chętnie poznaje ludzi i nie śpieszy się z podjęciem decyzji gdzie chciałby zostać na dłużej
Mimo pulsującego bólu głowy, przebudzenia się zaledwie kilka minut wcześniej i pozostałego w ustach gorzkiego smaku alkoholu, Judah był w stanie wyczuć moment, w którym powietrze w hotelowym pokoju zgęstniało. W którym atmosfera, choć i tak od początku nieciekawa, stała się jeszcze cięższa, a gorzki śmiech ustał, robiąc miejsce na przeszywające, poważne spojrzenie. Bo Judah Hirsch nie żartował - i tak samo daleko było mu do żartów, gdy w dość jednoznaczny, nawet jeśli nie do końca skuteczny, sposób próbował ją uciszyć. – Po dwudziestce też – odparł zgryźliwie, nie kryjąc tego, że nawiązuje do jej wieku. O ile była po dwudziestce, a nie... przed. – Wychodzi na to, że przez całe życie robi się głupie rzeczy – czy jedną z nich było doprowadzenie się do stanu, w którym dziura w pamięci nie pozwalała mu przywołać nawet jednego zamglonego wspomnienia z poprzedniego wieczoru? Nie. To nie było głupie - prędzej nieodpowiedzialne. Do tego nierozsądne, lekkomyślne i cholernie beztroskie, jak na to ile lat wpisane miał w swój dowód Judah. Nie robił takich rzeczy dwie dekady temu, więc tym bardziej nie powinien i teraz - a jednak był w tym pokoju z obcą mu dziewczyną, w wieku zbliżonym do jego dzieci, nie wiedząc gdzie jest, jak się tam znalazł... i gdzie jest to, co jeszcze kilkanaście godzin temu na pewno przy sobie miał. Portfel, dokumenty, telefon. I przede wszystkim godność. Ta sama, której brak wielokrotnie zarzucał Taylorowi.
Teraz sam poniekąd był jak Taylor.
Jeśli wczoraj też tyle gadałaś, to naprawdę nie rozumiem, jakim cudem skończyliśmy tu... razem – przerwał jej nagle, unosząc do góry rękę, bo ostatnią rzeczą, jaką był w stanie się teraz przejąć, było to, czy pokój jest opłacony, czy wszystko poszło z jego karty, czy schodząc na dół czekać go będzie jeszcze wizyta na recepcji, by przed wyjazdem uregulował rachunek. Cholernie wielki i nadwyrężający jego bezrobotność rachunek. – Ale czas się pożegnać. Tak, tak, było miło – dokończył od niechcenia, pierwszy raz spuszczając wzrok z brunetki na dłużej, by ze zrezygnowaniem i bez jakichkolwiek informacji, których jeszcze przed chwilą chciał się dowiedzieć, przenieść go na pokój w poszukiwaniu swoich rzeczy. Tych, których jeszcze nie znalazł. – W czym mam Ci, kurwa, pomó.. – ale zanim zdołał naciągnąć na siebie odnalezione po drugiej stronie łóżka spodnie, przerwał mu jej pisk. I upadek. Głośny upadek, którego nie spodziewał się po drobnej Dinah, a... – Nie. N i e. Niczego, ani tym bardziej nikogo, nie będę dotykać. Tobie też nie ra… – którego na dobrą sprawę nie spodziewał się po nikim. A już tym bardziej nie po człowieku wciąganego przez Dinah do środka.
I tak jak jeszcze przed chwilą był w stanie kontrolować wzbierającą panikę na tyle, by nie okazać jej po sobie przed dziewczyną, tak teraz zdenerwowanie powoli brało nad nim górę. – Czy Ty potrafisz pomyśleć zanim coś zrobisz?! – warknął w stronę Dinah, jednocześnie dopinając na szybko pasek od spodni, zanim chwycił drugą nogę człowieka, którego z całą pewnością nigdy wcześniej nie poznał. I zanim zablokował całym sobą drzwi, odcinając jej jedyną możliwą drogę ucieczki. – Zanim stąd wyjdziesz zapytam tylko raz. I nie chcę nawet słyszeć, że nie wiesz, jasne? – mówiąc to wskazał na nieprzytomnego mężczyznę, po chwili swoje spojrzenie wbijając już tylko w Dinah. – Kto to, do cholery, jest?

Dinah Warren
ambitny krab
no ja
25 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
I was wrong when I lied
I was going to tell you
I was wrong we were young
And I'll never forget you
Wolałaby zostawić go tutaj z całym tym problemem i ruszyć w drogę na pieszo przez bagna, niż zajmować się kolejnym wieczorem bez wyjaśnienia. Z zagadkami w postaci przystojnego (chociaż starego) nieznajomego i omdlałego olbrzyma w ciemnym garniturze. To co najmniej o jednego obcego za dużo. Dlatego Dinah próbuje uciec, nawet jeśli Judah jest szybszy i całym sobą zasłania wyjście z pokoju. Dziewczyna podnosi butnie głowę do góry, żeby zmierzyć się z nim spojrzeniem. Nie wygląda groźnie, jest raczej przejęty i przestraszony, ale może nie powinna oceniać go tak pochopnie? Może za taką naiwność przyszłoby jej zapłacić głową? Sama stara się ukrywać swoje emocje. Teraz, kiedy wpatruje się w niego z cała tą zaciętością, zdradzić może ją tylko zbyt szybki rytm serca.
Porzuć ten ojcowski ton, bo nie rozmawiamy teraz o tym, kto gwizdnął dwadzieścia dolców ze słoika na przekleństwa – nie jest w stanie pozbyć się złośliwości, nawet w momencie potencjalnego zagrożenia. Próbuje jeszcze sięgnąć klamki, ale i tym razem Hirsch ją powstrzymuje.
Nie mam pojęcia! Nie pamiętam, czy dotykałam twojego penisa, a pamiętałabym tego d w u m e t r o w e g o typa? Wolne żarty. Jeśli nie kłamiesz, jesteśmy w tym samym punkcie… – syczy wściekła w jego kierunku, ale w końcu kapituluje. Opiera dłonie na głowie, klnie pod nosem, robi kilka kroków do tyłu, obraca się, mętnym spojrzeniem rozgląda po pomieszczeniu, zerka na leżące na wykładzinie zwłoki i wznosi spojrzenie do nieba. W co najlepszego znowu się wpakowała?
Kieszenie! – wykrzykuje nagle i obraca się w kierunku Judaha, jakby właśnie przyszło jej do głowy coś niezwykle genialnego. – Sprawdź, co masz w kieszeniach! – doprecyzowuje i dopiero dociera do niej, że nie powinna się tak nadzierać. W ekscytacji sprawdza własne szorty, ale przecież znalazła je w plecaku – nie miała ich wczoraj na sobie. W sekundę więc staje przy Judahu i wsuwa ręce do jego kieszeni – nawet jeśli zajmował się tym sam, to najwyraźniej nie do końca mu ufa. Warren wyciąga z przednich monetę, plastikowe opakowanie z prezerwatywą, którym ciska w kąt z irytacją i tylko na chwilę znów podnosi wzrok, żeby posłać mu pełne dezaprobaty spojrzenie. Musi wrócić bowiem z uwagą do tego, co mężczyzna znalazł z tyłu spodni. Prostokątna, pozłacana wizytówka.
Valeria Robertson – odczytuje nazwisko, zanim brunet nie wyrwie jej kartki z ręki. Oddaje mu ją i podnosi ręce w bezbronnym geście. –Znasz ją?! – pyta, starając się powstrzymać emocje. Kiedy jednak coś przychodzi jej do głowy, przeskakuje przez mężczyznę leżącego na podłodze i otwiera szafy w pokoju.
Damskie ubrania. Drogie damskie ubrania w hurtowej ilości.
Dziwne. I bez sensu. Obraca się przez ramię w stronę Judaha, jakby w oczekiwaniu na odpowiedź.
Kochanka? Znajoma? Przypadek?

Judah Hirsch
powitalny kokos
warren#4947
ODPOWIEDZ