Chciałbym niechcący Cię poznać przypadkiem na mieście
: 18 sie 2021, 20:54
dwanaście
Uważała to mieszkanie za niepotrzebną fanaberię.
Nie powiedziała tego na głos, bo to nie miało sensu – jeśli jej mąż chciał mieszkanie w Cairns, to po prostu je sobie znajdywał i mógł Dianę co najwyżej poinformować. Nie pytał ją o radę, nie interesowało go, co ona o tym myśli i w ogóle nie widział sensu w rozmawianiu z nią na poważne tematy. Gdyby wytknęła Josephowi, że cały czas stoi puste, tylko by się na nią wkurwił.
A potem, gdy kilka dni temu wyszedł z domu, zostawiając ją skopaną na kuchennej podłodze, przypomniała sobie o mieszkaniu, w którym mogła się schować i po prostu tam pojechała. Była zbyt skołowana, żeby połączyć kropki i wpaść na to, że mieszkanie mogło być wykorzystywane o wiele częściej niż przypuszczała, dlatego leżała, próbowała oglądać telewizję, odpisywać dość sprawnie na wiadomości, żeby nikt bliski się o nią nie martwił i nie wpadł na to, że coś może być nie tak, a ona, cała w zmieniających kolor siniakach, udaje, że ukrywa się przed mężem.
Nie miała ani ochoty, ani zamiaru wychodzić dzisiaj z domu. Wdusiła w siebie wczoraj kilka frytek, które wczoraj kurier zostawił jej pod drzwiami, więc nie musiała się martwić o jedzenie, a w szpitalu tylko straszyłaby pacjentów. Okazało się jednak, że ma duży problem: gdy obudziła się z zamiarem połknięcia kilku tabletek, które pozwolą jej wrócić do spania, odkryła, że to już ostatnie przeciwbólowe.
Gdyby nie musiała iść do apteki, pewnie w ogóle nie wyszłaby z domu i Bazyl mógłby sterczeć na tej klatce do jutra. Nie miała jednak wyjścia i zebrała się do wyjścia, póki jeszcze tabletki choć częściowo maskowały ból. Piętnastominutowa wyprawa do najbliższej apteki wydawała się dziś dużo trudniejsza i dużo bardziej męcząca niż w rzeczywistości, dlatego jadąc windą na swoje czwarte piętro, nie mogła się już doczekać powrotu do łóżka.
Wysiadła z windy i ruszyła w stronę mieszkania dość powoli, bo bolało ją niemal wszystko, łącznie z żebrami i lewą nogą. Zajęta patrzeniem pod nogi, na adidaski wymagające wyczyszczenia, dotarła pod drzwi, zanim zorientowała się, że Bazyl to Bazyl. Przez chwilę wpatrywała się w niego bez słowa, z miną, z której ciężko było wywnioskować, czy zaraz się zezłości, rozpłacze czy zwyczajnie zignoruje. - Naprawdę nie mam na to dzisiaj siły, Bazyl – powiedziała tylko i odwróciła się ostrożnie, żeby otworzyć te drzwi i się za nimi schować.
Bazyl Godlewski
Uważała to mieszkanie za niepotrzebną fanaberię.
Nie powiedziała tego na głos, bo to nie miało sensu – jeśli jej mąż chciał mieszkanie w Cairns, to po prostu je sobie znajdywał i mógł Dianę co najwyżej poinformować. Nie pytał ją o radę, nie interesowało go, co ona o tym myśli i w ogóle nie widział sensu w rozmawianiu z nią na poważne tematy. Gdyby wytknęła Josephowi, że cały czas stoi puste, tylko by się na nią wkurwił.
A potem, gdy kilka dni temu wyszedł z domu, zostawiając ją skopaną na kuchennej podłodze, przypomniała sobie o mieszkaniu, w którym mogła się schować i po prostu tam pojechała. Była zbyt skołowana, żeby połączyć kropki i wpaść na to, że mieszkanie mogło być wykorzystywane o wiele częściej niż przypuszczała, dlatego leżała, próbowała oglądać telewizję, odpisywać dość sprawnie na wiadomości, żeby nikt bliski się o nią nie martwił i nie wpadł na to, że coś może być nie tak, a ona, cała w zmieniających kolor siniakach, udaje, że ukrywa się przed mężem.
Nie miała ani ochoty, ani zamiaru wychodzić dzisiaj z domu. Wdusiła w siebie wczoraj kilka frytek, które wczoraj kurier zostawił jej pod drzwiami, więc nie musiała się martwić o jedzenie, a w szpitalu tylko straszyłaby pacjentów. Okazało się jednak, że ma duży problem: gdy obudziła się z zamiarem połknięcia kilku tabletek, które pozwolą jej wrócić do spania, odkryła, że to już ostatnie przeciwbólowe.
Gdyby nie musiała iść do apteki, pewnie w ogóle nie wyszłaby z domu i Bazyl mógłby sterczeć na tej klatce do jutra. Nie miała jednak wyjścia i zebrała się do wyjścia, póki jeszcze tabletki choć częściowo maskowały ból. Piętnastominutowa wyprawa do najbliższej apteki wydawała się dziś dużo trudniejsza i dużo bardziej męcząca niż w rzeczywistości, dlatego jadąc windą na swoje czwarte piętro, nie mogła się już doczekać powrotu do łóżka.
Wysiadła z windy i ruszyła w stronę mieszkania dość powoli, bo bolało ją niemal wszystko, łącznie z żebrami i lewą nogą. Zajęta patrzeniem pod nogi, na adidaski wymagające wyczyszczenia, dotarła pod drzwi, zanim zorientowała się, że Bazyl to Bazyl. Przez chwilę wpatrywała się w niego bez słowa, z miną, z której ciężko było wywnioskować, czy zaraz się zezłości, rozpłacze czy zwyczajnie zignoruje. - Naprawdę nie mam na to dzisiaj siły, Bazyl – powiedziała tylko i odwróciła się ostrożnie, żeby otworzyć te drzwi i się za nimi schować.
Bazyl Godlewski