– Trzymam za słowo – odwzajemniła ten uśmiech, spoglądając na niego
– Spokojnie, najwyżej posiedzę i ci poprzeszkadzam, nie musisz nic kombinować, nie chciałabym cię wpakować w kłopoty – uśmiechnęła się delikatnie, odrobinę niezręcznie właściwie, bo jednak naprawdę nie chciała się tutaj mu jakoś wpierdalać w paradę – chciała po prostu z kimś posiedzieć, bo większość jej znajomych została w Londynie i czasami czuła się odrobinę przytłoczona pustymi czterema ścianami i samotnością. Uśmiechnęła się blado i skinęła głową.
Nie zamierzała się z nim kłócić, zresztą – nie miała ku temu najmniejszego powodu – bo w gruncie rzeczy doskonale wiedziała, że gdzieś tam był na tyle empatyczną osobą, że chyb byłby w stanie się postawić w jej sytuacji. Odetchnęła cicho i spojrzała mu w oczy.
- Geny nie zrobią za mnie formy życia – zaśmiała się pod nosem – taka była prawda, jej kondycja naprawdę pozostawiała wiele do życzenia, a sama zainteresowana – mimo oczywistej miłości do zwierząt raczej nie była wielką fanką męczenia się w jakiejkolwiek formie. Bogu dzięki, miała dobre geny!
– Myślę, że on tego potrzebował nie będzie, jest w dość dobrej formie, w przeciwieństwie do mnie- uśmiechnęła się delikatnie, dość ciepło, chociaż wewnętrznie w sumie wcale nie była pewna, czy Camden to na pewno było
to. Z drugiej strony wybrała go chyba dlatego, że był kompletnym przeciwieństwem jej ojca. Nie chciała skończyć jak matka, ze swoimi dziećmi i mężem, który sam był wielkim dzieckiem.
– Och, nie wiem, wszystko się tam przeciąga- przyznała z delikatnym smutkiem, bo ten temat trochę ją mierził. A co do wyboru jeszcze, to właściwi Chels nawet nie podejrzewał, że Pete był nią zainteresowany – bo czemu by miał być? Nigdy przecież o tym nie rozmawiali, a tamta noc… Nie sądziła, że miała dla niego jakieś znaczenie.
Pete Corowa