about
Jeździł kto kiedyś rollercosterem z zamkniętymi oczami? Albo góralem po korzeniach stokiem tak stromym, że miejscami wybija w powietrze a potem zalicza jebnięcie przy lądowaniu że aż dupę miażdży ale śmigasz dalej i nie ma jak się zatrzymać?
Tak to mniej więcej wyglądało między Nedem a Gail. Ale w tej totalnie szalonej jeździe były przecież momenty luzu, przyjemnego bezwładu takie oczywiste i proste że się chciało kupować kwiaty, drobiazgi, nawet rzeczy do domu, żeby zobaczyć jej uśmiech i usłyszeć jej piękny głos jak sobie dla żartu drwi a potem... wiadomo.
W takim to nastroju był tego wieczora Ned. Była środa, dzień jak codzień, i bardzo dobrze, to będzie prawdziwa niespodzianka. Kupił kwiaty, spory bukiet, sam skomponował (trochę za radą pani w kwiaciarni, ale liczy się inwencja), zarezerwował na piątek stolik w knajpce z jazzem na żywo, kupił wino – i to białe! I starał się nie dopuszczać tej myśli która jednak trochę paskudziła dzisiejszą wizję wieczoru: myśli że coś się spieprzy, że wyjdzie duperela, że albo on, albo Gail chlapnie, przypadkiem w czuły punkt, bo mieli tych czułych punktów prawie tyle samo co erogennych i czasem nie było wiadomo co to znaczy "dotknąć kogo" i to "do żywego"...
Może z tego powodu zrezygnował z początkowego pomysłu zadzwonienia dzwonkiem do własnego domu. Tak sobie wcześniej umyślił - że zadzwoni, a Gail mu otworzy, może trochę zdziwiona, a wtedy on wjedzie z tymi kwiatami, odpowie że są bez okazji, bo kocha, czy to trzeba okazji jak kogoś kochasz? Ona powie że piękne, a on - że gdzie tam, nic nie dorówna jej urodzie (co zresztą uważał całkiem szczerze). Ale nie: nie zadzwonił. Otworzył sam i wszedł w miarę cicho. Dlaczego? Skąd taka ostrożność?
To był właśnie ten toksyczny pierwiastek, który czasem zabierał całą scenę, a czasem po prostu tkwił gdzieś jak drzazga pod paznokciem. Toksyczny pierwiastek który kazał Nedowi podświadomie zobaczyć co robi Gail bez niego zaskoczona jego troszkę wcześniejszym powrotem.
Wszedł do mieszkania, zamknął za sobą drzwi cicho i ruszył do wnętrza, ciekaw gdzie ją spotka. Włożył wino do lodówki i jeśli nie było jej na dole ruszył z kwiatami na piętro.
Gail Lockwood
Tak to mniej więcej wyglądało między Nedem a Gail. Ale w tej totalnie szalonej jeździe były przecież momenty luzu, przyjemnego bezwładu takie oczywiste i proste że się chciało kupować kwiaty, drobiazgi, nawet rzeczy do domu, żeby zobaczyć jej uśmiech i usłyszeć jej piękny głos jak sobie dla żartu drwi a potem... wiadomo.
W takim to nastroju był tego wieczora Ned. Była środa, dzień jak codzień, i bardzo dobrze, to będzie prawdziwa niespodzianka. Kupił kwiaty, spory bukiet, sam skomponował (trochę za radą pani w kwiaciarni, ale liczy się inwencja), zarezerwował na piątek stolik w knajpce z jazzem na żywo, kupił wino – i to białe! I starał się nie dopuszczać tej myśli która jednak trochę paskudziła dzisiejszą wizję wieczoru: myśli że coś się spieprzy, że wyjdzie duperela, że albo on, albo Gail chlapnie, przypadkiem w czuły punkt, bo mieli tych czułych punktów prawie tyle samo co erogennych i czasem nie było wiadomo co to znaczy "dotknąć kogo" i to "do żywego"...
Może z tego powodu zrezygnował z początkowego pomysłu zadzwonienia dzwonkiem do własnego domu. Tak sobie wcześniej umyślił - że zadzwoni, a Gail mu otworzy, może trochę zdziwiona, a wtedy on wjedzie z tymi kwiatami, odpowie że są bez okazji, bo kocha, czy to trzeba okazji jak kogoś kochasz? Ona powie że piękne, a on - że gdzie tam, nic nie dorówna jej urodzie (co zresztą uważał całkiem szczerze). Ale nie: nie zadzwonił. Otworzył sam i wszedł w miarę cicho. Dlaczego? Skąd taka ostrożność?
To był właśnie ten toksyczny pierwiastek, który czasem zabierał całą scenę, a czasem po prostu tkwił gdzieś jak drzazga pod paznokciem. Toksyczny pierwiastek który kazał Nedowi podświadomie zobaczyć co robi Gail bez niego zaskoczona jego troszkę wcześniejszym powrotem.
Wszedł do mieszkania, zamknął za sobą drzwi cicho i ruszył do wnętrza, ciekaw gdzie ją spotka. Włożył wino do lodówki i jeśli nie było jej na dole ruszył z kwiatami na piętro.
Gail Lockwood
about
Why is it that I can love you so unconditionally but I can’t love myself enough to realize that I deserve more than what you can give.
[akapit]
Może nie umawiałaby się ze znajomymi z pracy na wieczorne wyjście do baru na kilka drinków. Może zrobiłaby kolację i czekała na powrót Neda jak przystało na porządną dziewczynę. Tylko, że Gail miała wrażenie, że już dawno przestała być porządną dziewczyną. Wiedziała, że nie była idealna. Miała to powtarzane od bardzo, bardzo dawna i w końcu wsiąkło w nią to tak mocno, że nawet przestała się starać. Nie była idealną postacią, którą warto pochwalić się przed kolegami. Nie gryzła się w język tak często jak potrzeba i cóż… sama nie raz, nie dwa i nawet nie pięć – zapraszała do wspólnej przejażdżki rollercoasterem.
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Ned Haggard
about
Przywitała go cisza. Po wejściu na piętro zatrzymał się i nasłuchiwał, trochę tracąc pierwotny sympatyczny nastrój. No bo co to, nie ma jej?
Jeśli nie ma, to wyszła. A dokąd? Po co? Do kogo!
- Gail?
To zawołanie zabrzmiało samotnie w pustym mieszkaniu. Ruszył dalej i usłyszał szum wody. Aha! Skierował się do łazienki, ale przechodząc obok pokoju zobaczył przygotowaną sukienkę. I buty. I nie był to strój domowy.
No dobra może chciała się tak ubrać dla niego. Na tę myśl pozytywne myślenie od razu wskoczyło Nedowi z powrotem, jako choleryk i furiat, szybko to u niego potrafiło się zmieniać. I z tym przeświadczeniem szedł dalej, trochę z rozpędu w stronę szumiącej wody, do drzwi łazienki, aż pchnął je…
- Jezu! Gail! - też go zaskoczyła, nie lubił zaskoczeń, w pierwszym odruchu zmarszczył brwi ale rozluźnił się widząc jej uśmiech. Ten jej uśmiech potrafił cuda.
- A no właśnie żadna rocznica - uśmiechnął się, jedną ręką sięgając do jej szyi i w ten sposób przyciągając ją do siebie żeby zakończyć z ustami tuż przy jej. - O niczym nie zapomniałaś, po prostu chciałem zobaczyć twój uśmiech, moja piękna - i uniósł bukiet żeby jej wręczyć. - Mam coś jeszcze. Wino[/ b] - kiwnął głową w dół na znak że jest już na dole w lodówce - i stolik w… Czekaj.
Urwał nagle ciągle się uśmiechał ale trochę inaczej i brwi znów mu się zeszły w dół. - Nie wiedziałaś że wrócę tak wcześnie bo, gdzieś wychodzisz? Widziałem sukienkę i buty - myślał na głos i patrzył jej z bliska w oczy, wciąż miał dłoń na jej karku, a na dłoni jej mokre włosy. Patrzył z bliska na jej twarz i widział jaka jest piękna i jaka jest jego. Kochał ją przecież, i ona jego, więc może jednak powinien wiedzieć kiedy ona ma zamiar wyjść, bo to chyba „normalne” że to może budzić podejrzenia? Takie było rozumowanie Neda. Ktoś mógł to widzie inaczej, ale ktoś nie miał w domu tak pięknej istoty. Pięknej i zdolnej jakoś tak niby przypadkiem popsuć mu zaplanowaną przyjemność!
- Słuchaj Gail, czy o czymś nie wiem? - zapytał spokojnie, jeszcze nie całkiem poważnie bo uśmiech wciąż gościł na jego twarzy a te zmarszczone brwi wymagały tylko szczerej odpowiedzi. Szczerej czyli takiej która wskakiwała Nedowi w pochopne wyobrażenia które bardzo szybko już składały się w jego umyśle w historię. Pochopną i nieprawdziwą, ale nie znał jej planów na razie. a jak pozna to pytanie czy uwierzy.
Gail Lockwood
Jeśli nie ma, to wyszła. A dokąd? Po co? Do kogo!
- Gail?
To zawołanie zabrzmiało samotnie w pustym mieszkaniu. Ruszył dalej i usłyszał szum wody. Aha! Skierował się do łazienki, ale przechodząc obok pokoju zobaczył przygotowaną sukienkę. I buty. I nie był to strój domowy.
No dobra może chciała się tak ubrać dla niego. Na tę myśl pozytywne myślenie od razu wskoczyło Nedowi z powrotem, jako choleryk i furiat, szybko to u niego potrafiło się zmieniać. I z tym przeświadczeniem szedł dalej, trochę z rozpędu w stronę szumiącej wody, do drzwi łazienki, aż pchnął je…
- Jezu! Gail! - też go zaskoczyła, nie lubił zaskoczeń, w pierwszym odruchu zmarszczył brwi ale rozluźnił się widząc jej uśmiech. Ten jej uśmiech potrafił cuda.
- A no właśnie żadna rocznica - uśmiechnął się, jedną ręką sięgając do jej szyi i w ten sposób przyciągając ją do siebie żeby zakończyć z ustami tuż przy jej. - O niczym nie zapomniałaś, po prostu chciałem zobaczyć twój uśmiech, moja piękna - i uniósł bukiet żeby jej wręczyć. - Mam coś jeszcze. Wino[/ b] - kiwnął głową w dół na znak że jest już na dole w lodówce - i stolik w… Czekaj.
Urwał nagle ciągle się uśmiechał ale trochę inaczej i brwi znów mu się zeszły w dół. - Nie wiedziałaś że wrócę tak wcześnie bo, gdzieś wychodzisz? Widziałem sukienkę i buty - myślał na głos i patrzył jej z bliska w oczy, wciąż miał dłoń na jej karku, a na dłoni jej mokre włosy. Patrzył z bliska na jej twarz i widział jaka jest piękna i jaka jest jego. Kochał ją przecież, i ona jego, więc może jednak powinien wiedzieć kiedy ona ma zamiar wyjść, bo to chyba „normalne” że to może budzić podejrzenia? Takie było rozumowanie Neda. Ktoś mógł to widzie inaczej, ale ktoś nie miał w domu tak pięknej istoty. Pięknej i zdolnej jakoś tak niby przypadkiem popsuć mu zaplanowaną przyjemność!
- Słuchaj Gail, czy o czymś nie wiem? - zapytał spokojnie, jeszcze nie całkiem poważnie bo uśmiech wciąż gościł na jego twarzy a te zmarszczone brwi wymagały tylko szczerej odpowiedzi. Szczerej czyli takiej która wskakiwała Nedowi w pochopne wyobrażenia które bardzo szybko już składały się w jego umyśle w historię. Pochopną i nieprawdziwą, ale nie znał jej planów na razie. a jak pozna to pytanie czy uwierzy.
Gail Lockwood
about
Why is it that I can love you so unconditionally but I can’t love myself enough to realize that I deserve more than what you can give.
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Ned Haggard
about
W normalnych stosunkach gdyby kobieta tak piękna rozwinęła narzuconą sobie bliskość ust skubiąc mężczyźnie wargi swoimi kierunek rozwoju sytuacji byłby oczywisty i raczej przyjemny. I Ned też by takiego chciał, ale w jego logice to Gail psuła sytuację, a to co robiło nabierało znaczenia obłaskawiania kogoś, kto w przeciwnym razie mógłby pomyśleć, że coś przeskrobała. Wniosek ? przeskrobała coś. Albo planowała przeskrobać.
Dlatego wbrew jej planom w pierwszej sekundzie wziął jej ironię wcale nie jako ironię. Nawet w żartach swobodne oświadczenie o trzech kochankach było problemowe. Ale Ned jeszcze panował nad sobą - chociaż tylko dlatego że jeszcze czuł że totalna irytacja byłaby dla niego utratą dumy. A jednocześnie właśnie duma kazała mu odepchnąć atmosferę dowcipu i zająć się tą sytuacją (jakby tu jakakolwiek była) „z należytą powagą”.
I to metodami Neda.
Kiedy Gail wysunęła się z jego uścisku i obróciła - pozwolił jej na to, choć ta jego dłoń była bardzo gotowa złapać ją za połę szlafroka (już widział, jak w ten sposób szlafrok ściąga się na ziemię) albo za włosy (tu z kolei już widział jak ciało Gail hamuje, szarpnięte jak klacz powstrzymywana za lejce) - ale nie zrobił nic. Tylko ruszył za nią.
- Aha czyli rozumiem że jak mam niespodziankę to muszę ją ogłaszać, bo twoje pomysły mogą sobie po prostu sprawić że na chuj ta moja niespodzianka, tak? - mówił tonem lekko tylko podszytym ironią, jakby rozmawiał z uczennicą i oprócz słów uczył ją jeszcze samym tonem głosu. - Nie, kochanie, nie odwołuj, no co ty, ubierz się tak jak chciałaś, chętnie zobaczę jak sobie siebie wyobrażasz - kąsał dalej, niby delikatnie i przyjemnie ale jednocześnie sączyło się z tego trochę trucizny. - Przychodzę z winem i kwiatami - spojrzał na kwiaty które ciągle trzymał, i położył je niedbale na komodzie w garderobie obok łóżka na którym leżała ta jej przygotowana sukienka - i winem, i pomysłem na wspólny czas, ale nie przejmuj się.
W jego tonie lekka ironia zaczynała zmieniać się w ciężką, było też słychać nuty gniewu spowodowanego zawodem, którego w tej chwili nie potrafił ukryć.
- W ten sposób może przez trzy lata, ale co tam! - zakończył. [/b] - Rozumiem że moją rolą nagle - kurwa - okazało się czekanie. Tak?[/b] - zaszedł ją od przodu, kiedy już wyjęła bieliznę z szafki. - Nie przeszkadzaj sobie, ubieraj się i myśl już o tych niby znajomych z pracy. Parę drinków! - nie, jednak nie zakończył choć w sumie chciał już przestać gadać. - Oczywiście są to same koleżaneczki, z którymi się zupełnie w tej pracy nie widujesz i zaraz ja będę ten zły że nie rozumiem jakie to ważne dla kobiety wyjść czasem do „koleżanek na drinka” - ostatnie słowa wziął w cudzysłów ruchami palców. - I jeszcze pewnie zaraz usłyszę Ned daj spokój, powinieneś się uspokoić i dać mi żyć! Tak? - teraz skończył i przenosił spojrzenie z Gail jakby czekał aż zrzuci szlafrok, na tę bieliznę jakby ją sobie w niej już zazdrośnie wyobrażał, potem na sukienkę potem znów na Gail. Stężenie toksyny rosło.
Gail Lockwood
Dlatego wbrew jej planom w pierwszej sekundzie wziął jej ironię wcale nie jako ironię. Nawet w żartach swobodne oświadczenie o trzech kochankach było problemowe. Ale Ned jeszcze panował nad sobą - chociaż tylko dlatego że jeszcze czuł że totalna irytacja byłaby dla niego utratą dumy. A jednocześnie właśnie duma kazała mu odepchnąć atmosferę dowcipu i zająć się tą sytuacją (jakby tu jakakolwiek była) „z należytą powagą”.
I to metodami Neda.
Kiedy Gail wysunęła się z jego uścisku i obróciła - pozwolił jej na to, choć ta jego dłoń była bardzo gotowa złapać ją za połę szlafroka (już widział, jak w ten sposób szlafrok ściąga się na ziemię) albo za włosy (tu z kolei już widział jak ciało Gail hamuje, szarpnięte jak klacz powstrzymywana za lejce) - ale nie zrobił nic. Tylko ruszył za nią.
- Aha czyli rozumiem że jak mam niespodziankę to muszę ją ogłaszać, bo twoje pomysły mogą sobie po prostu sprawić że na chuj ta moja niespodzianka, tak? - mówił tonem lekko tylko podszytym ironią, jakby rozmawiał z uczennicą i oprócz słów uczył ją jeszcze samym tonem głosu. - Nie, kochanie, nie odwołuj, no co ty, ubierz się tak jak chciałaś, chętnie zobaczę jak sobie siebie wyobrażasz - kąsał dalej, niby delikatnie i przyjemnie ale jednocześnie sączyło się z tego trochę trucizny. - Przychodzę z winem i kwiatami - spojrzał na kwiaty które ciągle trzymał, i położył je niedbale na komodzie w garderobie obok łóżka na którym leżała ta jej przygotowana sukienka - i winem, i pomysłem na wspólny czas, ale nie przejmuj się.
W jego tonie lekka ironia zaczynała zmieniać się w ciężką, było też słychać nuty gniewu spowodowanego zawodem, którego w tej chwili nie potrafił ukryć.
- W ten sposób może przez trzy lata, ale co tam! - zakończył. [/b] - Rozumiem że moją rolą nagle - kurwa - okazało się czekanie. Tak?[/b] - zaszedł ją od przodu, kiedy już wyjęła bieliznę z szafki. - Nie przeszkadzaj sobie, ubieraj się i myśl już o tych niby znajomych z pracy. Parę drinków! - nie, jednak nie zakończył choć w sumie chciał już przestać gadać. - Oczywiście są to same koleżaneczki, z którymi się zupełnie w tej pracy nie widujesz i zaraz ja będę ten zły że nie rozumiem jakie to ważne dla kobiety wyjść czasem do „koleżanek na drinka” - ostatnie słowa wziął w cudzysłów ruchami palców. - I jeszcze pewnie zaraz usłyszę Ned daj spokój, powinieneś się uspokoić i dać mi żyć! Tak? - teraz skończył i przenosił spojrzenie z Gail jakby czekał aż zrzuci szlafrok, na tę bieliznę jakby ją sobie w niej już zazdrośnie wyobrażał, potem na sukienkę potem znów na Gail. Stężenie toksyny rosło.
Gail Lockwood
about
Why is it that I can love you so unconditionally but I can’t love myself enough to realize that I deserve more than what you can give.
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Ned Haggard
about
Musiał coś zrobić, żeby nie wybuchnąć. Choć z drugiej strony cholernie chciał wybuchnąć. Ta sprzeczność też była dolaniem oliwy do ognia, Ned zacisnął szczęki i przewiercał już wzrokiem Gail tak jakby chciał ją ją oznakować tym spojrzeniem jak znakuje się bydło rozgrzanym prętem. Dlaczego ona go prowokuje? Dlaczego patrzy na niego, jakby chciała walczyć? Czy nie rozumie, że to właśnie go właśnie popycha do walki? Wiedziała to. Kurwa mać wiedziała o tym dobrze. Więc? Jak miał sobie z tym poradzić?
Wybuchnął śmiechem. Prawie naturalnym, głośnym ale nuty wymuszonej drwiny były aż nad to słyszalne.
- Oczywiście, kurwa mać, oczywiście Gail że nie znaczy! Dlatego mówię ci - nagle przestał się śmiać, wbił w nią wściekłe spojrzenie znów całkiem poważny, znów z zaciśniętymi szczękami przez które wycedził - ubieraj to.
I wskazał rozkazującym gestem ciuchy na łóżku. Rozkazując poczuł się dobrze, poczuł że Gail sama wepchnęła go w miejsce, które mu się należało. - Tak, chcę patrzeć jak się szykujesz, kurwa nie słuchasz mnie? Masz mózg zaczadzony własnym uporem wkurwiającego dziecka czy co? - dorzucił jeszcze z satysfakcją przeczuwanego zwycięstwa,bo ranić potrafił także samymi słowami. I nagle wszystko to mu odebrała jednym ruchem.
Kiedy zmniejszyła dystans – oczywiście ani drgnął, tylko uniósł drugą rękę jakby ta ręka sama miała sobie znaleźć na niej jakiś cel. Ale nagle ręcznik opadł i Gail stanęła przed nim naga. Naga i niewyobrażalnie piękna ale teraz dodatkowo było to piękno jako jej broń. Broń zaczepna. Aż wstrzymał oddech na chwilę, zdradzając że go zaskoczyła. Grała va bank i najwyraźniej nie liczyła się z wysokością stawki. O tym świadczyło jej pytanie: „Czego chcesz, Haggard”.
Aż coś w nim zawarczało.
Ręce mu się zatrzęsły gdy napięły się w nich wszystkie mięśnie. Normalnie zaraz ją…
- Kurwa jebana mać, Gail! - warknął kręcąc na boki głową - Próbujesz mnie wziąć z zaskoczenia, tak? Nie rozumiesz, ja pierdolę nie rozumiesz…
Nie wytrzymał, nie skończył, złapał ją za mokre włosy ciasno przy skórze na potylicy, zmusił do odgięcia głowy w tył i patrzył na nią z totalną wyższością, choć akurat teraz rozkład sił był niepokojąco sprawiedliwy. - Po chuja pierdolisz mi tu takie rzeczy? - potrząsnął jej głową, kilka razy w rytm słów, ale jeszcze nie mocno, za to w oczach miał pioruny - Po chuja pierdolisz o kolegach i pieprzeniu cię w barowej toalecie? Dlaczego? - potrząsnął mocniej i mówił dalej szybko, mogła wyczuć kropelki jego śliny na twarzy - Powiem ci dlaczego. Bo może jesteś właśnie taką barową zdzirą i właśnie to wypaplałaś… kurwa mać! - potrząsnął jeszcze mocniej, na pewno ją bolało a poza tym szukał oznak tej niemocy jaką ma kobieta którą się trzyma za kudły jak za lejce - to po prostu twój ostatni argument, ostatni bo zgodny z prawdą!! - zakończył donośnym krzykiem, zjechał dłonią na włosach trochę niżej i szybkim ruchem okręcił sobie jej mokre włosy wokół zaciśniętej pięści i w ten sposób pociągnął do góry tak żeby nie musieć się za bardzo nachylać nad nią a i tak warkną jej z góry, cicho, ale tak wściekle że każdy by się poczuł naprawdę zagrożony: - A więc spróbujmy jak ci to wyjdzie. Ubieraj się. - potrząsnął znów jeszcze raz, teraz nawet dobrze jej nie widział, jej rysy rozmazywały mu się w zbytniej bliskości - tylko przemyśl czy ta sukienka jest dostatecznie kurewska. Bo jak nie jest to trzeba będzie nad nią popracować żeby ci pasowała. No? - znów podniósł głos aż wreszcie ryknął: - WSKAKUJ W TE SZMATY KURWA!
I wtedy ją puścił na koniec jeszcze odepchnął choć nie za mocno, nie powinna stracić równowagi. Ledwo się już trzymał i w zasadzie zapalnikiem do ostateczności mogła być każda jej decyzja, zarówno wykonanie tego co wywrzeszczał jak i, jej sprzeciw, bądź cokolwiek innego. Jej ruch. Po jego wzroku było znać że ma na niego pół pierdolonej sekundy.
Gail Lockwood
Wybuchnął śmiechem. Prawie naturalnym, głośnym ale nuty wymuszonej drwiny były aż nad to słyszalne.
- Oczywiście, kurwa mać, oczywiście Gail że nie znaczy! Dlatego mówię ci - nagle przestał się śmiać, wbił w nią wściekłe spojrzenie znów całkiem poważny, znów z zaciśniętymi szczękami przez które wycedził - ubieraj to.
I wskazał rozkazującym gestem ciuchy na łóżku. Rozkazując poczuł się dobrze, poczuł że Gail sama wepchnęła go w miejsce, które mu się należało. - Tak, chcę patrzeć jak się szykujesz, kurwa nie słuchasz mnie? Masz mózg zaczadzony własnym uporem wkurwiającego dziecka czy co? - dorzucił jeszcze z satysfakcją przeczuwanego zwycięstwa,bo ranić potrafił także samymi słowami. I nagle wszystko to mu odebrała jednym ruchem.
Kiedy zmniejszyła dystans – oczywiście ani drgnął, tylko uniósł drugą rękę jakby ta ręka sama miała sobie znaleźć na niej jakiś cel. Ale nagle ręcznik opadł i Gail stanęła przed nim naga. Naga i niewyobrażalnie piękna ale teraz dodatkowo było to piękno jako jej broń. Broń zaczepna. Aż wstrzymał oddech na chwilę, zdradzając że go zaskoczyła. Grała va bank i najwyraźniej nie liczyła się z wysokością stawki. O tym świadczyło jej pytanie: „Czego chcesz, Haggard”.
Aż coś w nim zawarczało.
Ręce mu się zatrzęsły gdy napięły się w nich wszystkie mięśnie. Normalnie zaraz ją…
- Kurwa jebana mać, Gail! - warknął kręcąc na boki głową - Próbujesz mnie wziąć z zaskoczenia, tak? Nie rozumiesz, ja pierdolę nie rozumiesz…
Nie wytrzymał, nie skończył, złapał ją za mokre włosy ciasno przy skórze na potylicy, zmusił do odgięcia głowy w tył i patrzył na nią z totalną wyższością, choć akurat teraz rozkład sił był niepokojąco sprawiedliwy. - Po chuja pierdolisz mi tu takie rzeczy? - potrząsnął jej głową, kilka razy w rytm słów, ale jeszcze nie mocno, za to w oczach miał pioruny - Po chuja pierdolisz o kolegach i pieprzeniu cię w barowej toalecie? Dlaczego? - potrząsnął mocniej i mówił dalej szybko, mogła wyczuć kropelki jego śliny na twarzy - Powiem ci dlaczego. Bo może jesteś właśnie taką barową zdzirą i właśnie to wypaplałaś… kurwa mać! - potrząsnął jeszcze mocniej, na pewno ją bolało a poza tym szukał oznak tej niemocy jaką ma kobieta którą się trzyma za kudły jak za lejce - to po prostu twój ostatni argument, ostatni bo zgodny z prawdą!! - zakończył donośnym krzykiem, zjechał dłonią na włosach trochę niżej i szybkim ruchem okręcił sobie jej mokre włosy wokół zaciśniętej pięści i w ten sposób pociągnął do góry tak żeby nie musieć się za bardzo nachylać nad nią a i tak warkną jej z góry, cicho, ale tak wściekle że każdy by się poczuł naprawdę zagrożony: - A więc spróbujmy jak ci to wyjdzie. Ubieraj się. - potrząsnął znów jeszcze raz, teraz nawet dobrze jej nie widział, jej rysy rozmazywały mu się w zbytniej bliskości - tylko przemyśl czy ta sukienka jest dostatecznie kurewska. Bo jak nie jest to trzeba będzie nad nią popracować żeby ci pasowała. No? - znów podniósł głos aż wreszcie ryknął: - WSKAKUJ W TE SZMATY KURWA!
I wtedy ją puścił na koniec jeszcze odepchnął choć nie za mocno, nie powinna stracić równowagi. Ledwo się już trzymał i w zasadzie zapalnikiem do ostateczności mogła być każda jej decyzja, zarówno wykonanie tego co wywrzeszczał jak i, jej sprzeciw, bądź cokolwiek innego. Jej ruch. Po jego wzroku było znać że ma na niego pół pierdolonej sekundy.
Gail Lockwood
about
Why is it that I can love you so unconditionally but I can’t love myself enough to realize that I deserve more than what you can give.
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Ned Haggard
about
To wszystko to oczywiście jej wina. To ona nie potrafi powiedzieć sobie „Stop”, to ona naciska jego najczulsze przyciski, gapi się potem na wskaźniki i zamiast spierdzielać to naciska te przyciski jeszcze mocniej! No i jak on ma z taką wytrzymywać? Wycieczki w stronę seksualną Ned odczytywał jako atak pozycyjny. Mógł ją pieprzyć, oczywiście, mógł ją rżnąć i w ogóle potraktować tak że dochodziłaby do siebie przez następny miesiąc, ale był w nim też głos nawołujący do chwilowej wyższości - no bo gdyby on jej seksapilowi teraz uległ (och, kurwa, jak chętnie by mu uległ!), to byłoby jej zwycięstwo i to łatwe. Co miała teraz więcej poza niemożliwym do zignorowania pięknem swego ciała i jego bezbronnością? Ano to, że sama mu tę bezbronność narzucała. No, sprytne!
I to - dodatkowo wkurwiało Neda.
Ale dałoby się z tego jeszcze wybrnąć. Była na to przed chwilą ostatnia sekunda tylko że Gail po prostu przegalopowała po niej jak stado mustangów. „Pierdol się” usłyszał i zamarł gdy zobaczył z jaką werwą ona dopada do komody i pluje na jego dumę. Bo tym było teraz dla Neda szarganie kwiatków (których jako takich nie lubił i ten bukiet traktował też jako dowód na swoją własną wspaniałomyślność) i kpienie z kolacji (którą Ned uznawał za coś w rodzaju miłosnego rozejmu), oraz oskarżanie o zazdrość (bo doskonale wiedział że jest zazdrosny, rzecz w tym że chyba uważał że ma po prostu do tego absolutne prawo!). Mógł nawet teraz coś jej jeszcze odpowiedzieć ale sekunda dająca szanse na odwrócenie biegu rzeczy, który zapierdzielał w przepaść, ta sekunda minęła kiedy Gail zamachnęła się na niego bukietem.
W pierwszym zdumieniu dał się grzmotnąć kwiatkami jak idiota, potem się zasłonił, potem bukiet już stracił swoją początkową siłę rażenia, a potem Ned złapał za jakiś badyl w chwili, gdy Gail naparła na niego żeby go popchnąć.
Gail Lockwood
I to - dodatkowo wkurwiało Neda.
Ale dałoby się z tego jeszcze wybrnąć. Była na to przed chwilą ostatnia sekunda tylko że Gail po prostu przegalopowała po niej jak stado mustangów. „Pierdol się” usłyszał i zamarł gdy zobaczył z jaką werwą ona dopada do komody i pluje na jego dumę. Bo tym było teraz dla Neda szarganie kwiatków (których jako takich nie lubił i ten bukiet traktował też jako dowód na swoją własną wspaniałomyślność) i kpienie z kolacji (którą Ned uznawał za coś w rodzaju miłosnego rozejmu), oraz oskarżanie o zazdrość (bo doskonale wiedział że jest zazdrosny, rzecz w tym że chyba uważał że ma po prostu do tego absolutne prawo!). Mógł nawet teraz coś jej jeszcze odpowiedzieć ale sekunda dająca szanse na odwrócenie biegu rzeczy, który zapierdzielał w przepaść, ta sekunda minęła kiedy Gail zamachnęła się na niego bukietem.
W pierwszym zdumieniu dał się grzmotnąć kwiatkami jak idiota, potem się zasłonił, potem bukiet już stracił swoją początkową siłę rażenia, a potem Ned złapał za jakiś badyl w chwili, gdy Gail naparła na niego żeby go popchnąć.
- Ukryta treść
- Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
Gail Lockwood
about
Why is it that I can love you so unconditionally but I can’t love myself enough to realize that I deserve more than what you can give.
about
Why is it that I can love you so unconditionally but I can’t love myself enough to realize that I deserve more than what you can give.