That dreams in which I'm dying are the best I've ever had
: 11 sie 2021, 19:06
Nurkujące w chmurach stado ptaków co rusz opadało i wznosiło się majestatycznie, śpiewem swoim przekrzykując rozgniewane mewy. Zachodzące już słońce, nieco szybciej niż zwykle — wskutek nadciągającej deszczowej chmury — ostatnimi promieniami otulało zmęczone ciała ludzi powracających z pracy. I Lean, która z dyżuru rezygnować nie zamierzała — choć już za trzy godziny powinna udać się do domu, postanowiła zostać i pomóc lekarzom na nocnym dyżurze. Byleby tylko nie wracać do pustego mieszkania, spraw błahych i nierzeczywistych.
Sądziła, że wraz z upływem czasu coś się polepszy. Że przywyknie, że nie ronić będzie już łez nad umierającymi, że niechętnie spoglądać będzie na kolejne katastrofy. Tam na dole, wśród pacjentów, potrafiła oczywiście udawać. Wystarczył tydzień pracy, by poczęto nazywać ją kobietą bez serca, co, wziąwszy pod uwagę okoliczności, było jednym z najprzychylniejszych określeń, jakim ją raczono. O tego typu opinie jednak zaciekle walczyła, chcąc, by jej osobę kojarzono z profesjonalizmem. Może i nie była więc niczyją przyjaciółką, ale przynajmniej to ją wzywano do ciężkich przypadków, tak jak i jej radzono się w sytuacjach bez wyjścia. Wzbudzając respekt, osiągnęła to, na czym jej zależało. Podczas gdy reszta lekarzy umawiała się na wspólne imprezy, Eleanore z chęcią przejmowała dyżury z ich grafików. Byłoby więc dobrze, niemalże idealnie, gdyby nie ci umierający, niewinni niczemu ludzie. Których losem nie powinna się przejmować, a których smutku łaknęła jak zakazanego leku.
Słysząc czyjeś kroki, oznaczające pozbawienie ją prywatności, skryła się w cieniu zdobiącym jeden z kątów szpitalnego dachu. Jednak gdy tylko rozpoznała twarz wkraczającą na ten niedoceniany skrawek budynku, wykonała kilka kroków do przodu. — To miejsce jest już zajęte — poinformowała go chłodno, uśmiechając się delikatnie. Splatając dłonie na klatce piersiowej przystanęła w swoim ulubionym miejscu, wzrokiem zatracając się w brzydkim, szarzejącym mieście. — Byłeś już przesłuchiwany? Urządzane jest dzisiaj w szpitalu wielkie dochodzenie, a zaraz potem zapewne krwawy proces — rzekła, przenosząc spojrzenie na niego. — Jak ci minął dzień? — dopytała jeszcze, dziwiąc się nieco, że nie odszukał jej wcześniej, by porozmawiać.
Walter Wainwright
Sądziła, że wraz z upływem czasu coś się polepszy. Że przywyknie, że nie ronić będzie już łez nad umierającymi, że niechętnie spoglądać będzie na kolejne katastrofy. Tam na dole, wśród pacjentów, potrafiła oczywiście udawać. Wystarczył tydzień pracy, by poczęto nazywać ją kobietą bez serca, co, wziąwszy pod uwagę okoliczności, było jednym z najprzychylniejszych określeń, jakim ją raczono. O tego typu opinie jednak zaciekle walczyła, chcąc, by jej osobę kojarzono z profesjonalizmem. Może i nie była więc niczyją przyjaciółką, ale przynajmniej to ją wzywano do ciężkich przypadków, tak jak i jej radzono się w sytuacjach bez wyjścia. Wzbudzając respekt, osiągnęła to, na czym jej zależało. Podczas gdy reszta lekarzy umawiała się na wspólne imprezy, Eleanore z chęcią przejmowała dyżury z ich grafików. Byłoby więc dobrze, niemalże idealnie, gdyby nie ci umierający, niewinni niczemu ludzie. Których losem nie powinna się przejmować, a których smutku łaknęła jak zakazanego leku.
Słysząc czyjeś kroki, oznaczające pozbawienie ją prywatności, skryła się w cieniu zdobiącym jeden z kątów szpitalnego dachu. Jednak gdy tylko rozpoznała twarz wkraczającą na ten niedoceniany skrawek budynku, wykonała kilka kroków do przodu. — To miejsce jest już zajęte — poinformowała go chłodno, uśmiechając się delikatnie. Splatając dłonie na klatce piersiowej przystanęła w swoim ulubionym miejscu, wzrokiem zatracając się w brzydkim, szarzejącym mieście. — Byłeś już przesłuchiwany? Urządzane jest dzisiaj w szpitalu wielkie dochodzenie, a zaraz potem zapewne krwawy proces — rzekła, przenosząc spojrzenie na niego. — Jak ci minął dzień? — dopytała jeszcze, dziwiąc się nieco, że nie odszukał jej wcześniej, by porozmawiać.
Walter Wainwright