Słońce dopiero co wschodziło, rzucając na gładkie, jak stół morze, kolorową poświatę. Było za wcześnie, by Lorne Bay tętniło życiem i może dlatego tak lubił tę porę, gdy poza lokalnym ptactwem nic więcej nie mąciło ciszy. Czasem tylko inny rybak krzyknął coś w formie pozdrowienia, ale tutaj w porcie większość zajęta była swoją pracą. Finnegan z resztą też skupiony był bardziej na rozplątywaniu sieci, niż na obserwacji otoczenia, nie bez powodu zacumował na uboczu. Łajba kołysała się lekko, gdy przechodził z jednej burty na drugą, ale poza tym nic miało nie zachwiać tego wszechobecnego spokoju. Był nieco zmęczony nocnym połowem, bo dzień, po tym, jak już odeśpi pracę, chciał spędzić z Laurissą. Może nieco jej zadośćuczynić zszargane nerwy, bo wiedział, jak się denerwuje, gdy łowił przed wschodem. Poza tym miał wrażenie, że ostatnio wyglądała na strapioną, ale nie było czasu, by poruszyć ten temat, a nie chciał poświęcać mu jedynie kilku wolnych sekund między jedną sprawą, a drugą. Zbuchtował jeszcze linę, którą miał ze sobą zabrać z kutra, bo kompletnie nie była mu tutaj potrzebna i trochę bezmyślnie, przyzwyczajony do tego, że jest tutaj sam, zamachnął się, rzucając ją na pomost przy którym cumował. Jakie więc było jego zdziwienie, kiedy zamiast głuchego uderzenia o drewnianą powierzchnię, do jego uszy dotarł kobiecy pisk.
- Cholera - wyrwało mu się jeszcze zanim uniósł spojrzenie na nieznajomą postać, której lina musiała wpaść prosto pod nogi, zmuszając ją do wykonania kilku bliżej nieokreślonych kroków, podczas których wyraźnie traciła równowagę.
- Ostrożnie! - zdążył krzyknąć, wyciągając ręce, bo oczami wyobraźni już widział, jak z jego winy kobieta wpada do wody, albo się wywala. I jeno i drugie niekoniecznie było mu na rękę, ale niewiele mógł zrobić. Tyle tylko, że zbliżył się do burty, wskakując na znajdującą się w kokpicie ławeczkę jeszcze bardziej wyciągając ręce, a kiedy kobieta miała już zaliczyć bliskie spotkanie z krawędzią pomostu, a co za tym idzie także z wodą, udało mu się jej dosięgnąć i przytrzymać.
- Cholera - powtórzył nieświadomie, jakby dopiero teraz dotarło do niego, co zaszło.
- Przepraszam, nie popatrzyłem. Zwykle nikogo tu nie ma - miał nadzieję, że chociaż trochę go to usprawiedliwi. Na pewno nie planował udawać, że całe to zamieszanie nie wzięło się z jego winy.
Lucille Blanchard