all my better days are the ones spent with you
: 10 sie 2021, 14:22
12.
Odkąd Albert powiedział jej o swoim głupkowatym pomyśle, Carlie nie mogła doczekać się jego realizacji. Na myśl o nim odczuwała większą ekscytację, niż kiedy mieli wybrać się na randkę, co świadczyło o tym, że albo naprawdę lepiej sprawdzali się w roli przyjaciół, albo Faulkner miała poważny problem z wyleczeniem własnego serca z faceta, który je złamał. Cokolwiek stało za jej obecnymi odczuciami, nie dało się zaprzeczyć temu, że w ostatnich dniach Albert był dla niej ogromnym wsparciem. Może robił to celowo, a może zupełnie nie zdawał sobie z tego sprawy, ale przyczyniał się do tego, że Carlie stopniowo zapominała o dręczących ją problemach. Przy nim rzeczywiście miała większą szansę na to, aby pozbierać się po tamtym związku, za co powinna być mu ogromnie wdzięczna. I pewnie kiedyś będzie, ale w chwili obecnej starała się nie myśleć o niczym, co miałoby jakikolwiek związek z jej zakończoną relacją. Odcięcie się od tego było dla niej formą terapii, z której korzystała najchętniej, bo dzięki temu nie musiała również zastanawiać się nad tym, czy i ona popełniła jakiekolwiek błędy, a przecież to właśnie to dręczyło ją ostatnio najmocniej.
Teraz jednak nie myślała o tym. Zgodnie z umową wcisnęła się w zakupione przez nich ostatnio ciuchy, w których, swoją drogą, czuła się trochę zabawnie. Miała wrażenie, że w ogóle jej nie pasowały, a to akurat za sprawą tego, iż sama uwielbiała kolorowe, dość oryginalne rzeczy. Tym razem nie miała jednak nic przeciwko pewnym zmianom, ponieważ chciała jak najlepiej wykonać opracowany przez Alberta plan. A skoro o tym mowa, kiedy juz dotarli na miejsce i znaleźli się przed sanktuarium, Carlie była bardzo ciekawa tego, czy Raynott przygotował na dziś coś konkretnego. Ona bowiem spędziła cały poprzedni wieczór na przeglądaniu ciekawostek ze świata zwierząt, głównie takich, które wydawać mogły się odrobinę niestosowne, ale czy nie na tym miała polegać ich dzisiejsza zabawa? Zamiast gadać zupełnie bzdury, wolała najwyraźniej uraczyć innych turystów czymś, co okazałoby się prawdą, choć początkowo wcale mogło na to nie wyglądać. - Mam coś dla nas! - oznajmiła chwilę po tym, jak udało im się przekroczyć próg sanktuarium. W pośpiechu zaczęła grzebać we wlasnej torebce, a później wyciągnęła z niej dwie niewielkie karteczki i marker. Na jednej z nich napisała Alfred, a później oderwała część zabezpieczającą klej i przyczepiła plakietkę brunetowi do piersi. Wyraźnie z siebie zadowolona, podała mu drugą, w ten sposób pozwalając mu czynić honory z własną plakietką. Miała nadzieję, że też wykaże się kreatywnością, bo skoro mieli tu dziś zaszaleć, powinni posługiwać się fałszywymi imionami, prawda?
Albert Raynott