Taak, no ale sumie, w przypadku Remiego to jednak starość było widać już za rogiem! Zbliżał się nieubłaganie do tej 40! I w sumie, niby miał 35, ale przecież urodziny to jest świętowanie tego roku, który minął. I to nie roku numer 44, tylko roku numer 45! Teraz, kiedy oficjalnie miał 45 tak, tak naprawdę z każdym dniem, tygodniem i miesiącem zbliżał się do 46. Tak jak z czasem i minutami, liczymy od 00:00:00, a jak wybije pierwsza minuta tego dnia, to dlatego że już upłynęła, a nie dopiero się zaczyna. A może ta rozkmina jednak nie ma sensu, bo ktoś spał za mało godzin… i to nie był Remi.
- Tak tak, wiem, znam formułkę. Musiałabyś mnie zabić, gdybym poznał prawdę - zauważył z lekkim rozbawieniem, bo to chyba tak właśnie leciało
- i teraz mam ochote na jakiś maraton z Jamesem Bondem - dodał, bo nie ma co się oszukiwać, naprawdę wpadł w typowy nastrój na jakieś filmy szpiegowskie! A które są bardziej kultowe od tych o słynnym 007?
- To tym bardziej powinni być w gotowości, tyle grillów, które mogą pójść nie po myśli właścicieli, tyle samochodów, do których można wsiąść po piwie wypitym na grillu…. - mruknął, kręcąc głową, no ale trochę to tak działało, ludzie bywali głupi wokół weekendu i było więcej wypadków zawsze. A jednak Remi nie był jak chirurdzy, nie jarał się każdą okazją do interwencji, wolał jak ludziom nic się poważnego nie działo.
- To dobry znak, suchość w rurach byłaby bardziej podejrzana - rzucił, trochę się czując tak, jakby mówił dirty joke, a nie komentarz o rurach. Ale miał nadzieję, że
Blake Hargrove tego tak dziwnie nie odbierze.
- I schlebiasz mi, ale pewnie byłbym kiepskim agentem, zwłaszcza że no… oni muszą zabijać - przyznał, kiwając powoli głową
- a broń sama w sobie mnie przeraża, nigdy nie chciałem iść nawet na strzelnicę, żeby się “zabawić” - dodał całkiem szczerze, bo jednak to było takie hałaśliwe i groźne, nie tylko jak się strzelało do kogoś! Sam odrzut broni był niebezpieczny. Remi był pacyfistą aż do bólu,
- Kotlet wpada do innej rury, one są niezależne. I podejrzewałbym pęknięcie rury gdzieś na zewnątrz albo jakieś prace wodociągowe, gdyby nie działało w całej remizie. Chyba że coś się uszkodziło gdzieś tutaj w tym pionie typowo… - mruknął, marszcząc brwi. A potem pokiwał głowa i poszedł sprawdzać dalej. I cóż, zapewnił biednej dziewczynie niemałą fontannę! I wrócił do kuchni, zaskoczony
- o cholera, dobra, chwila, idę wyłączyć - zapewnił ją i pobiegł żeby to załatwić. I zaraz potem wrócił do kuchni i poślizgnął się na śliskiej podłodze, lądując na tyłku.
- Ała, cholera… nic mi nie jest ale… o matko. Skąd dokładnie leciała ta woda? - zapytał, wstając z mokrymi spodniami i zresztą koszulką trochę też, a potem sięgając po ręcznik, który oczywiście podał dziewczynie. A potem rozmasował sobie biodro
- mam nadzieję że nic nie złamałem - mruknął, bo jednak halo, stary już był!