To, co miała zamiar zrobić Gabrielle, było jakimś totalnym szaleństwem. Ledwie pięć dni temu skończyła osiemnaście lat i dorosłość uderzyła jej do tej ślicznej główki jak woda sodowa. W ostatnim czasie uwaga: pierwszy raz zapaliła papierosa, przeskrobała coś na tyle poważnego, że mało nie wylądowała w areszcie, pierwszy raz nie wróciła na noc do domu, nie informując nikogo o tym fakcie. Delektowała się możliwością zakupu alkoholu wysokoprocentowego w sklepie na totalnym legalu, bo ten niskoprocentowy mogła już przecież kupować od szesnastego roku życia.
Rzuciła się na tę dorosłość, gryzie ją jak najlepsze ciastko. Ciekawe kiedy się zakrztusi i będzie miała dość.
Jako że teraz miała wakacje, a studia rozpoczynała dopiero w lipcu, to większość dni upływały jej na spotkaniach z przyjaciółmi, wypadach do klubów, restauracji, nad morze, potem spanie do południa — żyć nie umierać. Dziś obudziła się z myślą, którą ciężko było wyprzeć z głowy. Wlazła do niej i nie chciała wyjść, więc coś z tym trzeba było zrobić.
Tatuaż! Marzyła o nim już od bardzo dawna, tylko rodzice nie chcieli się na to zgodzić, a teraz... Teraz kiedy miała dowód swojej pełnoletności to czuła, że może pobawić się w rebeliantkę i najwyżej wywalą ją z domu.
Bała się, był to totalny spontan. Trochę obawiała się tego, że zemdleje w trakcie, bo panicznie boi się igieł, ale Gabi to mały uparciuch i jak sobie coś postanowi to prędzej czy później osiąga swój cel, nie ważne ile czasu przyjdzie jej do niego dążyć.
Wsiadła więc w swoje żółte, wiecznie zawodzące auto, pod pretekstem zwiedzania kampusu i badania gruntu, co, gdzie i jak i wybrała się do Cairns na poszukiwania studia tatuażu, które podejmie się stworzenia na jej ciele rysunku, który sobie wymyśliła. W jej mniemaniu był to super pomysł, kreatywny, uroczy, kobiecy i na sto procent nikt takiego tatuażu jak ona mieć nie będzie.
Zaparkowała samochód przed studiem. Chyba miała problem z hamulcami, bo opornie jej to poszło, a może jej ciało protestowało przed tym co chciała zrobić? Chwilę siedziała w aucie, myśląc, czy dobrze robi, czy może jednak to nie jest dobra decyzja. Uderzyła drobnymi rękami w kierownicę.
- Dawaj, zrobisz to, jesteś silna.- zachęciła samą siebie. Zgarnęła torebkę i pewnym krokiem weszła do studia, gdzie z miejsca mało brakowało, a prawie potknęła się o wycieraczkę. Serce waliło jej jak młotem, krew w żyłach krążyła szybciej, a miała zaraz jeszcze przyspieszyć.
- Dzień dobry!- zawołała radośnie już od progu. Grzeczna, uprzejma i taktowna dziewczynka. Nie pasowała do tego miejsca. Nerwowo się rozejrzała, odgarnęła kosmyk włosów za ucho i wtedy go zobaczyła. Ares... Mówił do niej. Że niby się pomyliła?
- Ale ja nie szukam....- zmarszczyła śmiesznie nos, ale nie dokończyła, bo mężczyzna kontynuował swoją wypowiedź.
Gabi zareagowała na to promiennym uśmiechem, duma w niej urosła do poziomu K2, oczy zaczęły się błyszczeć. Podeszła do kontuaru recepcji, zaczęła grzebać w torebce i wyjęła prawo jazdy, które położyła na blacie i przesunęła w kierunku mężczyzny. Postukała paznokciem w datę urodzenia, dobitnie podkreślając rok.
- Jestem do-ro-sła i mogę robić co chcę, a chcę mieć tatuaż. Jak nie teraz to nigdy, bo się cholernie boję i jak wyjdę to już pewnie nigdy nie przyjdę. Podejmujesz wyzwanie?- uśmiechnęła się, oparła łokcie na blacie a na otwartych dłoniach oparła brodę. Przypatrywała się mężczyźnie uważnie. Świdrowała go spojrzeniem jakby chciała prześwietlić jego duszę. Trochę ją przerażał... Był wielki, umięśniony, wydziarany pewnie od samych stóp i na pierwszy rzut oka nie wzbudzał zaufania. Nie oceniaj książki po okładce... Tak powtarzała sobie w myślach, może facet będzie całkiem sympatyczny!
Ares Kennedy