Bo ty oczy masz smutne, oby to nie było skutkiem
: 07 sie 2021, 22:34
pechowa siódemka!
Memem życia Diany Puchalskiej był ten z napisem w stylu „kiedy powtarzasz nie ma problemu, a problemów jest wiele, o boże, jak wiele”. Jednym z licznych problemów na niekończącej się liście Diany było to, że… chyba nigdy nie miała wystarczająco. Odkąd pamiętała, wszystkiego miała albo zbyt mało, albo zbyt dużo. Znała tylko dwa stany: biedę, gdy musisz każdy banknot przeliczać kilka razy, zanim wybierzesz najmądrzejszy sposób na wydanie go, razem z całym towarzyszącym jej wstydem, a cudzym bogactwem, z którego mogła korzystać. Przy jej mężu pieniądze przestały być problemem. Nieoczekiwanie miała ich więcej rzeczy niż mogłaby potrzebować i wydawała kasę na rzeczy całkowicie zbędne. A jeśli nawet kupowała rzeczy, które były jej potrzebne, tak jak samochód, żeby dojeżdżać do pracy w innym mieście, to nie mogła mieć po prostu auta. Remington kupił jej wóz mądrzejszy od Beatrice – taki z podgrzewanymi siedzeniami (bo wiadomo, że nigdzie nie zmarzniesz tak jak w Australii), z którym mogła sobie porozmawiać milej niż z własnym mężem i w którym siedzenie przysuwało się do kierownicy, zanim Diana zdążyła w ogóle zacząć kurwić na to, że ktoś inny nim jechał i znów odsunął fotel.
Dzisiaj okazało się jednak, że to jej burżujskie auto ładnie wygląda i wciąż pod wieloma względami przewyższa młodych Remingtonów, ale nie robi najważniejszej rzeczy: nie jeździ. Zwykle w takich sytuacjach po prostu dzwoniła do Josepha, bo to jeden z fundamentów, na jakich było zbudowane ich małżeństwo: on lubił napawać się tym, że Diana nie radzi sobie bez niego i potrzebuje jego protekcjonalnych wyjaśnień, żeby w ogóle dotrzeć do domu z Cairns. Oczywiście problemów może nie byłoby aż tak wiele, gdyby jej mąż raczył odebrać telefon – a nie raczył. Kolejny telefon wykonała więc do jakiegoś serwisu, po którym nie pozostało jej już nic innego jak czekać, aż ktoś jej po ten samochód przyjedzie. Nie miała pojęcia o naprawianiu aut (i o autach w ogóle), więc jedyne co mogła zrobić, to oprzeć się tyłkiem o maskę i jeść kabanosy na parkingu pod galerią handlową. Nie zwracała większej uwagi na samochody wokół a, tym bardziej, na ich kierowców, bo przecież gdyby zobaczyła Bazyla, gotowa bylaby wleźć nawet do swojego bagażnika, żeby uniknąć rozmowy.
Bazyl Godlewski
Memem życia Diany Puchalskiej był ten z napisem w stylu „kiedy powtarzasz nie ma problemu, a problemów jest wiele, o boże, jak wiele”. Jednym z licznych problemów na niekończącej się liście Diany było to, że… chyba nigdy nie miała wystarczająco. Odkąd pamiętała, wszystkiego miała albo zbyt mało, albo zbyt dużo. Znała tylko dwa stany: biedę, gdy musisz każdy banknot przeliczać kilka razy, zanim wybierzesz najmądrzejszy sposób na wydanie go, razem z całym towarzyszącym jej wstydem, a cudzym bogactwem, z którego mogła korzystać. Przy jej mężu pieniądze przestały być problemem. Nieoczekiwanie miała ich więcej rzeczy niż mogłaby potrzebować i wydawała kasę na rzeczy całkowicie zbędne. A jeśli nawet kupowała rzeczy, które były jej potrzebne, tak jak samochód, żeby dojeżdżać do pracy w innym mieście, to nie mogła mieć po prostu auta. Remington kupił jej wóz mądrzejszy od Beatrice – taki z podgrzewanymi siedzeniami (bo wiadomo, że nigdzie nie zmarzniesz tak jak w Australii), z którym mogła sobie porozmawiać milej niż z własnym mężem i w którym siedzenie przysuwało się do kierownicy, zanim Diana zdążyła w ogóle zacząć kurwić na to, że ktoś inny nim jechał i znów odsunął fotel.
Dzisiaj okazało się jednak, że to jej burżujskie auto ładnie wygląda i wciąż pod wieloma względami przewyższa młodych Remingtonów, ale nie robi najważniejszej rzeczy: nie jeździ. Zwykle w takich sytuacjach po prostu dzwoniła do Josepha, bo to jeden z fundamentów, na jakich było zbudowane ich małżeństwo: on lubił napawać się tym, że Diana nie radzi sobie bez niego i potrzebuje jego protekcjonalnych wyjaśnień, żeby w ogóle dotrzeć do domu z Cairns. Oczywiście problemów może nie byłoby aż tak wiele, gdyby jej mąż raczył odebrać telefon – a nie raczył. Kolejny telefon wykonała więc do jakiegoś serwisu, po którym nie pozostało jej już nic innego jak czekać, aż ktoś jej po ten samochód przyjedzie. Nie miała pojęcia o naprawianiu aut (i o autach w ogóle), więc jedyne co mogła zrobić, to oprzeć się tyłkiem o maskę i jeść kabanosy na parkingu pod galerią handlową. Nie zwracała większej uwagi na samochody wokół a, tym bardziej, na ich kierowców, bo przecież gdyby zobaczyła Bazyla, gotowa bylaby wleźć nawet do swojego bagażnika, żeby uniknąć rozmowy.
Bazyl Godlewski