Sit down beside me and stay awhile
: 07 sie 2021, 19:28
Wilgotne powietrze tak charakterystyczne dla lasu deszczowego, lekko podkręciło jej włosy, które specjalnie na tę okazję potraktowała wcześniej prostownicą. Każdego innego dnia by się tym nie przejęła - dzisiaj odczuwała jednak potrzebę wypadnięcia przed swoim znajomym jak najlepiej. I nie, to nie z powodu, jaki pierwszy nasuwał się na myśl. Zrozummy się dobrze - Matilda Huntington nie chadzała na randki. Jeśli więc stresowała się lekko spotkaniem z Lucą, jeśli przyłapywała się na myśleniu o nim podczas oprowadzania turystów po leśnych ścieżkach, jeśli trzy godziny wybierała w domu odpowiedni strój, a potem prostowała te przeklęte, złote pukle - to nie z powodu randki. Nie, w jej słowniku takie określenie nie istniało.
Tamtego deszczowego wieczora, gdy ich oczy napotkały się pomiędzy tłumem spoconych, pijanych ludzi w klubie Shadow, do którego weszła przemoczona do suchej nitki w poszukiwaniu Lisbeth, nie spodziewała się, że w oczy te przyjdzie jej jeszcze popatrzeć innego wieczoru. Tak, owszem - tym dwóm spotkaniom towarzyszyły migocące gwiazdy i melancholijny księżyc, co powoli stawało się chyba ich domeną. Słowa, które padły pod koniec tamtej czterdziestominutowej pogawędki, głoszące "Musimy to kiedyś powtórzyć" a potem podanie sobie nawzajem numeru telefonu, miało dać koniec tej przedziwnej, nowej znajomości. Ostatecznie jednak, jakby pod jej nieuwagę, poczęli wymieniać się krótkimi, niezobowiązującymi wiadomościami i wtedy wysypało się zdanie "W sobotni wieczór mogę pokazać ci swoje ulubione miejsca w Kurandzie". Jak do tego doszło? Zastanawiała się nad tym cały dzień a także teraz, kiedy wszyscy współpracownicy i turyści pouciekali z ciemniejącego lasu, a ona - wciąż z tymi poskręcanymi włosami - wkładała przekąski z tutejszej kawiarenki do niewielkiego, aczkolwiek solidnego plecaka. Musnęła jeszcze palcem wyświetlacz telefonu, na którym pokazała się aktualna godzina, komunikująca, że do umownego rozpoczęcia tejże (wcale nie, przestań, Tilly, ogarnij się) oczekiwanej wycieczki pozostało zaledwie kilka minut, a potem zakluczyła pogrążony w mroku lokal i udała się w kierunku drogi wjazdowej, na której czekał już na nią dzisiejszy towarzysz leśnej eksploracji. - Cześć - przywitała się z nim, na usta wkładając delikatny uśmiech i otworzyła mu bramę, którą niecałe pół godziny wcześniej zamknął jeden z jej współpracowników. - I jak, gotowy na tę niebezpieczną wyprawę, z której jedno z nas zapewne nie wróci żywe? - zapytała, a wcześniejsze, subtelne uniesienie kącików ust w uśmiechu, nabrało zadziornej barwy. Gdy źrenice jej oczu rozszerzyły się pod wpływem atramentowego nieba, umożliwiając zapoznanie się z niektórymi detalami, od razu zwróciła uwagę na czarne malowidła wychodzące zza rękawów jego koszuli. Lubiła te tatuaże.
Luca Hepburn
Tamtego deszczowego wieczora, gdy ich oczy napotkały się pomiędzy tłumem spoconych, pijanych ludzi w klubie Shadow, do którego weszła przemoczona do suchej nitki w poszukiwaniu Lisbeth, nie spodziewała się, że w oczy te przyjdzie jej jeszcze popatrzeć innego wieczoru. Tak, owszem - tym dwóm spotkaniom towarzyszyły migocące gwiazdy i melancholijny księżyc, co powoli stawało się chyba ich domeną. Słowa, które padły pod koniec tamtej czterdziestominutowej pogawędki, głoszące "Musimy to kiedyś powtórzyć" a potem podanie sobie nawzajem numeru telefonu, miało dać koniec tej przedziwnej, nowej znajomości. Ostatecznie jednak, jakby pod jej nieuwagę, poczęli wymieniać się krótkimi, niezobowiązującymi wiadomościami i wtedy wysypało się zdanie "W sobotni wieczór mogę pokazać ci swoje ulubione miejsca w Kurandzie". Jak do tego doszło? Zastanawiała się nad tym cały dzień a także teraz, kiedy wszyscy współpracownicy i turyści pouciekali z ciemniejącego lasu, a ona - wciąż z tymi poskręcanymi włosami - wkładała przekąski z tutejszej kawiarenki do niewielkiego, aczkolwiek solidnego plecaka. Musnęła jeszcze palcem wyświetlacz telefonu, na którym pokazała się aktualna godzina, komunikująca, że do umownego rozpoczęcia tejże (wcale nie, przestań, Tilly, ogarnij się) oczekiwanej wycieczki pozostało zaledwie kilka minut, a potem zakluczyła pogrążony w mroku lokal i udała się w kierunku drogi wjazdowej, na której czekał już na nią dzisiejszy towarzysz leśnej eksploracji. - Cześć - przywitała się z nim, na usta wkładając delikatny uśmiech i otworzyła mu bramę, którą niecałe pół godziny wcześniej zamknął jeden z jej współpracowników. - I jak, gotowy na tę niebezpieczną wyprawę, z której jedno z nas zapewne nie wróci żywe? - zapytała, a wcześniejsze, subtelne uniesienie kącików ust w uśmiechu, nabrało zadziornej barwy. Gdy źrenice jej oczu rozszerzyły się pod wpływem atramentowego nieba, umożliwiając zapoznanie się z niektórymi detalami, od razu zwróciła uwagę na czarne malowidła wychodzące zza rękawów jego koszuli. Lubiła te tatuaże.
Luca Hepburn