: 04 lut 2022, 22:07
- Kiedyś na pewno na coś się szczepiłam – powiedziała olewniczo, bo chciała brzmieć jak ktoś, kto się nie przejmował. W sumie taka była prawda. Miała gdzieś samą siebie. Bardziej przejmowała się psami i Ive niż sobą. Taka już była, a przynajmniej w momentach zagrożenia, bo kiedyś nie miała problemu z zostawieniem kobiety bez żadnego słowa wyjaśnienia, czemu nagle nie chce się już z nią widywać. Nie ważne, co je wtedy łączyło i że był to tylko seks. Shummway zasługiwała na dobre traktowanie a nie na ucieczkę tchórza, który bał się konfrontacji z przeszłością.
- Dobrze, już dobrze. Nie dotykam. – Uniosła obie ręce do góry na znak, że już niczego nie zrobi. Dopiero świadomość, że jednak coś w niej tkwiło sprawiła, iż poczuła wyraźniejszy ból. Nadal słaby, ale wiedziała, że z każdą kolejną minutą w trakcie której uciekać będzie adrenalina, nieprzyjemne uczucie się wyostrzy.
Odebrała od Ive obie smycze i po wyjściu z marnie stojących ścian rozejrzała się na boki. Krzewy, różne części wiatraka i zapewne rzeczy zdmuchnięte z okolicy. Wolała sobie nie wyobrażać jak to wszystko wyglądało w miasteczku.
- Tędy. – Wskazała ręką kierunek. Nie musiały wracać na drogę. Eve postanowiła, że przejdą przez farmę, na której się znajdowały. Wiedziała, że jak będą trzymać się odpowiednio daleko od domu gospodarza to nic im się nie stanie. Nikt nie zacznie strzelać (to nie Teksas) ani nie wezwie policji z powodu obcych pałętających się po terenie.
- Wiesz, co? Zawsze możesz zgłosić się do właściciela szopy i zapytać, czy czegoś nie musi naprawić. – Udając przy tym głupią, że nie wiedziała iż stara szopa już nią nie była. Ot, zarobi trochę. – Dawno się rozwiodłaś? – zapytała ostrożnie i nienachalnie. Zrozumie, jeżeli Ive nie chciałaby z nią o tym rozmawiać. Nie musiały, ale Paxton wiedziała, że powinny utrzymać jakąkolwiek rozmowę zanim dotrą na farmę. Kto wie? Może Eve tknie i wreszcie przeprosi Shummway za swe zachowanie? Była dorosła i umiała się kajać. Nie zawsze chciała, ale czuła, że kobieta zasłużyła na wyjaśnienia.
Tak też zrobiła. Po drodze na swoją farmę, żeby zagadać siebie i Ive zanim obie spojrzały na rany nieco świeżym okiem, przebrały się w suche ubrania i pojechały do szpitala, żeby zająć się skutkami przeżytej burzy.
Nie było tak źle.
Dobrze, że się nie pozabijały.
z/tx2
- Dobrze, już dobrze. Nie dotykam. – Uniosła obie ręce do góry na znak, że już niczego nie zrobi. Dopiero świadomość, że jednak coś w niej tkwiło sprawiła, iż poczuła wyraźniejszy ból. Nadal słaby, ale wiedziała, że z każdą kolejną minutą w trakcie której uciekać będzie adrenalina, nieprzyjemne uczucie się wyostrzy.
Odebrała od Ive obie smycze i po wyjściu z marnie stojących ścian rozejrzała się na boki. Krzewy, różne części wiatraka i zapewne rzeczy zdmuchnięte z okolicy. Wolała sobie nie wyobrażać jak to wszystko wyglądało w miasteczku.
- Tędy. – Wskazała ręką kierunek. Nie musiały wracać na drogę. Eve postanowiła, że przejdą przez farmę, na której się znajdowały. Wiedziała, że jak będą trzymać się odpowiednio daleko od domu gospodarza to nic im się nie stanie. Nikt nie zacznie strzelać (to nie Teksas) ani nie wezwie policji z powodu obcych pałętających się po terenie.
- Wiesz, co? Zawsze możesz zgłosić się do właściciela szopy i zapytać, czy czegoś nie musi naprawić. – Udając przy tym głupią, że nie wiedziała iż stara szopa już nią nie była. Ot, zarobi trochę. – Dawno się rozwiodłaś? – zapytała ostrożnie i nienachalnie. Zrozumie, jeżeli Ive nie chciałaby z nią o tym rozmawiać. Nie musiały, ale Paxton wiedziała, że powinny utrzymać jakąkolwiek rozmowę zanim dotrą na farmę. Kto wie? Może Eve tknie i wreszcie przeprosi Shummway za swe zachowanie? Była dorosła i umiała się kajać. Nie zawsze chciała, ale czuła, że kobieta zasłużyła na wyjaśnienia.
Tak też zrobiła. Po drodze na swoją farmę, żeby zagadać siebie i Ive zanim obie spojrzały na rany nieco świeżym okiem, przebrały się w suche ubrania i pojechały do szpitala, żeby zająć się skutkami przeżytej burzy.
Nie było tak źle.
Dobrze, że się nie pozabijały.
z/tx2