: 04 sie 2021, 21:52
No nie był na tyle głupi, żeby bez żadnego konkretnego powodu traktować w taki sposób jakąś rzecz. Zdecydowanie wolał się przywiązywać do ludzi. Chociaż i tego na swój sposób unikał. Wszyscy, których kochał zawsze go opuszczali. Jego tata, później jego brat, który nie mógł pogodzić się z tym, że mama ponownie się zakochała. Krótko po tym jak brat wyjechał, Kasper stracił Ingę. No i tak się to jego życie toczyło gdzie tracił wszystkich. Nic więc dziwnego, że to jego przyjaciele stali się jego rodziną. Oni przynajmniej nie opuszczali go od tylu lat.
-Nie martwię się. – Odparł z uśmiechem i od razu poprawił sobie grzywkę, bo wiadomo, Kasper był perfekcjonistą i pedantem i nawet na takim opuszczonym przez boga i ludzi terenie, musiał się prezentować nienagannie.
-To tylko samochód. – Powiedział, ale spojrzał czule na swoje auto. Jasne, w porównaniu z człowiekiem to mógł powiedzieć, że to tylko auto. Nie od dziś jednak wiadomo, że to konkretne auto nie było tylko i wyłącznie autem. Wszyscy wiedzieli, że ten samochód należało traktować z odpowiednim szacunkiem. Oczywiście mam na myśli tych, którzy Kaspra rzeczywiście znali.
Zaśmiał się widząc poczynania Max z łomem. –Ojjj, potwory odganiaj, ale z tymi duchami to byłbym ostrożny. – Żartował sobie oczywiście, ale wiadomo… może to były jakieś dawne tereny Aborygenów czy coś. Niestety Kasper wcale się nie orientował w tym temacie, więc nie mógł stwierdzić czy poważnie obawiałby się duchów Aborygenów.
-Tak! Powiedz im, Max. Powiedz im, że włoskie żarcie jest tylko dla żywych! – Postanowił kibicować swojej dziewczynie, żeby było trochę zabawniej. Dobrze jednak, że duchy im nie odpowiedziały. A przynajmniej nie zrobiłby tego na razie. Kas nie zdążył powiedzieć swoim przyjaciołom gdzie jedzie, więc zanim go znajdą to minie trochę czasu. Przykre.
Ułożył jej dłoń na plecach i lekko pomiział kiedy zaciągała się lekiem. –Żartujesz sobie? Nie ma śladu potworów i duchów. Jak dla mnie to odwaliłaś kawał dobrej roboty. – Nachylił się, żeby pocałować ją w policzek. –Zostajemy. – Postanowił. Nie chciał, żeby myślała, że wybrała złe miejsce na randkę. Było idealnie. –Jest coś złego w muzeum? – Zapytał marszcząc brwi, bo on muzea kochał.
Maxine Hammond
-Nie martwię się. – Odparł z uśmiechem i od razu poprawił sobie grzywkę, bo wiadomo, Kasper był perfekcjonistą i pedantem i nawet na takim opuszczonym przez boga i ludzi terenie, musiał się prezentować nienagannie.
-To tylko samochód. – Powiedział, ale spojrzał czule na swoje auto. Jasne, w porównaniu z człowiekiem to mógł powiedzieć, że to tylko auto. Nie od dziś jednak wiadomo, że to konkretne auto nie było tylko i wyłącznie autem. Wszyscy wiedzieli, że ten samochód należało traktować z odpowiednim szacunkiem. Oczywiście mam na myśli tych, którzy Kaspra rzeczywiście znali.
Zaśmiał się widząc poczynania Max z łomem. –Ojjj, potwory odganiaj, ale z tymi duchami to byłbym ostrożny. – Żartował sobie oczywiście, ale wiadomo… może to były jakieś dawne tereny Aborygenów czy coś. Niestety Kasper wcale się nie orientował w tym temacie, więc nie mógł stwierdzić czy poważnie obawiałby się duchów Aborygenów.
-Tak! Powiedz im, Max. Powiedz im, że włoskie żarcie jest tylko dla żywych! – Postanowił kibicować swojej dziewczynie, żeby było trochę zabawniej. Dobrze jednak, że duchy im nie odpowiedziały. A przynajmniej nie zrobiłby tego na razie. Kas nie zdążył powiedzieć swoim przyjaciołom gdzie jedzie, więc zanim go znajdą to minie trochę czasu. Przykre.
Ułożył jej dłoń na plecach i lekko pomiział kiedy zaciągała się lekiem. –Żartujesz sobie? Nie ma śladu potworów i duchów. Jak dla mnie to odwaliłaś kawał dobrej roboty. – Nachylił się, żeby pocałować ją w policzek. –Zostajemy. – Postanowił. Nie chciał, żeby myślała, że wybrała złe miejsce na randkę. Było idealnie. –Jest coś złego w muzeum? – Zapytał marszcząc brwi, bo on muzea kochał.
Maxine Hammond