is life always this hard, or is it just when you're a kid?
: 06 sie 2021, 21:08
Zakrapiane atramentem niebo zdawało się tuszować ślady po dokonanej przed chwilą zbrodni - połykając słońce w całości, wypuściło na powierzchnię ziemi najgorszych złoczyńców wijących się po ulicach jak karaluchy, a okrywając ją całunem mroku, wymazało z ich rąk jakby wszystkie możliwe występki. Gdy za kilka godzin złote promienie na nowo zaczną kąsać nawet najmniejszy element Lorne Bay, w powietrzu zastygnie dźwięk syren policyjnych i karetek, próbujących uporać się z brutalną nocą. I wtedy, dopiero wtedy, ktoś wysłucha rozhisteryzowanych słów Matildy głoszących, że ktoś próbował ją zabić.
Przecinając wilgotne powietrze pozostawiające na jej skórze lśniące kropelki potu, przez myśl jej nie przeszło, by wołać o pomoc. O tej godzinie nie sposób było się o nią doprosić, a więc biegła przed siebie w całkowitej ciszy - nie jakby uciekała przed śmiercią, a po prostu zdecydowała się rozruszać zastygłe ciało z braku lepszych planów. Gdy już więc tak biegła, pokonując kolejne skąpane w smole uliczki, wzrok jej namierzył otwarte drzwi baru, zasłaniane częściowo przez postawną sylwetkę, zapewne chcącą zamknąć je na cztery spusty. Wciskając się bez większego namysłu w tę zwężającą się szczelinę, schylając się pod wyprostowaną, obcą ręką, rzuciła tylko ciche: Mnie tu nie ma, powierzając nieznajomemu mężczyźnie - dość nieroztropnie - swoje kruche życie. Chowając się pod zaciemnionym barem, nie wiedziała, czy jej nie wyda, czy nie wygoni, czy nie dołączy do grona osób chcących jej śmierci, ale mimo to zaufała mu bezgranicznie, skupiając się teraz wyłącznie na oku, które poczęło pulsować niebezpiecznie, jakby zamierzając za moment opuścić głębiny jej czaszki.
leon fitzgerald
Przecinając wilgotne powietrze pozostawiające na jej skórze lśniące kropelki potu, przez myśl jej nie przeszło, by wołać o pomoc. O tej godzinie nie sposób było się o nią doprosić, a więc biegła przed siebie w całkowitej ciszy - nie jakby uciekała przed śmiercią, a po prostu zdecydowała się rozruszać zastygłe ciało z braku lepszych planów. Gdy już więc tak biegła, pokonując kolejne skąpane w smole uliczki, wzrok jej namierzył otwarte drzwi baru, zasłaniane częściowo przez postawną sylwetkę, zapewne chcącą zamknąć je na cztery spusty. Wciskając się bez większego namysłu w tę zwężającą się szczelinę, schylając się pod wyprostowaną, obcą ręką, rzuciła tylko ciche: Mnie tu nie ma, powierzając nieznajomemu mężczyźnie - dość nieroztropnie - swoje kruche życie. Chowając się pod zaciemnionym barem, nie wiedziała, czy jej nie wyda, czy nie wygoni, czy nie dołączy do grona osób chcących jej śmierci, ale mimo to zaufała mu bezgranicznie, skupiając się teraz wyłącznie na oku, które poczęło pulsować niebezpiecznie, jakby zamierzając za moment opuścić głębiny jej czaszki.
leon fitzgerald