It's more than a feeling when I hear that old song they used to play
: 05 sie 2021, 23:06
— dziewięć —
Duszne powietrze kotłujące się wewnątrz zaciemnionego lokalu ustępowało pod chłodem nocy, która niepostrzeżenie roztoczyła się nad sennym już miasteczkiem. Gdy wchodzili do pubu zmierzchało dopiero, a resztki słońca sprawiały wrażenie, jakoby upały utrzymać miały się do północy. Tradycyjnie jednak ciemna zasłona przyniosła ze sobą chłód i niewielki deszcz, tak bardzo teraz jednak przyjemny. Siadając na murze otaczającym to miejsce, trochę jak średniowieczne zamczysko, upił łyk piwa wyniesionego z baru. Dopiero teraz uważnej przyjrzał się Jane, jej rozpalonym z gorąca policzkom i ustom mimowolnie wykrzywiającym się w uśmiechu. Żadne z nich nie chciało tu dzisiaj przyjść, a wymówki czynione były już od niespełna całego miesiąca. Ostatecznie uznali, że nie tylko złożą się na prezent, ale że ramię w ramię stawią czoła tej nieszczególnie atrakcyjnie brzmiącej imprezie urodzinowej kogoś, z kim od dawna się nie przyjaźnili. Mieszkając jednak w miejscu tak niewielkim, jak Lorne, siłą rzeczy utrzymuje się znajomości zawarte jeszcze w szkole, gdy miało się zupełnie inne poglądy i oczekiwania od życia. Na nieszczęście Bena, solenizantką była kobieta, z którą kiedyś coś go łączyło. Niecały tydzień. Gdyby wiedział wtedy, że zmusi go to niegdyś do uczestniczenia w jej dennych przyjęciach urodzinowych, wcale by jej na żadną randkę nie zaprosił. W każdym razie, pojawić się mieli wyłącznie na chwilę, by uciec potem z powodu wymyślonej na prędce wymówki; szczerze mówiąc, Benjamin wcale nie spodziewał się, by ktokolwiek tę ich próbę ewakuacji zauważył. Niedostrzeżeni wedle jego obliczeń mieli być już od samego początku, ale gdy tylko przekroczyli próg pubu, zaatakowani zostali serią przedziwnych pytań. Ci wszyscy ludzie, utrzymujący, że w sposób niezachwiany są ich przyjaciółmi poczęli zdradzać, że o ich życiu nie wiedzą nic. O ile więc mylne wzięcie Jane i Bena za parę mogło zostać zrozumiałe przez to, że on sam unikał związków jakichkolwiek od dawna, tak niezwrócenie uwagi na historie Jane graniczyło z absurdem. Ostatecznie jedna tylko osoba spytała co z jej eks mężem burmistrzem, a Ben swobodnie odparł, że pożarty został przez rekiny. Nieobecny wzrok pytających był wymowny, toteż Hargrove i Hemingway poszli pić. Pierwszą kolejką chyba chcieli zapić te nieprzyjemne wspomnienia o nich samych, którymi ich dzisiaj obdarzano. Tę fałszywą radość za to, że zeszli się w końcu, po tak długich latach. Ben nie miał co prawda pojęcia, jak Jane się zapatruje na to wszystko, ale u niego niewiele się zmieniło — gdy mając lat dwadzieścia wrócił z Botswany, powiedział jej całą prawdę. Że się odkochał, że już mu przeszło. Że życzyć będzie jej zawsze szczęścia i że tę ich przyjaźń chce zachować. Że nie zważać będzie na te ich głupie kłótnie, niemądre i dziecinne. Że nigdy już nie poczuje do niej tego samego. Pozostała w nim jednak namiastka tejże miłości; niewielka i niegroźna, prowadząca donikąd, a jednak trwała.
Druga kolejka pchnęła w nich odwagę, by udawać, że rzeczywiście są razem. Jako przerywnik od codziennych utrapień, okazało się to prędko wyśmienicie zabawnym pomysłem. Trzecia runda alkoholowego upojenia zarządziła, by na imprezie pozostali jak najdłużej, by znielubioną solenizantkę obciążyć wysokim rachunkiem, który z niewiadomych przyczyn zamierzała pokryć. Tak więc pili. Pili i bawili się tak długo w dusznym pomieszczeniu, aż zabrakło im tchu. Zabawę postanowili przenieść więc na zewnątrz, nie zważając na mżący z nieba deszcz. — Ta impreza jest gorsza niż jakiś zjazd absolwentów — zawyrokował, wzdrygając się jednak na samą myśl o tym nieszczęsnym wydarzeniu. — Jakim cudem nikt nie jest w stanie skojarzyć, że jesteście z Francisem małżeństwem? — pytanie to ciągnęło się za nim od samego początku, ale dopiero teraz nadarzyła się okazja, by je zadać.
jane hemingway-winfield