: 30 sie 2021, 23:03
Tylko… to zupełnie nie tak, że ona nie odwzajemniała jego zainteresowania ani trochę. Lubiła go przecież bardzo, dostrzegała również to, że był przystojnym facetem i skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie pociągał jej ani odrobinę. Oczywiście, że coś ją do niego ciągnęło, co uświadomiła sobie wtedy, kiedy po raz pierwszy mieli okazję zbliżyć się do siebie trochę na niby. Choć to, co robili, było udawane, tego samego nie można było powiedzieć o jej odczuciach, które dość wyraźnie sugerowały, że mogła mieć ochotę posunąć to dalej. Podobnie było zresztą z tym wczorajszym pocałunkiem, który prędko zawrócił w jej pijackim umyśle i rozbudził myśli o kolejnych krokach. Problem polegał jednak na tym, że pomimo wyczuwalnej chemii i zainteresowania jego osobą, które w niej kiełkowało, Carlie nadal nie mogła powiedzieć, że nie myślała o kimś innym. Nie, jej uczucia nadal uciekały w stronę byłego partnera i to prędko nie miało się zmienić, a przecież Albert nie był facetem, który zasługiwał na to, aby oddać mu się tylko częściowo. Był facetem, który powinien dostać wszystko, czego ona obecnie nie była w stanie mu zaoferować. Nie wiedziała również czy ten stan rzeczy zmieni się kiedykolwiek, dlatego ten jeden raz naprawdę starała się postępować rozsądnie. Zależało jej na nim, na tej przyjaźni, dzięki czemu nie zachowywała się już jak beztroska trzpiotka, która w nosie miała konsekwencje. Poza chwilowym, pijackim zaćmieniem umysłu, Faulkner całkiem skutecznie trzymała go na dystans, ale to nie było skutkiem braku zainteresowania, a raczej tego, jak bardzo go polubiła. Po prostu chciała dla niego dobrze, a jednocześnie wiedziała, że to dobrze nie oznaczało relacji z nią.
Był naprawdę uroczy, kiedy próbował przekonać ją do tego, że wcale nie była aż tak niezdarna, w efekcie czego Carlie wygięła usta w szczerym uśmiechu. Wiedziała, że nie miał racji, a także przekonana była, że on sam też prawdopodobnie w to nie wierzył, ale tak, jak ona chciała dla niego dobrze, tak Albert dbał o jej samopoczucie i wiarę w siebie, dlatego teraz nie zamierzała się z nim sprzeczać, zamiast tego doceniając to, co jej powiedział. Chwilę później rozproszył ją zresztą znacznie lepszą propozycją. - O! Tym mogę się zająć! - oznajmiła, wyraźnie tą wizją podekscytowana. - Bardzo dobrze idą mi makijaże - nie kłamała. Miała do nich rękę, ale na sobie samej nie eksperymentowała zbyt często. Wspominałam już zresztą o tym, że Faulkner zaliczała się do grona tych dziewcząt, które preferowały się w naturalnym wydaniu, dlatego na jej buzi nigdy nie znajdowało się zbyt wiele kosmetyków. Nie oznacza to jednak, że nie próbowała kiedyś czegoś innego, w efekcie czego umiała również zrobić się na bóstwo. Nie próbowała co prawda malować nigdy kogoś innego, ale to nie mogło być chyba takie trudne. - Wiesz, że trochę przeczysz teraz temu, o czym mówisz? W ogóle nie brzmisz jak żywy przykład próżności - wytknęła mu, co jednak nie było zarzutem, a raczej ukrytym komplementem. Albert nie pierwszy raz udowadniał jej, że był dobrym chłopakiem, tak po prostu, i to prawdopodobnie myśl o tym sprawiała, iż Faulkner miała pełną świadomość tego, że nie powinna się do niego zbliżać. Ze swoim wrodzonym talentem tylko by to popsuła, a przecież nie chciała zranić kogoś takiego jak on.
Albert Raynott
Był naprawdę uroczy, kiedy próbował przekonać ją do tego, że wcale nie była aż tak niezdarna, w efekcie czego Carlie wygięła usta w szczerym uśmiechu. Wiedziała, że nie miał racji, a także przekonana była, że on sam też prawdopodobnie w to nie wierzył, ale tak, jak ona chciała dla niego dobrze, tak Albert dbał o jej samopoczucie i wiarę w siebie, dlatego teraz nie zamierzała się z nim sprzeczać, zamiast tego doceniając to, co jej powiedział. Chwilę później rozproszył ją zresztą znacznie lepszą propozycją. - O! Tym mogę się zająć! - oznajmiła, wyraźnie tą wizją podekscytowana. - Bardzo dobrze idą mi makijaże - nie kłamała. Miała do nich rękę, ale na sobie samej nie eksperymentowała zbyt często. Wspominałam już zresztą o tym, że Faulkner zaliczała się do grona tych dziewcząt, które preferowały się w naturalnym wydaniu, dlatego na jej buzi nigdy nie znajdowało się zbyt wiele kosmetyków. Nie oznacza to jednak, że nie próbowała kiedyś czegoś innego, w efekcie czego umiała również zrobić się na bóstwo. Nie próbowała co prawda malować nigdy kogoś innego, ale to nie mogło być chyba takie trudne. - Wiesz, że trochę przeczysz teraz temu, o czym mówisz? W ogóle nie brzmisz jak żywy przykład próżności - wytknęła mu, co jednak nie było zarzutem, a raczej ukrytym komplementem. Albert nie pierwszy raz udowadniał jej, że był dobrym chłopakiem, tak po prostu, i to prawdopodobnie myśl o tym sprawiała, iż Faulkner miała pełną świadomość tego, że nie powinna się do niego zbliżać. Ze swoim wrodzonym talentem tylko by to popsuła, a przecież nie chciała zranić kogoś takiego jak on.
Albert Raynott