Z jednej strony tak byłoby o wiele łatwiej, wtedy wyszłaby na tą złą, która poświęciła miłość swojego życia dla kariery. Jednak znał ją, prawda? Wiedział, że w życiu nie podjęłaby takiej decyzji. Kochała go praktycznie od dzieciństwa, nie raz wysłuchiwała o tym, jak to inna dziewczyna jest lepsza, etc. Była przy nim w jego najgorszych momentach, wspierała go, a jednak sprawiła, że uwierzył w bajeczkę, którą musiała mu sprzedać przed odejściem. Rozpadała się na milion kawałeczków, kiedy mówiła mu prosto w oczy, że go nie kocha. Kochała, ale bała się cholernie tego, co będzie. Nie chciała go skazać na to, żeby oglądał ją w tym stanie. Była wrakiem człowieka, ledwo przypominała siebie. Zresztą teraz również nie wyglądała, jak kiedyś. Bywały takie momenty, kiedy nawet nie potrafiła spojrzeć na siebie w lustrze.
Mimo wszystko ten list dawał jej siłę i chęć do walki. Jeżeli nie będzie jej już chciał to zrozumie, nie może go zmusić do tego, żeby ponownie ją pokochał, ale potrzebowała wybaczenia. Chroniła go przed swoją chorobą, utratą dziecka, musiała przez to przechodzić sama. Teraz liczyła jedynie na to, że jej wybaczy i chociaż w najmniejszym stopniu zrozumie.
Teraz docierało do niej, jak wielki błąd popełniła. Zaczynała tracić nadzieję w to, że kiedykolwiek uda jej się to naprawić, musiała chociaż spróbować. Patrzyła na niego, a z oczu Sinclair poleciała kolejna porcja łez. Trudno zliczyć ile ich wylała przez ostatnie dwa lata. Tęskniła za nim, chciała zadzwonić tego samego dnia, odkręcić wszystko, ostatecznie tego nie zrobiła. Tak było lepiej, prawda? Cierpiał po rozstaniu, nie musiał bać się, że następnego dnia w szpitalu zastanie jej trupa.
-
Żałosna?! Kariera?! Naprawdę aż tak uwierzyłeś w tą bajeczkę?! Nie znałeś mnie?! Nigdy bym Cię nie zostawiła dla kariery Jamie, Ty byłeś dla mnie najważniejszy i właśnie dlatego musiałam odejść! - skoro dostał list to powinien wszystko wiedzieć, przeczytać o dziecku, chorobie... Cholera, może jednak go nie dostał. -
Wiem! Doskonale wiem, że do Ciebie się nie wraca! Chciałam tylko... - zakręciło jej się w głowie, dlatego zrobiła pare kroków w przód, żeby móc oprzeć się o biurko. Przez kręgosłup Baby przeszedł nieprzyjemny dreszcz, kiedy zobaczyła go w takim stanie. Nigdy nie zachowywał się tak w stosunku do niej, nawet jeśli był okropnie wściekły po kłótni.
-
Rozumiem, że list ze Szwajcarii do Ciebie nie dotarł? - wzięła głęboki wdech, odrywając się od biurka. -
Na nic nie liczę, nie chcę się zabawić Twoim kosztem. Skoro nie przeczytałeś mojego listu to muszę Ci o tym powiedzieć osobiście, wyjaśnić wszystko... Chcę tylko, żebyś mi wybaczył, nic więcej... - starła łzy z policzków, po czym wbiła wzrok w jego jasne oczy, które kiedyś patrzyły na nią z miłością.
-
Ja miałam raka Jamie, ten sam typ, co moja mama. Lekarze nie dawali mi żadnych szans, nie chciałam Cię skazać na to, co sama musiałam przeżyć jako nastolatka. Zasługiwałeś na szczęście, wszystko, co najlepsze... Do tego... - urwała, ponownie schowała twarz w drobnych dłoniach. -
Byłam w ciąży, ale przez leczenie dziecko nie miało żadnych szans. - rozpłakała się już na dobre. -
Masz rację, jestem cholernie żałosna. I tak pewnie nie wierzysz w żadne moje słowo... Sama nie wiem po co tu przyjechałam... - załkała, po czym odwróciła się i ruszyła w kierunku wyjścia. Jest idiotką, pieprzoną kretynką! Nie powinna tutaj przyjeżdżać.
Jamie Rockwell