You've got a friend in me
: 23 lip 2021, 21:44
— cztery
Droga wyjazdowa z Lorne Bay, a prowadząca jednocześnie do Cairns, bywa prawdziwą zmorą w każde sobotnie przedpołudnie. Licząc się z tym, należało zmienić plany na inne, umożliwiające rozsądne wygospodarowanie czasu i rozejrzenie się, choćby, w samym Lorne za jakimiś weselnymi talerzami. Faktem było bowiem, że Jude nie rozumiał, dlaczego należy zakupić nową zastawę oraz — co ważniejsze — dlaczego kilka naczyń kosztować ma majątek. Odbywając rozmowę z Issie na ten temat, podsuwał różne opcje. Pierwsza, najlepsza, to talerze jego matki. Miała ich dużo, mogła się podzielić. Druga, talerze ze sklepu vintage, bo tam na pewno ktoś oddał swoją własną zastawę. Trzecia, zamówienie kompletu z chińskiej strony, bo teraz przecież wszyscy tak robią. Kiedy jednak Issie się nadąsała, a on nauczył się już, że ciężarnych kobiet denerwować nie należy, zgodził się pojechać do Cairns, by tam wybrać coś odpowiedniego. A skoro Issie nie mogła jechać z nim, zadzwonił do Hope i umówili się, że następnego dnia razem stawią czoła temu wyzwaniu. Tym bardziej, że ona także nie posiadała wybranych jeszcze talerzy.
Po drodze niestety nie mieli okazji do odbycia zbyt wielu rozmów, jako że telefon Juda dzwonił bez przerwy — obejmując stanowisko sierżanta nie przypuszczał, że praca w tak wielkim stopniu zawładnie jego życiem. Nie istniało już więc coś takiego, jak dzień wolny, ale Westbrookowi to nie przeszkadzało — służbistą i pracoholikiem był odkąd tylko pamiętał, a wszyscy bliscy mu ludzie nauczyli się już akceptować te jego wady. Dopiero więc gdy jakimś cudem udało się im dotrzeć do Cairns, a Jude przestał (chwała bogu) opowiadać jej o prowadzonej teraz sprawie, skupić się mogli na tym, co najważniejsze. Wesela. Nim weszli do odpowiedniego sklepu, Jude westchnął, nieomal szemrając, jako że wcale nie podobał się mu ten cały proces przygotowań. Uznawał jednak, że lepiej będzie mieć to jak najprędzej za sobą, więc już po chwili znaleźli się w odpowiednim sklepie. — Co wchodzi w skład zastawy, Hope? — spytał, marszcząc czoło, bo o tych okołoślubnych rzeczach wiedział kompletne nic. — Dlaczego talerze nie mogą być po prostu na sali, którą wynajęliśmy? — dopytał, starając się coś z tego absurdu zrozumieć. Skinął też do jakiejś pani za ladą, by się nimi zaopiekowała, bo czuł, że nie da rady. Tym bardziej, że sklep ten — nie dość, że niesamowicie drogi — oferował znacznie więcej rzeczy, a Jude... cóż, po raz pierwszy od dawna, zdawał się niezwykle zagubiony.
Hope Pelletier
Droga wyjazdowa z Lorne Bay, a prowadząca jednocześnie do Cairns, bywa prawdziwą zmorą w każde sobotnie przedpołudnie. Licząc się z tym, należało zmienić plany na inne, umożliwiające rozsądne wygospodarowanie czasu i rozejrzenie się, choćby, w samym Lorne za jakimiś weselnymi talerzami. Faktem było bowiem, że Jude nie rozumiał, dlaczego należy zakupić nową zastawę oraz — co ważniejsze — dlaczego kilka naczyń kosztować ma majątek. Odbywając rozmowę z Issie na ten temat, podsuwał różne opcje. Pierwsza, najlepsza, to talerze jego matki. Miała ich dużo, mogła się podzielić. Druga, talerze ze sklepu vintage, bo tam na pewno ktoś oddał swoją własną zastawę. Trzecia, zamówienie kompletu z chińskiej strony, bo teraz przecież wszyscy tak robią. Kiedy jednak Issie się nadąsała, a on nauczył się już, że ciężarnych kobiet denerwować nie należy, zgodził się pojechać do Cairns, by tam wybrać coś odpowiedniego. A skoro Issie nie mogła jechać z nim, zadzwonił do Hope i umówili się, że następnego dnia razem stawią czoła temu wyzwaniu. Tym bardziej, że ona także nie posiadała wybranych jeszcze talerzy.
Po drodze niestety nie mieli okazji do odbycia zbyt wielu rozmów, jako że telefon Juda dzwonił bez przerwy — obejmując stanowisko sierżanta nie przypuszczał, że praca w tak wielkim stopniu zawładnie jego życiem. Nie istniało już więc coś takiego, jak dzień wolny, ale Westbrookowi to nie przeszkadzało — służbistą i pracoholikiem był odkąd tylko pamiętał, a wszyscy bliscy mu ludzie nauczyli się już akceptować te jego wady. Dopiero więc gdy jakimś cudem udało się im dotrzeć do Cairns, a Jude przestał (chwała bogu) opowiadać jej o prowadzonej teraz sprawie, skupić się mogli na tym, co najważniejsze. Wesela. Nim weszli do odpowiedniego sklepu, Jude westchnął, nieomal szemrając, jako że wcale nie podobał się mu ten cały proces przygotowań. Uznawał jednak, że lepiej będzie mieć to jak najprędzej za sobą, więc już po chwili znaleźli się w odpowiednim sklepie. — Co wchodzi w skład zastawy, Hope? — spytał, marszcząc czoło, bo o tych okołoślubnych rzeczach wiedział kompletne nic. — Dlaczego talerze nie mogą być po prostu na sali, którą wynajęliśmy? — dopytał, starając się coś z tego absurdu zrozumieć. Skinął też do jakiejś pani za ladą, by się nimi zaopiekowała, bo czuł, że nie da rady. Tym bardziej, że sklep ten — nie dość, że niesamowicie drogi — oferował znacznie więcej rzeczy, a Jude... cóż, po raz pierwszy od dawna, zdawał się niezwykle zagubiony.
Hope Pelletier