na kartce sobie zapisałem...
: 23 lip 2021, 18:49
001
Każdy ma jakieś rytuały, albo przyzwyczajenia. Franklin na przykład codziennie kupuje gazetę dla babci, a cztery dni zawsze robił zakupy, dlatego nawet teraz pracownicy lokalnego spożywczaka znają jego imię. Zresztą z pewnością tylko on kręci się po sklepie z taśmą z prośbami od babci, a i tak zawsze coś zapomni i musi wracać. Dziś jednak los go oszczędził i nie miał zbyt wielkiej listy, dlatego też śmigał pomiędzy regałami, jakby był w Tokyo drift. Kierowanie wózkiem sklepowym opanował już praktycznie do perfekcji, aczkolwiek zawsze jest możliwość popełnienia jakiegoś małego błędu, co właśnie dzisiaj mu się miało przytrafić.
Ledwo nie wyrobił zakrętu i uderzył jakiegoś biednego, niespodziewającego się niczego, klienta sklepu, oglądającego mleko. Pech również chciał, by krawędź wózka zahaczyła o jedno pudełko i zrzuciła je na ziemię, tworząc tsunami z mleka na podłodze, a później powódź.
— Zachowajmy spokój — Uniósł dłonie w bardzo kojącym geście, patrząc jak z 3 litrowego kartonu nadal leje się mleko, na jego i na buty tego mężczyzny, z którym prawie się zderzył. Zaraz, by upewnić się, że nie chce on mu przyłożyć pięścią w twarz za zaistniałą sytuacje, uniósł wzrok i zlustrował twarz ów osobnika dokładnie.
Serce wyskoczyło mu na pięć metrów i zaczął cofać się do tyłu, kiedy doszło do niego, że stał przed nim nikt inny, jak jego były mąż, który złamał mu serce na milion drobnych kawałeczków.
Pech chciał, że podłoga nadal była śliski, a buty Franklina nie były przystosowane do takich przygód, więc wywinął orła i zaczął taplać się w mleku. — Co żeś zrobił? — Zdążył spytać jeszcze w locie, zanim zderzył się z podłogą.
Clayton Portman