Nie wszyscy bohaterowie noszą peleryny
: 20 lip 2021, 20:40
Późnowieczorne powroty do domu zawsze wzbudzały w niej lekki niepokój. Tyle się słyszało o tym, że ludzie, ze szczególnym naciskiem na kobiety, nie powinny wracać same. Jakkolwiek szowinistyczne to nie było, było poniekąd prawdziwe. Dzielnica była szemrana, a ona kończyła zawsze niewiele później, niż wychodzili ostatni klienci. To znaczyło, że czasem musiała liczyć się z tymi, których na prywatny pokaz nie było stać, a to, co widzieli na scenie głównej, nie było dla nich wystarczające. Dla swojego własnego bezpieczeństwa nosiła więc ze sobą gaz pieprzowy, tak by mogła go sięgnąć niemal jednym ruchem.
A dziś miała wyjątkowe złe przeczucia. Przez jednego pajaca w klubie, prawie złamała nogę, a to by wykluczyło ją z pracy na przynajmniej kilka tygodni. A przecież z tego się właśnie utrzymywała.
Ale niepokój nie opuścił jej już do końca zmiany. Miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Jednak nie w taki sposób, jak zazwyczaj ma to miejsce w klubie. Jednak pośród zwyczajnie wyglądających gości nie umiała odnaleźć zagrożenia.
Wracała tą samą drogą, co zawsze, a jednak odwracała się co kilkanaście metrów.
Nic.
Widziała już koniec uliczki portowej, skąd była już prosta droga do jej domku, gdy w miejscu, gdzie nie dochodziło światło latarni, bo najbliższa była zepsuta, pojawił się cień.
Ciemna sylwetka zastąpiła jej drogę, a ona nie wiedziała, czy to tylko gra światła i cienia, czy on trzymał w dłoni nóż.
- Oddawaj wszystko, co masz dziwko. - Głos miał jakby znajomy, ale w tym świetle i naciągniętej nisko czapce z daszkiem nie umiała rozpoznawać nikogo. - Kasę z kurwienia się, telefon… wszystko, co masz wartościowego. - Jej praca była często mylona z prostytucją. Zwykle ich poprawiała, ale nie dzisiaj. Nie śmiała wchodzić w dyskusję z człowiekiem, który mógł ją zabić.
- Już… spokojnie… - Głos jej drżał, podobnie jak dłonie, gdy sięgała do torebki. Lepiej stracić kasę, niż życie.
- Zamknij mordę… - Warknął ją facet, wychodząc nieco z cienia. - A potem zdejmij kurtkę.
Lucy drgnęła, żeby zaraz stanąć jak sparaliżowana.
- Ogłuchłaś? - Jego głos zdradzał coraz większą wściekłość, a ona nie wiedziała, co ma teraz zrobić. Zrobiło jej się gorąco i niedobrze.
Oscar Callister
A dziś miała wyjątkowe złe przeczucia. Przez jednego pajaca w klubie, prawie złamała nogę, a to by wykluczyło ją z pracy na przynajmniej kilka tygodni. A przecież z tego się właśnie utrzymywała.
Ale niepokój nie opuścił jej już do końca zmiany. Miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Jednak nie w taki sposób, jak zazwyczaj ma to miejsce w klubie. Jednak pośród zwyczajnie wyglądających gości nie umiała odnaleźć zagrożenia.
Wracała tą samą drogą, co zawsze, a jednak odwracała się co kilkanaście metrów.
Nic.
Widziała już koniec uliczki portowej, skąd była już prosta droga do jej domku, gdy w miejscu, gdzie nie dochodziło światło latarni, bo najbliższa była zepsuta, pojawił się cień.
Ciemna sylwetka zastąpiła jej drogę, a ona nie wiedziała, czy to tylko gra światła i cienia, czy on trzymał w dłoni nóż.
- Oddawaj wszystko, co masz dziwko. - Głos miał jakby znajomy, ale w tym świetle i naciągniętej nisko czapce z daszkiem nie umiała rozpoznawać nikogo. - Kasę z kurwienia się, telefon… wszystko, co masz wartościowego. - Jej praca była często mylona z prostytucją. Zwykle ich poprawiała, ale nie dzisiaj. Nie śmiała wchodzić w dyskusję z człowiekiem, który mógł ją zabić.
- Już… spokojnie… - Głos jej drżał, podobnie jak dłonie, gdy sięgała do torebki. Lepiej stracić kasę, niż życie.
- Zamknij mordę… - Warknął ją facet, wychodząc nieco z cienia. - A potem zdejmij kurtkę.
Lucy drgnęła, żeby zaraz stanąć jak sparaliżowana.
- Ogłuchłaś? - Jego głos zdradzał coraz większą wściekłość, a ona nie wiedziała, co ma teraz zrobić. Zrobiło jej się gorąco i niedobrze.
Oscar Callister