I like Piña Coladas and getting caught in the rain
: 18 lip 2021, 20:22
#3
Niknąca za widnokręgiem złota, rozgrzana kula jak zaczarowana przepędzała z ulic zarówno mieszkańców Lorne Bay, jak i turystów. Chowając się w domach lub knajpach witano upragniony piątkowy wieczór, dla tak wielu oznaczający przerwę w pracy na dwa długie dni. Ci, dla których nadciągał okres weekendowego dyżuru, wbrew zasadom gromadzili się w barze, gdzie zapijali swoje gorzkie żale. Zdawać by się mogło, że jedyną osobą, która z radością wita swoją pracę, jest Leonidas Fitzgerald, który już tego ranka cieszył się na nadciągający maraton nalewania drinków i odsyłania pijanych osób do domu. Ustawiwszy grafik uprzednio tak, by w godzinach szczytu znajdować się za barem (szczęśliwie jego rodzeństwo się z nim nie spierało), a więc w piątkowe i sobotnie noce, gwarantował sobie godziny przepełnione spokojem i wytchnieniem. Hałas, głośne śpiewy i awantury wpływały na niego kojąco — nie istniało lepsze lekarstwo na zapomnienie o przeszłości, niż właśnie te gorące dyżury w barze. No i coś jeszcze sprawiało, że lubił tę niewdzięczną pracę. A raczej ktoś.
Nie byłby w stanie powiedzieć, że do Billie coś go przyciąga. Ba, początkowo irytowała go strasznie swoją obecnością, nawet jeśli mijali się raczej i nie zamienili ze sobą ani jednego słowa. Kiedy stroni się od ludzi nie ma w tym jednak nic niezwykłego — zakładając, że wszyscy są niewiele warci, człowiek poczyna nienawidzić każdego w ten sam sposób. Niechęć płynąca ze wspólnych zmian nie potrwała jednak długo, bo oto pewnego dnia udało się im zamienić kilka zdań ze sobą, czego do dziś wyjaśnić nie potrafił. Odzwyczajony od potrzeby posiadania przyjaciół, cieszył się jednak, że to właśnie Billie dzieli z nim obowiązki, a te ich rozmowy, choć zawsze krótkie, mają miejsce. Może to właśnie ona była mu potrzebna, by zdołał się nauczyć życia na nowo.
Już po dziewiętnastej jasnym było, że baru nie uda się im zamknąć przed trzecią; napływający zewsząd ludzie otwierali często rachunek, świętując to niedawno uzyskany awans czy też urodziny jednej z osób z paczki. Przez pierwsze dwie godziny obowiązków była więc masa, ale wraz z upływem czasu nieco ich ubywało, a za barem robiło się spokojniej. Pierwszym problem za to stała się głośna awantura, w której Leon odgrywać musiał rolę arbitra — tym razem na szczęście pięści nie poszły w ruch, a dwaj panowie dyskutujący tak zaciekle, otrzymawszy od Leona darmową dolewkę piwa, śpiewali gdzieś w kącie baru wesołe szanty. — Myślisz, że od samego początku chodziło im tylko o darmowy alkohol? — spytał Billie, niby to przypadkiem przechodząc obok niej, chociaż w jego sekcji baru zdążyły się ustawić już zaczerwienione dziewczęta, chcące zapewne zamówić jeden z tych idiotycznych, kolorowych drinków.
billie winfield