Teddy & Cora
: 18 lip 2021, 20:19
[akapit]
Jakby walił głową w mur.
Ciągle zastanawiał się czy pochopny wyjazd w nieznane miejsce był aż tak dobrym pomysłem. Wystartował z zupełnie niczym; miał pieniądze i wpływy, najpierw powinien wynająć detektywa, dokładnie zbadać całą sprawę oraz rozważyć wszelkie za i przeciw, a dopiero potem sprzedawać stary dom mamy oraz opuszczać byłe miejsce zamieszkania. To zupełnie do niego nie pasowało; jeszcze kilka miesięcy temu nie pozwoliłby sobie na aż takie szaleństwo, ale wiele rzeczy się w jego życiu zmieniło. Kiedyś nie pozwoliłby sobie na malowanie w terenie, gdzie ktoś może go spotkać, nakryć, poznać nietypową słodko - gorzką tajemnicę, a jednak stał teraz na przeciwko drogiej sztalugi i płótna, kreśląc nierówne linie i krzywe okręgi, powoli tworząc kobietę, którą spotkał w herbaciarni.
Nie była specjalna; ktoś mógłby powiedzieć, że nie należy do kobiet urodziwych, ale dla Thaddeusa takie nie istniały; każda z nich miała w sobie to coś - czy to starsza pani w sklepie, której zmarszczki związane z wiekiem oraz ciężką pracą na jednej z farm dodawały majestatu albo młoda dziewczyna o mlecznej skórze, jakby nigdy nieskalanej promieniami słońca i niebieskich oczach przypominających sztorm na oceanie; chociaż różniły się skrajnie, to w jego oczach były tak samo inspirujące i tak samo wspaniałe. W praktycznie żadnej z nich nie widział obiektu miłosnego, pomimo to nie potrafił oderwać oczu od ich twarzy, mowy ciała, drobnych gestów.
Pies (zdrajca), nie ruszył się nawet o milimetr, korzystając z przyjemnego cienia, w którym skąpane były ich sylwetki oraz kilku podmuchów wiatru, rozganiającego przeokropny upał, zdający panować wszędzie indziej tylko nie w lesie.
Westchnął ciężko, nie mogąc sobie przypomnieć krzywizny nosa tajemniczej kobiety i tego niezwykłego błysku w oczach, zupełnie jakby dalej miała dziesięć lat i planowała coś zbroić. Dopiero nieznaczny ruch, który dostrzegł kątem oka oraz trzask łamanej gałązki obudził go z artystycznego letargu, w który miał zwyczaj wpadać, gdy malował. Błękitne oczy rozchylił się szeroko, panikując; chciał zwiewać, uciekać, gdzie pieprz rośnie, zostawić za sobą ukochanego psa, sztalugę oraz zarys sylwetki z powoli malującą się, gdzieś u góry twarzą, ale nie potrafił. W taki sposób pokazałby jej/jemu, że jest jeszcze większym dziwakiem. Ponownie westchnął, powoli odwrócił w stronę nieznajomej sylwetki i przełknął głośno ślinę. Chyba wolał spotkać na swej drodze kangura, który mógłby go pobić albo wiejskiego idiotę, który momentalnie zadzwoniłby na policję i zostałby zwinięty, co najmniej spisany. Życie pisało jednak dużo gorszy scenariusz, bo stanęła przed nim ona. Kobieta.
- Proszę, tylko nie krzycz - wyrzekł spokojnym, choć słabym głosem. Na nic więcej nie był w stanie się odważyć, wielokrotnie jedynie przeklną samego siebie (oczywiście nie na głos), mając cichą nadzieje, że ona sobie tak poprostu pójdzie i zostawi go samego, a on się spakuje, odjedzie w siną dal i już nigdy więcej, nie pójdzie malować w cholerne miejsce publiczne.
Cora Westwood