neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Działał wbrew sobie.
Kupując na corocznej aukcji charytatywnej dwa bilety do przypadkowego muzeum, zakładał, że nie wybierze się do niego wcale lub potowarzyszy Dottie, od zawsze zafascynowanej wycieczkami tego typu. Opcją trzecią było zaproszenie Eleanore, a czwartą oddanie biletów komukolwiek, kto tylko wyraziłby minimalną chęć. Gdyby ktoś mu więc powiedział, że w stronę Smithfield wybierze się z Benjaminem, szorstko by się zaśmiał, pokręcił głową, po czym stwierdził, że żart jest to marny. A jednak... Kiedy wczorajszego wieczora trzymał te dwa niewielkie, błyszczące skrawki papieru, upoważniające do przekroczenia bram The Australian Armour And Artillery Museum, po głowie krążył mu tylko jeden pomysł. Pomysł, któremu początek nadał nie on, a Lean wyplątująca się z możliwej, nudnej wycieczki za sprawą niemożliwych do przełożenia obowiązków w szpitalu, powtarzająca raz za razem, że owa propozycja złożona o-kimkolwiek-tam-teraz-myślał nie byłaby niczym nadzwyczajnym, ani tym bardziej dziwnym. Czy faktycznie nie skrywało się w tym nic kuriozalnego? Nie był pewny. Gdyby zależało to wyłącznie od niego, nie wyszedłby z takową propozycją ani nawet jej nie rozważał. Kiedy jednak zasięgnął opinii Winfield, w jego umyśle począł tworzyć się harmider. Po pierwsze — ostatnie spotkanie z Hargrovem nie przebiegło po jego myśli. Po drugie — obiecał się wkrótce odezwać, czego ostatecznie nie zrobił. Po trzecie — odnosił wrażenie, że to wyłącznie on, Walter Wainwright, odpowiadał za wszelkie uchybienia w posiadanych relacjach, co nagle wydało mu się wręcz aksjomatem. Jak wspomniane błędy mógł więc naprawić? Zaczynając choćby od zmiany nastawienia, uciszenia swego nieprzystępnego charakteru i otworzenia się na sytuacje, którym wcześniej nie pozwoliłby zaistnieć. Musiał więc nie być sobą.
Wykonał do niego telefon. Przedstawił swój pomysł (w myślach go przeklinając) i oczekiwał jednej tylko odpowiedzi — odmowy. Ułatwiłaby ona przecież życie im obu, uchroniła przed niezręczną podróżą i generalnie przyniosłaby same profity. Nie wziął jednak pod uwagę innej możliwości — tego, co stanie się, jeśli Benjamin się zgodzi. A ten oczywiście się zgodził.
Znów przeklinając cały ten plan w głowie i żałując, że na takowy się w ogóle zdecydował, poszedł spać z niezbyt optymistycznym nastawieniem do dnia jutrzejszego, który przynieść mu miał jedynie dyskomfort. A potem... Potem nastał poranek i nie mógł już nic poradzić. Wziął więc szybki prysznic, ubrał się, zszedł do garażu po zakurzony już samochód, z jakiego rzadko korzystał i z wielkim bólem życia podjechał pod mieszkanie Hargrove'a. Z początku chciał wszystko odwołać, zrzucając winę na niespodziewane plany, którym nie mógł odmówić, ale... Miał się zmienić, tak? A więc zakasał rękawy, zdusił swą niechęć w zarodku i wmówił sobie dobry humor. Obstawiając, że ostatecznie jakoś to będzie, nie spodziewał się, że większość drogi przyjdzie im spędzić w niezręcznej ciszy. Dopiero wychodząc z samochodu zaparkowanego przed muzeum, ośmielił się rozładować nieco atmosferę. — Nie spodziewałem się, że na to przystaniesz — zaczął, a kącik jego ust zadrżał nieśmiało. — Prawdę mówiąc, gdybym był na twoim miejscu, odmówiłbym od razu — dodał, tym razem pozwalając już sobie na gromki śmiech, którego nie był w stanie powstrzymać, a który najlepiej oddawał absurdalność całej sytuacji. Był to widok dość niespotykany, jako że Waltera niewiele było w stanie doprowadzić do (jako takiego, przystającego na możliwości niezabawnego gbura) rozpuku. — Nie musimy tam wchodzić. Nijak ma to się do moich zainteresowań, zresztą podejrzewam, że do twoich także, a poza tym... Tak, w sumie mogłem to powiedzieć na samym początku, zanim tu przyjechaliśmy — opamiętał już swoje rozbawienie, by powiedzieć kilka sensowniejszych słów. Przywdział przepraszający wyraz twarzy, przywarł dłoń do brody i obrócił się wokół... pustkowia. — Możemy poszukać tu czegoś innego, jeśli... Jeśli poza tym placem jest tu cokolwiek, możemy wrócić do Lorne Bay albo pojechać do Cairns i coś zjeść — przedstawił mu kilka rozsądnych propozycji, choć do żadnej nie był przywiązany. A potem westchnął ciężko, bo od samego początku wiedział przecież, że ta idiotyczna wycieczka okaże się klapą.
sad ghost club
skamieniały dinozaur
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
— siedem —


Nie miał początkowo pewności, na co właśnie się zgodził. Odbierając telefon od Wainwrighta, nastawiony był raczej na swego rodzaju perory, swoją drogą zasłużone całkowicie, a nie zaproszenia jakiekolwiek. Niewiele rozumiał — była to kwestia albo słabego łącza, albo nazbyt prędko wymawianych słów o wątpliwym znaczeniu. Koniec końców, dość skonfundowany przystał na pomysł wspólnego wypadu za miasto, podsumowując to wszystko sentencją „z wielką chęcią”. Ale nie było w tym ani wielkiej chęci, ani jakiejkolwiek, dlatego też tego samego dnia zadzwonił do Mari z prośbą, by pomogła mu odnaleźć jakąś wymówkę. Ale ona kazała mu jechać. Więc pojechał.
Być może gdyby umówiony był z kimkolwiek innym, szczerze by się cieszył. Skoro jednak chodziło o Waltera, który obiecał odezwać się kilka dni temu, a milczał dość stanowczo, dostrzegł w tym coś... niepokojącego. Trochę żart bądź kpinę, a trochę pretekst do przedziwnej kolejnej rozmowy, która po prostu przysłonięta miała zostać pretekstem tegoż spotkania. Należy tu nadmienić przy okazji, że Ben miał ostatnio dość ciężki czas w życiu; zapomniawszy o nieprzyjemnościach związanych z tą znajomością, poddawany był licznym próbom charakteru w pracy, w której wszystko kompletnie się posypało. Przez pretensje Foggy’ego dość mocno utracił pewność siebie, tak więc spodziewał się, że z tego wyjazdu z Walterem nic dobrego nie wyniknie. Ale pojechał i tak. Bo musiał. Bo może trochę jednak chciał, mimo tego całego niepokoju. A może po prostu pragnął dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi, bo naturalnie do głowy nie przyszło mu, że o jakieś komiczne zmiany. Tym bardziej że niedawna szczera rozmowa z Mari uświadomiła mu, że brak pośpiechu w tej znajomości im obu wyjdzie na dobre.
Od rana planował to wszystko dokładnie; co powie i kiedy, jakie pytanie zada w razie konieczności, której wymówki na swoje wstrętne zachowanie użyje tym razem. Gdy tylko znalazł się jednak w samochodzie, po krótkim i obojętnym dość przywitaniu się, zasłonił się za ciszą, która trwała przez niemalże całą drogę. Dochodząc do wniosku, że jest to wszystko w istocie niepokojące, spodziewał się chyba, że Walter nagle przyzna, że nie chodziło mu wcale o żadne muzeum, tak bardzo oddalone od Lorne Bay. Ale jechali. Daleko. A im dalej jechali, tym bardziej po głowie Bena krążyły przeróżne wyjaśnienia. Pierwszym z nich było, że Walter chce go zamordować. Drugim, że jednak mu na tym wszystkim z a l e ż y. I oczywiście ta pierwsza opcja wydała się mu bardziej prawdopodobna. Obiecał sobie jednak, że tym razem niczego nie zepsuje, tak więc wychodząc już z auta, uśmiechnął się pogodnie i gotów był zostawić to niezręczne milczenie za sobą. Tylko że wtedy znów został zaskoczony zachowaniem, którego się nie spodziewał. — Zastanawiałem się nad tym — odparł dość szczerze, uznając, że nie ma sensu zasłaniać się nieprawdziwymi słowami. — No i myślałem w sumie, że to muzeum, to trochę jakiś żart — dodał z uśmiechem, bo to założenie dość idiotyczne było przecież — nikt normalny w ten sposób nie żartuje. Bez względu jednak na to, co zakładał, stali teraz przed tym przedziwnym miejscem, a Walter był wciąż niepokojący w tym swoim zachowaniu. Zdecydowanie lepiej czuł się już podczas tych ich sprzeczek, które po prostu wypadały dużo swobodniej. — Skoro już tu jesteśmy — rzucił ostatecznie, mijając go i ruszając w stronę muzeum. Faktycznie kompletnie go to nie interesowało, ale wejść na chwilę przecież mogli, prawda? — A potem możemy zwiedzić to pustkowie, czemu nie — dodał zaraz, wzruszając ramionami. Pozostawała w nim wiara, że mogą ten czas spędzić w udany sposób, nawet jeśli teraz kolejne przerażenie do niego docierało. Byli przecież gdzieś razem, po raz pierwszy tak naprawdę, a to było trochę zaprzeczeniem tego wolnego tempa, na które sam ostatnio się zdecydował.
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Podejrzewał, że ich kolejne spotkanie również przeistoczyłoby się w zażartą dyskusję, a mimo swojej całej sympatii względem blondyna, nie miał na takowe konwersacje ani siły, ani tym bardziej cierpliwości. Postanowiwszy przeciągnąć swe milczenie w czasie, które miało podziałać na nich uśmierzająco, pragnął uniknąć także złudnych nadziei, jakie mimowolnie mogłyby uformować się w umyśle Hargrove'a. Nie twierdził, że takie na pewno by się pojawiły, ale wolał dmuchać na zimne. Sam bowiem nie był gotowy na jakiekolwiek deklaracje, nie wiedząc nawet, czy odwzajemnia jego uczucia choć w minimalnym stopniu. Dni te poświęcił więc swej pracy i uzgadnianiu z Dottie najbliższej przyszłości, a Benjamin przez jego myśli w całym tym rozgardiaszu przemknął dwa, a może i trzy razy.
Żart? Chyba nie jestem do takich zdolny — przyznał uczciwie, choć daleko było tej tezie do aksjomatu. W obecnej sytuacji potrzebne były dowody choćby w postaci kolejnych zapewnień. — Dostałem dwa bilety, z którymi nie miałem co zrobić. Tak jak ci powiedziałem przez telefon — dopowiedział w razie czego, w celu sprecyzowania kierujących nim pobudek. Po krótkiej chwili uznał, że wyjaśnienia te wciąż nie są wystarczające. — Właściwie nie potrafię sobie przypomnieć, dlaczego uznałem to za dobry pomysł... — zmarszczył czoło, próbując przywołać w pamięci moment, w którym zdecydował się pociągnąć tę parodię. Chyba wolał obwinić za wszystko Lean.
Skoro chcesz — odparł obojętnie na jego decyzję, sceptycznie nastawiony do tej wyprawy. Naprawdę nie przepadał za wojennymi klimatami, a malujący się przed nimi szary budynek jednopiętrowy wyglądający jak duża hala, nie poprawiał obranego stanowiska. Skrzyżował ostatecznie ręce na klatce piersiowej i wolnym krokiem ruszył za blondynem, wciąż analizując w myślach, jak mógł dopuścić do tej sytuacji. Denerwując się lekko (bo dopiero teraz dotarło do niego, że ściągnął tu blondyna nadaremno i że jest to wielka katastrofa), jego usta opuściły niezbyt przemyślane słowa. — Właściwie... moje pierwsze wyjście z Raelynn też nie należało do najlepszych; poszliśmy do muzeum rzemiosła, więc może kryje się w tym jakaś reguła — palnął, a zdanie to echem odbiło się po jego głowie. Zatrzymał się, lekko zszokowany, bo mówił dzisiaj więcej, niż kiedykolwiek wcześniej w swoim życiu (wcześniej wystrzegał się rozpoczynania tematów na własną rękę) i póki co nie przyniosło to niczego dobrego. — Nie żeby... To nie jest... Wiesz o tym, prawda? —zapytał, zakłopotany, po czym ruszył niepewnie przed siebie, nie czekając na odpowiedź, która... zapewne jeszcze bardziej by go upokorzyła. Dotarł w końcu do drzwi i naciskając na klamkę, zdecydował się — mimo wszystko — zainicjować jeszcze inną rozmowę. — Jonathan bardziej by się tu sprawdził ode mnie. Służył kiedyś, wiedziałeś o tym? — zaczął, ale tutaj również prędko dostrzegł swój błąd. — Na pewno wiedziałeś, w końcu broniłeś go w sądzie — mruknął zgorzkniale, bo jak widać, nie potrafił poprowadzić z nim ani jednej sensownej konwersacji. Żałosne.
sad ghost club
skamieniały dinozaur
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
W postępowaniu mężczyzny kryła się słuszność, którą Benjamin gotów był docenić. Faktycznie pewnym elementom tej znajomości dopisywał zbyt wiele, oczekując potem bóg wie czego — nieco wbrew własnym poglądom, jako że odwykł już od tego typu zaangażowania. I chociaż zdecydowanie wolałby uniknąć tej minionej kłótni, rad był, że zaistniała — pomogła mu w późniejszym uporządkowaniu myśli, uwzględniwszy w tym tę jego prośbę o nienazywanie niczego. — Musisz przyznać mimo wszystko, że wycieczka do muzeum czołgów nie brzmi jak poważna propozycja — stwierdził z rozbawieniem, nieomal dodając, że w szczególności po tej ich ostatniej rozmowie, ale lepiej było do tego nie wracać. Tym bardziej, że nie było sensu tak naprawdę, bo dla Bena wszystko było już jasne. — Warto poszerzać horyzonty, czy jakoś tak — stwierdził tylko, wzruszywszy ramionami. Kryła się w tej propozycji jakaś niejasność, a Benjamin nadal nie był pewien, jak się zachowywać. Mimo to i tak zawarta była w tym radość, że pojechali gdzieś razem. I to wcale nie dlatego, że mógł to być jakiś krok naprzód, a dlatego, że mogli przynajmniej dzięki temu upewnić się, czy jest w ogóle na cokolwiek szansa.
Poprzez konieczność perfekcyjnej wiedzy z zakresu historii, szczególnie tej tyczącej się ściśle Australii, przejawiała się w nim zawsze raczej niechęć wobec tego wszystkiego. Nawet jeśli więc widok militarnych emblematów na budynku wywoływał w nim charakterystyczne już znużenie, nie zamierzał się wycofać — choćby dlatego, że zdawało mu się, że Walterowi w jakiś sposób na tym miejscu zależy. W innym przypadku po prostu pozbyłby się posiadanych biletów, prawda? W każdym razie, Ben zaczynał już odrzucać od siebie wszelkie zakłopotanie i niepewności, chociaż było to naprawdę ciężkim zadaniem, skoro co jakiś czas Walter w jakiś sposób go zaskakiwał. I on także się zatrzymał, spoglądając na niego z wyraźnym zdziwieniem, które ostatecznie przemieniło się w krótki śmiech. Łatwiej było udać, że Walter ma rację. — Oczywiście, że wiem. To przecież po prostu wycieczka — stwierdził tylko, wzruszając ramionami. Ciężko jednak było ruszyć naprzód, wejść do budynku i odrzucić od siebie ten nowy natłok myśli, ale... Wystarczyło przecież zmienić temat, co i Walter postanowił uczynić. Tak więc ta wyprawa była niczym i nie było sensu tego roztrząsać. Jak i tego, gdzie dawno dawno temu zabrał Rae, która nadal prawdopodobnie Bena zabić mogła za to... wszystko. — Nie do końca o tym pamiętałem, bo ta sprawa mnie wtedy nie ciekawiła. W sumie dopiero Jona niedawno mi przypomniał o co w tym procesie chodziło — ośmielił się przyznać, gdy w końcu ruszył za nim i oboje znaleźli się w tym niezbyt przyjemnie prezentującym się budynku. Wewnątrz było chłodno i dość ciemno, a pomimo soboty — czasu, gdy ludzie tłumnie zbierają się w tego typu miejscach — dość spokojnie. Jedynie grupa turystów z zagranicy tworzyła zamieszanie, z niewiadomych powodów głośno komentując jakieś idiotycznie wyglądające bibeloty. — Dlaczego Jona się zaciągnął? A ty nie? — spytał po chwili, którą poświęcił na przeczytanie jakiejś tabliczki informacyjnej przy wojennym pojeździe, który skutecznie radził sobie z niemiecką artylerią.
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Wydaje mi się, że niewiele propozycji wychodzących teraz ode mnie mogłoby zabrzmieć poważnie — ośmielił się stwierdzić, bo... wszystko nagle zabrzmiałoby tak okropnie niedorzecznie. Dlaczego? Choćby dlatego, że Walter nie składał podobnych propozycji nikomu. Nigdy. To inni musieli wychodzić z inicjatywą spotkania, on tylko na takowe przystawał. — I to nie jest tylko muzeum czołgów — upomniał go, bo były tu także... coś na pewno oprócz czołgów. Taką przynajmniej miał nadzieję, bo owe pojazdy niekoniecznie go interesowały.
Ubogie muzeum skryte w peryferiach Smithfield absolutnie nie było dla niego ważne. Gdyby wiedział tylko, że Benjamin pomyśli inaczej i dlatego przystanie na zwiedzanie owianych nudą armat i pojazdów wojennych, od razu wyprowadziłby go z błędu. Sam jednak założył, że Hargrove'a ostatecznie to miejsce musiało zainteresować. — Nie nazywaj tego wycieczką. W twoich ustach brzmi to jakoś niepokojąco — zaperzył się, bo zabrzmiało to jak wycieczka szkolna, na którą zazwyczaj chodziło się do przypadkowych muzeów, nijak pokrywających się z osobistymi upodobaniami. Gdy już weszli do środka, pozostawiając niezręczny temat przed drzwiami, rozejrzał się po opustoszałych salach, przenosząc ostatecznie znudzony wzrok na blodnyna. — Często rozmawiacie? — zapytał niby obojętnie, ale... Właściwie go to ciekawiło. — Faktycznie to wam mogłem te bilety podarować — zażartował sucho, zapuszczając się w głąb budynku i spoglądając tym razem wszędzie, tylko nie na Benjamina. Dopiero gdy ten zadał mu nieco zbyt prywatne pytanie, zatrzymał się na moment i przyjrzał mu się enigmatycznie. — Nie wiem, może potrzebował się sprawdzić, może poszukiwał jakiegoś rzekomo ambitnego i dumnego celu, jakiemu mógł podporządkować swe życie. Może nie potrafił sam nim sterować, a wiara w Boga mu nie wystarczała. Pewnie ufał tym samym zakłamanym frazesom, co wszyscy żołnierze — westchnął beznamiętnie, bo nigdy nie starał się zrozumieć swojego brata w tej kwestii. To było jego życie i jego wybory, nawet jeśli ich punkt widzenia tak drastycznie się różnił i Walter nigdy tego nie pochwalał. — Może jestem pacyfistą — zaśmiał się nieznacznie, z powrotem skupiając swą uwagę na otaczających ich eksponatach. — Rae zaszła wtedy w ciążę i obiecałem jej, że przy niej zostanę, ale domyślam się, że nie chcesz o tym rozmawiać — dodał po chwili, znów dość obojętnie. — Choć muszę przyznać, że całkiem ciekawe musi być życie lotnika — odparł, zatrzymując się przed sporych rozmiarów samolotem myśliwskim i wracając na moment do wcześniejszego tematu.
sad ghost club
skamieniały dinozaur
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Choć początkowo chciał zaoponować, uznał ostatecznie, że Walter ma rację. Ben nie spodziewał się przecież, że z jego strony padnie jakakolwiek propozycja; ba, po ostatniej ich rozmowie domyślał się raczej, że to on będzie musiał go odwiedzić, by wskazać mu tym samym, że zrozumiał swój błąd. Tylko że w tym wszystkim nadal, bezustannie, otrzymywał dość sprzeczne sygnały. Nie zamierzał jednak słuchać rad Mari, stawiając na to, że po prostu poczeka. Nie spieszyło się mu przecież nigdzie, tak więc mógł pozwolić sobie na to, by to czas zdefiniował wszystko. — Tak, przepraszam, innych pojazdów też — zaśmiał się krótko, mimo wszystko dostrzegając w tej wyprawie kolejny plus — sam przecież nigdy dobrowolnie nie wybrałby się do tego muzeum. A tak przynajmniej będzie mieć o czym opowiadać, to znaczy, wiedzieć będzie, czego na pewno ludziom z atrakcji turystycznych Queensland nie polecać. — Daj spokój, wycieczki są super. I jakoś nazywać się tu musi — być może faktycznie było to niewłaściwe słowo, ale jakiegoś na pewno potrzebowali. Niestety większość z tych, które przychodziły mu do głowy, miała dość kiepski wydźwięk, nadający wszystkiemu zbyt wielką powagę. Należało się więc zadowolić półśrodkiem, kurczowo trzymając się czegoś, co było lekkim komizmem — lepiej przecież było powędrować w tę stronę.
Nie. Czasem, głównie przez wzgląd na Mari — odparł zgodnie z prawdą, jako że te jego rozmowy z Jonathanem zawsze jawiły się raczej jako konieczność. Wątpił by kiedykolwiek miało dojść do sytuacji, w której spotkaliby się dość świadomie, na własne życzenie. Wyjaśnień Waltera słuchał w milczeniu, biorąc w tym samym czasie do dłoni kolorową broszurę, która idealnie to miejsce podsumowywała — wystająca, niezłamana szpalta i krój pisma używany już chyba tylko przez samobójców, kiepsko wycięty czołg i tekst napisany zbyt małym drukiem. Zastanawiające było, jakim cudem miejsca takie jeszcze funkcjonują. I co ważniejsze, dlaczego ludzie tracą pieniądze, by oglądać te śmiercionośne maszyny, upamiętniające tak paskudne lata historii. — To w sumie trochę przykre. To znaczy... — odkładając broszurę na stolik, spojrzał na Waltera i przez chwilę jeszcze zastanawiał się, czy nie odpuścić. Bądź co bądź mogło to przez niego zostać odebrane negatywnie, a Ben wolał uniknąć kolejnych burzliwych dyskusji. Bardziej jednak od tego wolał kierować się szczerością, której na samym początku ich znajomości zabrakło. — Jonathan zdaje się być prominentem i nie podważam jego wiedzy i osiągnięć, ale...Trochę przeczy to potrzebie sprawdzenia się na wojnie, która nawet go nie dotyczyła. Musiał wiedzieć, że jedzie toczyć nie swoje bitwy, prawda? To on był wrogiem w obcym kraju, chociaż świat wmawia nam, że jest to konieczne. To, żeby za polityków umierać w kraju, który jest im potrzebny z powodów strategicznych — skończywszy tę wypowiedź ruszył wolnym krokiem do kolejnego eksponatu, czując, że przesadził. Za dużo powiedział, prawda? Miał to swoje śmieszne zdanie w tej kwestii tylko dlatego, że od samego dzieciństwa obserwował poczynania swojego ojca, który udowadniał mu tylko, jak bardzo zepsuty jest ten świat. — Przepraszam, chodzi mi po prostu o to, że historia udowodniła już prawdziwą istotę wojen, więc teraz... Po prostu ludzie powinni wyciągnąć w końcu odpowiednie wnioski — dodał, uśmiechając się lekko. Nie, nie obrażał Jonathana, a po prostu nie rozumiał, jak człowiek jego pokroju, mógł uznać, że zostanie żołnierzem będzie dobrym pomysłem. Czy oznaczało to, że był po prostu egoistą? Że potrzebna poczucia się kimś ważnym i potrzebnym przesłoniła mu zdrowy osąd? Cóż, nie mu oceniać. Zresztą, zbyt słabo znał Jonathana, by mógł dochodzić do podobnych wniosków.
No cóż, to pewnie dobrze, bo jeszcze byś przypadkiem pojechał tam razem z nim — rzucił nieco luźniej, w przyjaznym tonie, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że takie przypadki się nie zdarzają. Ale kto wie, może Walter poczułby wtedy braterski obowiązek? Temat ten był ciężki, teraz już przede wszystkim przez wspomnienie Rae, ale przecież nie mogli udawać, że nie jest to ważne. — Możemy o tym rozmawiać. Jeśli chcesz — powiedział z uśmiechem, odsuwając od siebie przerażające wizje dziecka, które Walter teraz by miał. — Pewnie tak — przyznał już luźniej, nie biorąc pod uwagę tego wszystkiego, co nasuwało się na myśl: że to rodzi pewnie niezdrowe zapędy, gdy tak lata się nad bezbarwnymi miastami, bez konsekwencji spuszczając na nie bomby. Zdecydowanie źle działało na niego to muzeum, ale jednak poprzez uśmiech udawał, że faktycznie fascynuje go ten konkretny samolot myśliwski.
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Pełen był bowiem sprzeczności i był tego świadomy. O ile w życiu zawodowym wszystko przychodziło mu gładko i nie nasączało jego głowy niepewnością, tak rozterki towarzyszące mu w strefie uczuciowej były jego codziennością. Nie lubił ich też wcale rozpracowywać i poświęcać im za dużo swej uwagi, co właśnie objawiało się takimi nieklarownymi sytuacjami.
Nie, wycieczka najbardziej mnie mierzi. Nazywaj to jakkolwiek już tylko chcesz, tylko nie każ mi tego mówić na głos — ustąpił, zezwalając na to, by mężczyzna mógł przypisać temu spotkaniu dowolny wydźwięk, tylko nie ten jeden. Sam nie wiedząc co dokładnie było tego przyczyną, po prostu nie lubił słowa tak niepoważnego, jak wycieczka. — Ach tak — odparł, krzywiąc się lekko, gdy blondyn wspomniał o powiązaniu Jonathana z Marienne. Nie był przeciwny tej relacji, nie gniewał się na swojego brata (bo niby o co?), ale wciąż postrzegał ich związek za wręcz surrealistyczny.
Nie poświęcał Benjaminowi zbyt wiele uwagi; nie zainteresowała go broszura, jaką ten wziął do ręki i zaczął oglądać, nie zainteresowało go także to, jakiemu eksponatowi obecnie ofiarowywał swój czas, ale słowa będące odpowiedzią na przypuszczenia dotyczące pobudek Jonathana zaintrygowały go od razu. Krążąc wokół zapomnianych i zardzewiałych pojazdów, co jakiś czas zerkał w kierunku blondyna na znak, że go słucha, że rozumie i że zdania te, wypowiadane może nieco zbyt śmiało, nie są mu obojętne. A gdy Hargrove skończył już swą sentencję, na koniec przepraszając za nią niepotrzebnie, Walter zatrzymał się momentalnie, nie będąc w stanie jednak czegokolwiek powiedzieć. Zamiast tego przyglądał mu się tylko w milczeniu, a gdy ten zapewne zdumiony wszechogarniajacą ciszą zerknął w jego stronę, chcąc poznać jej podłoże, Wainwright chyba nazbyt długo utkwił w jego oczach swe przenikliwe spojrzenie. Zgadzał się z nim. Zgadzał się jak prawie z nikim, ale uważał, że przyznanie tego na głos było zbyteczne; ba, zbezcześciłoby tę chwilę, nawet jeśli brzmiało to nader patetycznie.
Z tego stanu wyrwał go ostatecznie śmiech mijających ich turystów, którzy zaczęli ustawiać się do wspólnego zdjęcia. Walter chcąc uniknąć prośby o przejęcie obowiązków fotografa-amatora, zerwał się prędko w kierunku blondyna i kładąc dłoń na jego ramieniu, skierował ich w inną stronę, zostawiając za sobą wymowną sytuację, niechcianych współtowarzyszy i samolot myśliwski, który wcześniej przykuł jego uwagę.
Nie wybrałbym się tam nigdy. Nawet dla niego — zaprzeczył stanowczym, ale jednocześnie spokojnym tonem, gdy zatrzymali się przy armatach. Bo choć kochał swojego brata, tak nie narażałby swojego życia i nie wyrzekał się swoich przekonań, by uchronić go przed głupotą, w jakiej ten wcześniej świadomie postanowił przepaść.
Wracając jeszcze na moment do lotników, nie miałem na myśli pilotów bombowców, a myśliwców, pełniących funkcje rozpoznawcze. Zresztą w początkach I wojny światowej wybierano się tymi statkami powietrznymi wyłącznie na spotkania zwiadowcze, mające charakter czysto pokojowy i niekończące się rozlewem krwi, a wzajemnym pozdrowieniem. To potem wszystko zaprzepaścili, łącznie z konstrukcją tychże samolotów, wyposażając je w niepotrzebne działa i pociski rakietowe — poddał się krótkiemu dyskursowi, tak charakterystycznemu dla niego, którego jednak wcale nie musieli rozwijać.
sad ghost club
skamieniały dinozaur
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
A w tym wszystkim najdziwniejsze były te drobne szczegóły, składające się na jego charakter; kwestie tak błahe, niemalże niezauważalne, które jednak w znacznym stopniu odróżniały go od reszty. Czy ktoś inny przywiązałby tak wielką wagę do jednego, naiwnego słowa? Nie. Wobec tego Ben zaśmiał się już tylko, porzucając nazwanie jakoś tego ich spotkania; póki obaj wiedzieli, jaki jest jego charakter, nie było konieczności przeszukiwania całego słownika, w celu odnalezienia jednego dobrego określenia. Tak przynajmniej się mu wydawało.
Im dłużej krążyli po muzeum, tym więcej dostrzegał jego skaz. Nierównomiernie wyeksponowane maszyny zdawały się odgrywać jakiś nieokreślony układ; przesunięcia to do tyłu, to do przodu, przywodziły na myśl broszurową szpaltę. Jakieś dziecko uciekając swoim rodzicom poczęło wchodzić do jednego z nieopodal stojących czołgów, a znajdujący się w pobliżu kustosze woleli udawać, że tego nie dostrzegają. Wreszcie też kurz zalegający tam i ówdzie, niekonserwowany sprzęt, którego życia nie próbowano przedłużać. I chociaż to głupie, naprawdę intrygować zaczęła go istota tego miejsca — czemu służyło, skoro nikogo tak naprawdę nie ciekawiło? A przynajmniej nie w ten odpowiedni sposób, odznaczający się jakimś rodzajem szacunku. Kończąc swój monolog czuł się dość niepewnie; przyzwyczajony do tego, by przy znajomych powściągliwie podchodzić do spraw kontrowersyjnych, z rzadka brał udział w poważnych dyskusjach. Tak było łatwiej, zresztą — to na salę sądową rezerwował te swoje rzekome umiejętności przekonania ludzi do swoich racji. Gdy więc spotkał się z milczeniem, niepewnie spojrzał na Waltera, spodziewając się dość oczywistego oburzenia — w pewnym sensie obraził w końcu jego brata, więc ten miał pełne prawo stanąć w jego obronie. Wystarczyło jednak parę chwil, by zrozumiał powód tego milczenia; uśmiechnął się delikatnie, uznając, że nic więcej dodawać w tym temacie nie trzeba.
Pozwolił poprowadzić się w inne miejsce, wzdychając tylko cicho wobec zachowania ludzi, którzy zaczęli wykonywać serię zdjęć. To była jedna z tych rzeczy, których szczerze nie rozumiał i nie zrozumie pewnie nigdy, ale po prostu wykonywanie zdjęć jakichkolwiek było dla niego idiotyzmem. — Słusznie — odparł, ciesząc się, że mieli podobne stanowisko w tej kwestii. Dziwiło go jednak wciąż, że Jona i Walter mieli tak odmienne zdanie, ale nie było sensu wnikać w tę sprawę. — Trochę ciężko w to teraz uwierzyć — odparł tylko w odpowiedzi na słowa tamtego, przyglądając się teraz pociskom bombowym ustawionym w gablocie tak, jakby należano oddawać im cześć. Rozejrzał się dookoła, szukając wzrokiem jednego choćby elementu, który byłby w jakkolwiek sposób interesujący, ale dopiero wtedy coś do niego dotarło. — Poza myśliwcami jest coś jeszcze, co jest warte uwagi? — spytał, przypatrując się mu uważnie, bo... Jeśli chciał podzielić się innymi ciekawostkami o jasnej stronie wojny, to Ben był jak najbardziej chętny, ale jeśli jednak, jak się mu zdawało, nie bawił się tu wcale dobrze, mogli to miejsce przecież już opuścić.
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Nie stanął teraz w obronie Jonathana, tak samo jak nie stanął w obronie Benjamina tamtego nieszczęsnego dnia, kiedy przyszło mu zamienić słowo z jego matką. Uważając, że każdy ma prawo do własnej opinii, nie czuł potrzeby jej obalania. Selekcjonował tym sposobem w swojej głowie znajomości na te, które warto było kontynuować i na te, których powinien się z powodu odmiennego podejścia do życia wystrzegać. Hargrove trafił akurat na podium pierwszej grupy.
Skąd mam wiedzieć? Prawdę mówiąc, improwizowałem z tymi samolotami; absolutnie mnie nie absorbują — wyjawił, nie widząc sensu w dłuższym ukrywaniu prawdy. Skoro weszli już do muzeum, które od początku jawiło się jego oczom jako bezbarwne i monotonne, odczuł potrzebę podzielenia się jakimkolwiek zahaczającym o istotę tego miejsca dyskursem. Sądził, że wykazanie nim choćby znikomego zainteresowania jest obligatoryjne. Rozejrzał się następnie po pomieszczeniu i potarł delikatnie brodę, czytelnie się nad czymś namyślając, aż w końcu powiódł spojrzeniem w stronę blondyna. — Chcesz już wrócić? — zapytał, bo przecież nie zamierzał trzymać go tu siłą. Przyglądał mu się badawczo, próbując namierzyć jakikolwiek przejaw niechęci wobec kontynuowania tego kuriozalnego spotkania, którego Benjamin od początku nie darzył szczególną gorliwością, a przynajmniej w odczuciu Waltera. Decyzja spadała więc wyłącznie w jego ręce — Wainwright nie zamierzał jakkolwiek wpływać na jej podjęcie.
sad ghost club
skamieniały dinozaur
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Z jednej strony przyzwyczajony już do charakteru Waltera, ulegał lekkiemu rozbawieniu zawsze wtedy, gdy ten do najzwyklej brzmiącego zdania dodawał podniosły ton, czyniąc swoją wypowiedź dość oficjalną. Całkiem mimowolnie się wtedy uśmiechał, może nawet tego nieświadomy; jakiś urok krył się po prostu w tym sposobie wypowiadania się, który nie cechował nikogo spośród jego znajomych. Tak więc pewnie nawet rozmowa o największej z błahych spraw miała okazję stać się czymś ważnym, co Ben niezwykle doceniał. — Już zacząłem wierzyć, że chcesz zmienić zawód — zaśmiał się dość swobodnie, odczuwając jednocześnie ulgę wobec tego, że dalsze zwiedzanie muzeum Waltera nie interesowało. I chociaż jasnym się stało, że musieli się źle zrozumieć przychodząc tutaj, Ben i tak niczego by nie zmienił. — Swoją drogą, jak ci idzie książka? — kierowane pytanie podyktowane było szczerą ciekawością, a nie zwykłym pomysłem na uniknięcie ciszy. Bądź co bądź była to kwestia ważna, której ostatnio w ogóle nie poruszali. A przecież gdzieś przedzierając się jeszcze przez ten rozwód pewne fragmenty planów padły, więc... Oczywiście Hargrove zaintrygowany był tym, jak ten cały proces przebiega. — Nie — odparł zaraz potem, krótko i treściwie, bo nawet nie dopuszczał takiej opcji. — To miasto na pewno ma więcej do zaoferowania niż muzeum czołgów — i innych pojazdów, w domyśle. A chociaż te inne opcje były mu nieznane, na pewno razem uda się im coś wymyślić; należało przecież jakoś wykorzystać to, że tu są. — Mam też w sumie prośbę — dodał, gdy jeszcze znajdowali się w budynku, zamierzając tę myśl rozwinąć dopiero wtedy, gdy przestaną otaczać ich głośni turyści, irytujący niesamowicie w tym swoim szale oglądania wystaw, o których tak mało wiedzieli. Zdecydowanym krokiem ruszył więc do wyjścia, oglądając się raz, by upewnić się, że Walter podąża za nim. I faktycznie dopiero gdy znaleźli się na zewnątrz, Ben odetchnął cicho z ulgą i skierował swoje spojrzenie na mężczyznę. — Potrzebne są mi referencje literackie do mowy oskarżycielskiej, którą mam wygłosić za tydzień. Sędzią będzie kobieta, która tylko wtedy zaakceptuje rzucane sofizmaty, jeśli wzbogacane będą jakimiś konkretnymi przykładami — wyjaśnił nieco chaotycznie, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu jakiegoś znaku, gdzie faktycznie mogliby się teraz udać. — Raz tylko przypadkiem wspomniałem o Hemingway’u, a wystarczyło to, żeby wynik procesu był już z góry przesądzony — dodał w formie wyjaśnień, wzdychając, bo może niekoniecznie było się czym chwalić, ale... Na tym przecież polegała jego praca.
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Nawet nie wiedział, że to robi. Spędzając większość czasu z nosem w książkach, nieświadomie wyciągnął z nich tę jedną manierę i urzeczywistnił w swoim życiu — nigdy nie zwrócił uwagi na fakt, że nieustannie posługiwał się językiem bardziej oficjalnym niżeli czysto konwersacyjnym. To więc, co tak przyciągało w nim uwagę innych, przez niego samego pozostawało niezarejestrowane.
Właściwie chciałem się tu zatrudnić, rozumiesz; tak to muzeum ujęło moje serce — zrewanżował się równie kiepskim żartem, choć ten jego był akurat wybitnie fatalny, jak to na człowieka zanadto poważnego przystało. Poważnego i stetryczałego, o czym można było przekonać się po pytaniu blondyna dotyczącego publikacji Waltera. Ten westchnął bowiem zniesmaczony po tych słowach i na moment zamilkł, nienawidząc obecnie całego świata. — Wszyscy oczekują, że będzie moim opus vitae. Cztery kliniki z różnych stanów już się do mnie odezwały, oferując mi wysokie stanowisko od zaraz, jakby spodziewali się, że po publikacji będę nieuchwytny przez nieurywające się telefony — oznajmił zgorzkniale, nie będąc pewien, czy bardziej irytowała go ta napompowana presja, czy jednak błędne założenie, że zależy mu na powrocie do zawodu. Oliwy do ognia dodawał jeszcze jego dawny przyjaciel, niegdyś pracujący u jego boku, a teraz zagorzały przeciwnik, próbujący wydać swoje popłuczyny bazujące na wiedzy Waltera. Miał szczerze dość całej tej sprawy. Uspokoił się dopiero kiedy Benjamin zadecydował, by nie opuszczać jeszcze Smithfield, choć myśli bruneta cały czas krążyły wyłącznie wokół tworzonego dzieła i udręk z nim związanych. — Nie bądź tego taki pewny — przestrzegł go przed wygłoszeniem tak śmiałej hipotezy, bo przedmieście to było przecież niewielkie. Mogli co najwyżej pójść na uniwersytet JCU, podając się za wykładowców. Choć w przypadku Waltera większą zabawą byłoby podszywanie się pod ciecia, skoro wykładowcą medycyny mógł zostać od razu. Zdziwił się też nieco, kiedy tuż przed wyjściem z muzeum, Benjamin napomknął o jakiejś prośbie, nie wyjaśniając jednak od razu, czego ta miałaby się tyczyć. Pozwolił mu jednak na pauzę, by już za drzwiami budynku przypominającego konserwę zatrzymać się i wbić w niego wyczekujące spojrzenie. — Ach — wypuścił powietrze tak, jak gdyby jego płuca opuszczało właśnie zaintrygowanie. — Cóż, nie wspominaj tylko o Bukowskim — rzucił w formie żartu, choć nie oczekiwał wcale, że Hargrove go zrozumie. Nawet mimo tego, że wspomniany autor uchodził w społeczeństwie za mizogina. — Czyli niechęć do książek fabularnych w końcu obróciła się przeciw tobie? — zauważył z rozbawieniem i pokręcił głową, ostatecznie ruszając się też z miejsca. Opuszczając asfalt dzielący muzeum od parkingu, skierował się w lewą stronę miasta, zmierzając ku obrośniętemu zieloną gęstwiną domowi, za którym ich oczom objawić miało się coś innego prócz pustkowia. W teorii. — Jesteś pewny, że tym razem stoisz w obronie odpowiedniej strony? Wiemy przecież, że miewasz z tym problemy — teraz już tylko się z nim droczył, obdarzając go jeszcze przelotnym, filuternym spojrzeniem.
sad ghost club
skamieniały dinozaur
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
A jednak zaśmiał się, i to w sposób zupełnie niewymuszony, uznając żart za dość udany; samym absurdem stała się wizja Waltera pracującego w czymś tak prozaicznym, jak muzeum wojenne. Spoważniał jednak już po chwili, gdy tamten począł opowiadać o swojej książce, która to ewidentnie nie miała ułatwić mu w żaden sposób życia. Nie przerywając mu, pozwolił, by w całości zakreślił sytuację, starając się jak najlepiej ją zrozumieć. — Wiesz — zaczął w końcu, przyglądając się mu z ukosa. — Myślę, że wcale nie chodzi o ich oczekiwania względem tej jednej pozycji, a o całokształt — ośmielił się stwierdzić, bo zdecydowanie Walter umniejszał sobie w tym, co powiedział. Miał przecież sporo osiągnięć na koncie i ta jedna książka nie mogła stanowić o całej jego karierze. — To dobre oferty? — niekoniecznie chciał brnąć w ten temat, bo nadal bał się, że Wainwright pewnego dnia po prostu wyjedzie i tak wiele rzeczy zniknie bezpowrotnie, ale nie zamierzał już tak dziecinnie do tej sprawy podchodzić. — Poza tym, książka na pewno jest udana. A jak nie chcesz, to nie musisz jej przecież wcale wydawać — było to proste dość, bo jeśli Walter obawiał się reakcji, jakie publikacja miała wywołać, to nie było konieczności, by się do tego zmuszać. Jasne, miał zobowiązania wobec wydawcy, ale Ben znał się na prawie, wobec czego zdołałby Walterowi pomóc w wycofaniu się ze wszystkiego. Szkoda więc, że nie wspomniał o przyjacielu, bo z całą pewnością Hargrove i z tym by sobie poradził. I może po raz pierwszy od dawna cieszyłby się z tego, że studiował prawo.
— Daj spokój, na pewno znajdziemy coś fajnego — zagwarantował, szczerze licząc na to, że to zmurszałe miasto go nie zawiedzie. Skoro w Lorne Bay skrytych było tak wiele rzekomych atrakcji, to i tutaj musiały się jakieś znaleźć, prawda? Żałował jedynie, że czekać ich będzie potem tak długa droga do domu, bo mimo wszystko najchętniej rozglądałby się za barem. Uśmiechnął się potem z rozbawieniem, przyglądając się mu uważnie. — Faktycznie wspomnienie Bukowskiego byłoby niekorzystne — przyznał mu rację, śmiejąc się przy tym, bo to przecież nie tak, że Ben w ogóle tych wszystkich autorów nie znał. Swojego wroga należy poznać, by nie wychodzić w swych założeniach na hipokrytę — poza tym, na studiach bez przerwy zmuszono go do czytania tych wszystkich fabularnych, nudnych pozycji. — To się musiało stać prędzej czy później, ale pewnie jakoś bym sobie poradził. Gdyby Mari nie była w szpitalu, to pewnie razem byśmy coś znaleźli, a tak... — lekko spochmurniał przy tym, bo o Mari martwił się dość mocno, nawet jeśli wiedział, że wszystko będzie dobrze. Ciężko po prostu znosił jej nieobecność w swoim życiu. — Oczywiście, że nie — odparł wzdychając, podczas gdy uśmiech stale gościł na jego twarzy. Nie było sensu się z tym spierać, bo jednak właśnie z tego względu postanowił już oficjalnie otworzyć swoją własną kancelarię. — Ale tym razem klient brzmi dość przekonująco, bo zaskarża swoją rodzinę o uszczerbki na psychice, spowodowane opresją religijną. Wiesz, fanatyzm i te sprawy — wyjaśnił w wielkim skrócie. Te referencje jakiekolwiek były mu niezbędne, bo sam nie doświadczył nigdy ortodoksyjnych poglądów w tych sprawach. Ciężko więc byłoby mu szczerze oskarżać coś, co jedynie w domyśle jest negatywne, prawda?
ODPOWIEDZ