zostało kilka zdjęć i mnóstwo rozdrapanych ran
: 12 lip 2021, 17:30
Rany cięte z chałupniczą precyzją zadało potłuczone szkło - smętnie snującej się w okiennej ramie firance. Z pozoru nic więcej się nie zmieniło - prócz tego i rozsypanych jak ziarenka piasku drobinek rozbitej szyby; wokół wciąż panował spokój, a dziko porastające ogródek kwiaty kołysały się niemal sennie.
I tylko w gonitwie myśli narastał lepki niepokój, klejąc się do oddechu, sprawiając, że neurotycznym gestem drobna ręka, zaciśnięta w pięść, wbiła się w okolice mostku, jakby próbując wycisnąć z ciała powietrze, które utknęło gdzieś w środku rozedrganej sylwetki.
Bała się - w ludzkim odruchu emocje przejęły nad nią kontrolę, a ona nie mogła przestać wyobrażać sobie co jeśli - co jeśli ten, kto włamał się do wnętrza, wciąż jeszcze tam jest? Milion filmowych scenariuszy przemknęło jej przez głowę, gdy ciężkim wzrokiem starała się przebić przez frontowe ściany, dostrzec cokolwiek za oknami okien.
Cień ludzkiej sylwetki?
Druga dłoń powędrowała do niewielkiej torebki, która kryła się w fałdach plisowanej spódnicy. Wyjęła komórkę, a ekran telefonu wskazał kwadrans po dwudziestej.
Bezczynność zaczęła doprowadzać ją do szaleństwa, ale nie była w stanie zmusić się do tego, by ruszyć w stronę domu babci - by skonfrontować się z tym, co w środku.
A przynajmniej - nie sama.
Zgłoszenie tego jakimkolwiek służbom odrzuciła na starcie; nie chciała, żeby ta sprawa, najpewniej niemożliwa do rozwiązania, ciągnęła się za nią dłużej niż było to niezbędne.
Imię męża migotało jaskrawym światłem przez dobrą minutę, zanim pod wpływem impulsu nie wybrała z wyjątkowo krótkiej listy kontaktów i. - czując się tak, jakby właśnie złamała którąś ze swych zasad; nie zdarzało im się ze sobą pisać - wymieniać wiadomości, które nie były jedynie zdawkową formą przekazania terminu spotkania.
Tym razem wskazała miejsce; wystukała adres, a potem dodała już tylko przyjedź; czas teraźniejszy, prośba niewypowiedziana.
Nie miała wcale pewności, czy w jakikolwiek sposób na to odpowie; właściwie bardziej prawdopodobne było to, że nie da rady akurat teraz się tu pojawić.
Ale poczeka. Na cud albo rozwój wydarzeń - trudno powiedzieć, na co w pierwszej kolejności.
Uspokajając oddech oparła się plecami o drzewo rosnące na trawniku przed domem babci; objęła się ciasno ramionami, splecionymi na wysokości klatki piersiowej.
Wzrok wciąż miała utkwiony w ciemności rozlewającej się za szybami.
I tylko w gonitwie myśli narastał lepki niepokój, klejąc się do oddechu, sprawiając, że neurotycznym gestem drobna ręka, zaciśnięta w pięść, wbiła się w okolice mostku, jakby próbując wycisnąć z ciała powietrze, które utknęło gdzieś w środku rozedrganej sylwetki.
Bała się - w ludzkim odruchu emocje przejęły nad nią kontrolę, a ona nie mogła przestać wyobrażać sobie co jeśli - co jeśli ten, kto włamał się do wnętrza, wciąż jeszcze tam jest? Milion filmowych scenariuszy przemknęło jej przez głowę, gdy ciężkim wzrokiem starała się przebić przez frontowe ściany, dostrzec cokolwiek za oknami okien.
Cień ludzkiej sylwetki?
Druga dłoń powędrowała do niewielkiej torebki, która kryła się w fałdach plisowanej spódnicy. Wyjęła komórkę, a ekran telefonu wskazał kwadrans po dwudziestej.
Bezczynność zaczęła doprowadzać ją do szaleństwa, ale nie była w stanie zmusić się do tego, by ruszyć w stronę domu babci - by skonfrontować się z tym, co w środku.
A przynajmniej - nie sama.
Zgłoszenie tego jakimkolwiek służbom odrzuciła na starcie; nie chciała, żeby ta sprawa, najpewniej niemożliwa do rozwiązania, ciągnęła się za nią dłużej niż było to niezbędne.
Imię męża migotało jaskrawym światłem przez dobrą minutę, zanim pod wpływem impulsu nie wybrała z wyjątkowo krótkiej listy kontaktów i. - czując się tak, jakby właśnie złamała którąś ze swych zasad; nie zdarzało im się ze sobą pisać - wymieniać wiadomości, które nie były jedynie zdawkową formą przekazania terminu spotkania.
Tym razem wskazała miejsce; wystukała adres, a potem dodała już tylko przyjedź; czas teraźniejszy, prośba niewypowiedziana.
Nie miała wcale pewności, czy w jakikolwiek sposób na to odpowie; właściwie bardziej prawdopodobne było to, że nie da rady akurat teraz się tu pojawić.
Ale poczeka. Na cud albo rozwój wydarzeń - trudno powiedzieć, na co w pierwszej kolejności.
Uspokajając oddech oparła się plecami o drzewo rosnące na trawniku przed domem babci; objęła się ciasno ramionami, splecionymi na wysokości klatki piersiowej.
Wzrok wciąż miała utkwiony w ciemności rozlewającej się za szybami.