We were tight-knit boys, brothers in more then name...
: 12 lip 2021, 00:21
Brat był najważniejszą (i przez długi czas jedyną) osobą jaką Jonathan posiadał w swoim życiu, a mimo to odsunął go od siebie. Chociaż nie było w tym krzty złośliwości, czy niedocenienia, wręcz przeciwnie... Na swój sposób tęsknił za braterskim wsparciem, które niby nie było namacalne wprost, ale objawiało się w długich rozmowach o niedawno przeczytanych książkach, wymianą krótkich, ale jakże ważnych wiadomości, gdy działo się coś istotnego, czy zwykłej kolacji podczas której mówili o sprawach błahych. Walter zawsze był gdzieś obok, nawet gdy na co dzień każdego z nich pochłaniała szara rzeczywistość. Tylko w ostatnich, zimowych miesiącach Jonathan jakby mocniej odsunął się od starszego Wainwrighta. Tłumaczył to sobie tym, że brat zaabsorbowany jest własnymi sprawami; rozwodem, podziałem majątku, karierą... Nie chciał mu dokładać zmartwień związanych ze swoją osobą, chociaż tak naprawdę zwyczajnie się bał.
Uznanie w oczach brata było dla Jony niezwykle istotne i chyba nie było na świecie człowieka z którego zdaniem liczyłby się bardziej. Oczywiście wynikało to z braterskich więzi i uczuć, które ich łączyły, ale niezaprzeczalnie starszy Wainwright był osoba, której opinia dla Jony była nad wyraz ważna. Dlatego bał się nadchodzącego spotkania.
Marcowe wieczory nadal były niezwykle upalne, ale niedawno zerwał się przyjemny wiatr, który wpadał do loftu przez wielkie okna i delikatnie poruszał długimi, jasnymi zasłonami. Jona przygotował jedną z ulubionych potraw brata, a na stole czekało już wino. Niby wszystko wyglądało tak jak zwykle, ale Jonathan czuł nieopisany stres. Kiedyś częściej widywali się na tego typu kolacjach, ale wszystko się zmieniło odkąd w życiu młodszego Wainwrighta pojawiła się nowa kobieta. I oczywiście jest to przykrym scenariuszem, ale zapewne więź braci nadal pozostawała by równie silna, gdyby nie to, że ów kobietą była krewniaczka byłej żony Waltera. Ten rodzinny mezalians wprawiał Jonę w zakłopotanie, które niestety zdominowało relację, jaka łączyła go z bratem. Na rękę było mu więc, ograniczanie się do kilku telefonów, odpuszczenie co miesięcznych, sobotnich obiadów i życie tak, jakby nie dzieliło ich zaledwie kilka przecznic, a przynajmniej ocean.
Oczywiście Jona sam wiedzieć nie mógł z jakimi problemami boryka się jego brat, ale rad był gdy ten zgodził się przyjść. Młodszy Wainwright, chociaż na swój sposób skrępowany swoimi decyzjami, potrzebował ponownie pojednać się z bratem. Odnowić więź, która przez długie lata była niezachwiana i pewna, chociaż nigdy nie budowali wokół niej wielkich słów. Byli dla siebie i tak powinno pozostać, tym bardziej teraz, gdy nikogo poza sobą już nie mieli.
- Dwie butelki? Planujesz zostać u mnie do rana? - Odebrał od brata przyniesione trunki i pozwolił sobie na ten kiepskiej jakości żart, ale w zasadzie liczył na to, że tego wieczoru przyjdzie im wypić nieco więcej niż zwykle.... Czuł, że będzie tego potrzebował. - Wejdź, pieczeń potrzebuje jeszcze pięciu minut, ale w tym czasie możemy się napić i zapalić, jeśli masz ochotę. - Zszedł z dwóch niskich stopni dzielących wejście do loftu, od reszty otwartej przestrzeni. Z części kuchennej zabrał paczkę papierosów i odpalając jednego z nich przeszedł przez jadalnię do okna otwartego po drugiej stronie loftu, zaraz obok worka treningowego i innych sportowych przyrządów. Gdy dzielił to mieszkanie z byłą żoną stały tam liczne sztalugi i kwiaty, ale obecnie loft Jonathana był minimalistycznym i surowym odzwierciedleniem jego nudnej osobowości. - Ciężki dzień? - Spytał jeszcze nim odpalił papierosa po czym odetchnął powoli. Zlustrował brata wzrokiem jakby szukając odpowiedzi w jego wyglądzie, chociaż nie łudził się nawet, że mógłby cokolwiek dostrzec. Po prostu starał się zachowywać naturalnie i nie myśleć o tym co mogłoby przynieść dzisiejsze spotkanie, ale raz po raz łapał się na myśli, że to jego jakiś drobny szczegół zdradzi wcześniej, że obecność Marysi widoczna jest na każdym kroku. I chociaż jej osoba była istotnym punktem planowanej rozmowy to przecież nie tylko o nią w tym wszystkim chodziło.
Walter Wainwright
Uznanie w oczach brata było dla Jony niezwykle istotne i chyba nie było na świecie człowieka z którego zdaniem liczyłby się bardziej. Oczywiście wynikało to z braterskich więzi i uczuć, które ich łączyły, ale niezaprzeczalnie starszy Wainwright był osoba, której opinia dla Jony była nad wyraz ważna. Dlatego bał się nadchodzącego spotkania.
Marcowe wieczory nadal były niezwykle upalne, ale niedawno zerwał się przyjemny wiatr, który wpadał do loftu przez wielkie okna i delikatnie poruszał długimi, jasnymi zasłonami. Jona przygotował jedną z ulubionych potraw brata, a na stole czekało już wino. Niby wszystko wyglądało tak jak zwykle, ale Jonathan czuł nieopisany stres. Kiedyś częściej widywali się na tego typu kolacjach, ale wszystko się zmieniło odkąd w życiu młodszego Wainwrighta pojawiła się nowa kobieta. I oczywiście jest to przykrym scenariuszem, ale zapewne więź braci nadal pozostawała by równie silna, gdyby nie to, że ów kobietą była krewniaczka byłej żony Waltera. Ten rodzinny mezalians wprawiał Jonę w zakłopotanie, które niestety zdominowało relację, jaka łączyła go z bratem. Na rękę było mu więc, ograniczanie się do kilku telefonów, odpuszczenie co miesięcznych, sobotnich obiadów i życie tak, jakby nie dzieliło ich zaledwie kilka przecznic, a przynajmniej ocean.
Oczywiście Jona sam wiedzieć nie mógł z jakimi problemami boryka się jego brat, ale rad był gdy ten zgodził się przyjść. Młodszy Wainwright, chociaż na swój sposób skrępowany swoimi decyzjami, potrzebował ponownie pojednać się z bratem. Odnowić więź, która przez długie lata była niezachwiana i pewna, chociaż nigdy nie budowali wokół niej wielkich słów. Byli dla siebie i tak powinno pozostać, tym bardziej teraz, gdy nikogo poza sobą już nie mieli.
- Dwie butelki? Planujesz zostać u mnie do rana? - Odebrał od brata przyniesione trunki i pozwolił sobie na ten kiepskiej jakości żart, ale w zasadzie liczył na to, że tego wieczoru przyjdzie im wypić nieco więcej niż zwykle.... Czuł, że będzie tego potrzebował. - Wejdź, pieczeń potrzebuje jeszcze pięciu minut, ale w tym czasie możemy się napić i zapalić, jeśli masz ochotę. - Zszedł z dwóch niskich stopni dzielących wejście do loftu, od reszty otwartej przestrzeni. Z części kuchennej zabrał paczkę papierosów i odpalając jednego z nich przeszedł przez jadalnię do okna otwartego po drugiej stronie loftu, zaraz obok worka treningowego i innych sportowych przyrządów. Gdy dzielił to mieszkanie z byłą żoną stały tam liczne sztalugi i kwiaty, ale obecnie loft Jonathana był minimalistycznym i surowym odzwierciedleniem jego nudnej osobowości. - Ciężki dzień? - Spytał jeszcze nim odpalił papierosa po czym odetchnął powoli. Zlustrował brata wzrokiem jakby szukając odpowiedzi w jego wyglądzie, chociaż nie łudził się nawet, że mógłby cokolwiek dostrzec. Po prostu starał się zachowywać naturalnie i nie myśleć o tym co mogłoby przynieść dzisiejsze spotkanie, ale raz po raz łapał się na myśli, że to jego jakiś drobny szczegół zdradzi wcześniej, że obecność Marysi widoczna jest na każdym kroku. I chociaż jej osoba była istotnym punktem planowanej rozmowy to przecież nie tylko o nią w tym wszystkim chodziło.
Walter Wainwright