learned my lesson and so did she
: 10 lip 2021, 22:04
07.
- Ile razy mam ci powtarzać, że nie ma tutaj tamponów, których używasz - w głos Otisa wkradła się irytacja, bo kiedy siostra zasypała go wiadomościami, w końcu nie wytrzymał i musiał oddzwonić. - Nie, nie jestem w supermakrecie, jestem w zwykłym spożywczaku. Calie, do cholery - urwał, bo kasjerka zerknęła na niego znad gazety, której strony właśnie wertowała. - Nie będę celowo szedł do marketu, zupełnie mi to nie po drodze. Wezmę to, co jest. Do zobaczenia w domu - rzucił na pożegnanie i wcisnął telefon do kieszeni szortów.
Co on miał z tymi siostrami, to przechodziło ludzkie pojęcie. I pewnie, gdyby miał więcej czasu i nie umówił się z chłopakami na granie w kosza, poszedłby do tego pieprzonego supermarketu i kupiłby Cali te pieprzone tampony. Jakby nie patrzeć, przez te wszystkie lata siostry zdołały owinąć go sobie wokół palców. Tylko, od czasu do czasu, musiał im przypomnieć, że on też ma swoje życie i nie mógł być na każde ich zawołanie. Sorry, taki mieli klimat. I tak należał mu się order z ziemniaka za bycie najlepszym bratem pod słońcem.
Zerknął na listę zakupów. Pomidory - są. Puszka białej fasoli - jest. Tarty ser żółty - w koszyku. Tampony, chociaż nie te, o które prosiła siostra - na miejscu. Co tam jeszcze? Suszone morele!
Wszedł w drugą alejkę i bez problemu sięgną do najwyższej półki, wyciągając jedynie rękę, bo wysoki był z niego chłop, nie musiał się wysilać i prężyć. Dobra, morele odhaczone. To jeszcze masło orzechowe i zakupy zakończą się ogromnym sukcesem. Tym razem musiał nieco się cofnąć i schylić. I w momencie, kiedy sięgał po OSTATNI słoik, napotkał na jakąś inną dłoń, która chciała go uprzedzić, ale Otis chciał być szybszy. Tylko coś mu nie wyszło i zaciskał palce na tym samym szkle, co sporo niższa dziewczyna.
- Ej! - rzucił z wyraźnym oburzeniem. - Byłem pierwszy - powiedział tonem obrażonego dzieciaka, łypiąc na łowczynię masła orzechowego spode łba.
Zaraz, znał ją! Mieszkali w tej samej dzielnicy. Jolene. Jolene... Jolene... Jolene King! Tak, to na pewno była ona. Jakoś tak nigdy za nią nie przepadał, zawsze wyglądała na wiecznie niezadowoloną z życia i to nie tylko na osiedlu, ale również jak wpadał do Rudd's. Za każdym razem, gdy gdzieś ją widział, to minę miała, jakby ktoś umarł. Naprawdę! Albo jakby coś zdechło i strasznie śmierdziało.
- Możesz zabrać rękę? - zapytał ze zniecierpliwieniem, bo ich palce stykał się w dosyć niekomfortowy sposób, a Otis szanował swoją przestrzeń. Nie stykał się z palcami z pierwszą napotkaną na swej drodze osobą. Zwykle robił to, jak już kogoś lubił, przypadkowe smyranie nie wchodziło w grę. Nie można tak bezkarnie dotykać palców kogokolwiek, to się nie godzi! Na to trzeba mieć przyzwolenie i specjalne miejsce w czyimś sercu. Właśnie z takiego założenia wychodził Goldsworthy. Może był trochę staroświecki, ale dokładnie tak uważał i nic nie mogło zmienić jego wyobrażeń na temat dotyku.
Jo King