lorne bay — lorne bay
31 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
ambitna specjalistka od spraw rozwodowych, w trakcie własnego rozwodu, która niedawno próbowała targnąć się na własne życie
1
Rutyna stała się w jej życiu ważna, to ona pozwalała przetrwać dzień - jeden, drugi, a potem każdy kolejny. Bo przecież czas leczy rany, przecież najważniejsze to o tym nie myśleć, aż w końcu wszystko minie i wróci do normalności. Najtrudniejsze przychodziło na samym początku: znaleźć w sobie siłę, by wstać z łóżka. Potem było już z górki - poranny jogging, zimny prysznic, zdrowe śniadanie, nieskazitelny makijaż, garsonka jak prosto od krawca i przeszło godzinny dojazd do kancelarii. Potem nie ma już czasu na myślenie, pojawia się sprawa za sprawą, stosy dokumentów piętrzą się na biurku i gdy wszystkie trafiają już do odpowiednich segregatorów, na zewnątrz od dawna jest ciemno. Kolejna godzina w samochodzie, kolacja na wynos zakupiona po drodze, odkorkowanie butelki wina, kąpiel w wannie, marsz wstydu do pustego łóżka, kilka bezsennych godzin, aż w końcu wszystko przyjdzie powtórzyć od początku. Czasem trzeba tylko znaleźć czas dla przyjaciół, rodziny i innych bliskich osób, bo przecież tak należy i przecież nic takiego się nie dzieje. Rozwód to nic takiego, widziała ich w życiu wiele, stała się specjalistką w tej dziedzinie, a teraz jedyna różnica jest taka, że przechodzi przez własny.
To nic takiego.
To nic takiego, że dziś wieczorem ma wpaść po swoje rzeczy, przecież stoją spakowane w salonie od kilku dni. Przyjdzie po nie, zamienią kilka pozbawionych znaczenia zdań, uzgodnią co uzgodnić trzeba, aż w końcu znowu zniknie z jej życia i ich domu... czy raczej już też jej domu. - Cześć, wejdź - czy naprawdę musiała zapraszać go do środka, skoro umazał się od stóp do głów malując tu wszystkie ściany, a ona wciąż znajdowała jego skarpetki w najdziwniejszych miejscach w całym domu? - Spakowałam wszystko co znalazłam, masz to pogrupowane i opisane... chciałabym powiedzieć, że to już chyba wszystko, ale oboje wiemy, że jeszcze się tego nazbiera - uśmiech numer trzy, udawajmy, że nic się nie dzieje.

william henderson
sumienny żółwik
.
właściciel szkoły nurków — i nurek ratownik
33 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Współwłaściciel szkoły nurkowania, nurek-ratownik, a do tego szuka nowych kłopotów w życiu.
#5

Ten dom był mu tak dobrze znajomy, a jednak przychodząc tutaj teraz, czuł się jak obcy człowiek. Było mu głupio nawet skorzystać z kluczy, które przecież wciąż posiadał, źle się czuł przychodząc tutaj pod nieobecność Prim, tak jakby naruszał w jakiś sposób jej prywatność. A przecież wciąż byli małżeństwem, wciąż łączyła ich ta podobno najważniejsza więź. To wciąż oni podejmowali najważniejsze życie o swoim życiu i śmierci, gdyby któreś z nich uległo teraz wypadkowi. A jak nie zapomną się wykreślić z kartotek, to pewnie wciąż będą telefonem pierwszego kontaktu w razie czego. I tak, pewnie to dziwne że akurat w takich kategoriach Will rozważał ich związek, ale cóż… jego praca, a raczej część jego pracy, związana z wyławianiem martwych ciał trochę właśnie taki rytm myślenia mu narzucała. Przede wszystkim o śmierci. Co paradoksalnie było przecież najlepszą motywacją do aktywnego życia, bo nie ma nic skuteczniejszego, niż strach przed śmiercią.
Więc tak, mógł przyjść pod jej nieobecność, zebrać swoje rzeczy i po prostu wyjść, ale czułby się wtedy trochę jak złodziej, zakradający się w nocy. A przecież nie tak chciał kończyć ich małżeństwo, bo... koniec to nie wszystko. Mieli za sobą też sporo dobrych chwil. I kiedy zadzwonił, a ona otworzyła drzwi, uniósł nawet lekko kącik ust, w półuśmiechu.
- Cześć, wszystko w porządku? - zapytał, nie dlatego że wyglądała jakby nie było. Tak o, pytał ciekaw, bo jak trzeba się pozbyć wielkiego pająka, albo uporać się z czymś w domu, wciąż mógł jej w tym pomóc.
- Okej... znalazłaś wszystkie moje płyty? - zapytał, bo tego mu brakowało. Kolekcja po części należała do jego rodziców, więc nie chciał się z nimi rozstawać. Tyle że w trakcie trwania małżeństwa "moje" zmienia się w "nasze".
happy halloween
-
lorne bay — lorne bay
31 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
ambitna specjalistka od spraw rozwodowych, w trakcie własnego rozwodu, która niedawno próbowała targnąć się na własne życie
Mówiąc szczerze, chyba czułaby się lepiej gdyby odkryła, że pod jej nieobecność pudła magicznie zniknęły z domu - to przecież zrozumiałe, wracała z pracy o nieludzkiej porze i naprawdę ciężko było jej wygospodarować dla niego chwilę. A brak konfrontacji zawsze jest lepszy, zwłaszcza wtedy gdy w grę wchodzi rozdrapywanie jeszcze nawet niezabliźnionych ran. Wciąż był przecież jej mężem, nawet jeśli już niedługo.
Nic nie było w porządku - ani w pracy, ani w jej życiu prywatnym. A jednak Prim robiła to, co wychodziło jej najlepiej czyli dobrą minę do złej gry. - Pewnie, w jak najlepszym - odparła i upewniła się, że kąciki jej ust powędrowały jeszcze nieco do góry. O to przecież chodziło, prawda? Musiała wzmocnić mur, którym się otaczała i pokazać mu, że świetnie poradzi sobie sama. Mogła sama zabić pająka i sama naprawić toaletę, to po prostu przy nim lubiła być bezbronna tylko po to, by mógł zostać bohaterem we własnym domu; cieszyło ją, kiedy obrastał w piórka i zachowywał się, jakby właśnie poskromił dziką bestię, a nie przegonił z domu pajęczaka. A jednak tego, czego teraz potrzebowała nie mógł jej dać. Nie mógł odgonić ciepłym słowem wszystkich jej leków i zamknąć jej na całą noc w opiekuńczej klatce swych ramion tylko po to, by przespała do rana, nie budząc się przy tym z krzykiem. Nie mógł pogładzić jej czule po włosach i uspokajająco szepnąć do ucha, że wszystko jakoś się ułoży.
- Wydaje mi się, że tak. Przejrzałam wszystko, poza tym co było na strychu... jakby czegoś brakowało, to daj znać, poszukam i podrzucę Corvo kiedyś przy okazji - o ile oczywiście przyjaciel jej męża nie zbuntuje się w końcu i nie oznajmi im, że nie chce już robić za posłańca. Chwilowo znosił to jednak całkiem dzielnie, chyba mając świadomość, że dla nikogo ta sytuacja nie była łatwa. - Mamy do omówienia jeszcze kilka kwestii związanych z podziałem majątku, ale jeśli wolisz możemy się spotkać w kancelarii - odchrząknęła i przybrała ton, którego używała w pracy. W końcu, zjadła zęby na rozwodach, kto inny lepiej zająłby się ich własnym?

william henderson
sumienny żółwik
.
właściciel szkoły nurków — i nurek ratownik
33 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Współwłaściciel szkoły nurkowania, nurek-ratownik, a do tego szuka nowych kłopotów w życiu.
Tak pewnie byłoby lepiej. Alby gdyby zabrał wszystko od razu, zamiast robić to na raty. Ale mówiąc całkowicie szczerze, William czuł się trochę paskudnie, zabierając stąd swoje rzeczy. Oboje wiedzieli, że rozwód ma sens, że ich małżeństwo umarło, ale… no i tak się czuł jakby każdy kolejny karton, to była jakaś rana zadana ich związkowi. I z jednej strony nie żałował że się z nią ożenił, w końcu mieli swoje dobre chwile i bardzo dużo dobrych wspomnień, ale z drugiej… to teraz między nimi było bardzo bolesne i paskudne, i nie wiedział jak sobie z tym radzić. Nigdy się nie nauczył takich rzeczy, bo chyba nigdy tak naprawdę nie zmierzył się i nie pogodził do końca ze śmiercią swoich rodziców. Po prostu funkcjonował obok tego, pozwalał żeby tęsknota i żałoba zmieniła się w złość. A teraz… no nie wiedział jak sobie z tym radzić i jak nazwać swoje emocje. Ale wiedział za to, że nie chce jej okazywać braku szacunku i wchodzić do jej domu bez pozwolenia, no i bez nadzoru. Zamiast zapytać ją co ona o tym sądzi, założył sam z góry, że tak będzie lepiej.
- Dużo spraw prowadzisz? - zapytał jeszcze, żeby jakoś wypełnić ciszę głupią gadką, zamiast rozmawiać o poważnych sprawach. Do których i tak powinien przejść, żeby zacząć określać ich oczekiwania w sprawie rozwodu i rozprawy, na którą nieubłaganie zbliżał się czas najwyższy. Ona miała więcej doświadczenia, przez swój zawód, więc Will musiał zainwestować we własnego prawnika, żeby mu pomógł wszystko ogarnąć. I z tego powodu też miał trochę wyrzuty sumienia, bo… no weszli w to małżeństwo razem, a wyjdzie z prawnikiem u boku. Przeciw osobie, która miała być mu najbliższa, aż do śmierci. Tak przysięgał, “że cię nie opuszczę aż do śmierci”. I skłamał.
- Możemy też się umówić na wspólne sprzątanie, żeby przy okazji ocenić, co jest tam już zbędne i co trzeba wyrzucić. Nie musisz tego sama dźwigać - zapewnił ją, bo nie chciał wykorzystywać do tego Corvo. Przyjaciel miał swoje życie i swoje sprawy, a on był przecież dorosły, mógł się sam tym zająć.
- Tak, nie chcę żebyśmy musieli sprzedawać ten dom, żeby się dzielić po połowie. No chyba że zmieniłaś zdanie i nie chcesz już tu mieszkać - zapytał, bo właściwie to dla niego było oczywistym, że to on się powinien stąd wyprowadzić. Ale może Prim też chciała świeży start, z dala od tego miejsca? Ale z drugiej strony, to był ładny dom, wystarczyło go wyremontować i ukryć wspomnienia z ich małżeństwa…. chyba.
happy halloween
-
lorne bay — lorne bay
31 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
ambitna specjalistka od spraw rozwodowych, w trakcie własnego rozwodu, która niedawno próbowała targnąć się na własne życie
Oboje wiedzieli, że rozwód ma sens, że ich małżeństwo umarło, ale… jej obiekcje były zupełnie inne. Z jednej strony zdawała sobie sprawę, że nie mieli już czego ratować i zapewne nigdy nie wróciliby do tego, co było nim na teście ciążowym pojawiły się dwie kreski, ale z drugiej jakaś część niej nie potrafiła sobie wybaczyć, że nawet nie spróbowali zawalczyć. Po prostu pewnego dnia uznali, że to koniec, zamiast dać sobie kolejną szansę. Ale zawsze łatwiej jest wyrzucić, niż naprawić, prawda?
- Sporo... ostatnio wzięłam kilka nadprogramowych, żeby nieco dorobić i szybciej spłacić kredyt - wzruszyła ramionami, zupełnie jak gdyby to było nic. Bardziej, niż wyższa miesięczna rata bolał ją jednak fakt, że William zdecydował się na zatrudnienie swojego prawnika. Przecież powtarzała mu, że to wyrzucenie pieniędzy w błoto, że sama może się wszystkim zająć, ale najwyraźniej nie ufał jej na tyle by wierzyć, że przełoży profesjonalizm nad emocje. Poradziłaby sobie, doskonale wiedziała, że by sobie poradziła, z resztą i tak przedstawiała mu o wiele korzystniejsze warunki, niż ten jego pożal się specjalista, który próbował ją podejść tanimi sztuczkami. W końcu, obojgu zależało na tym, żeby sprawę załatwić szybko i polubownie, nie darli ze sobą kotów i rozstali się we względnej zgodzie. Naprawdę sądził, że chciałaby mu zaszkodzić?
- Wspólne sprzątanie? - parsknęła śmiechem, słysząc taką propozycję z jego ust. - Przez całe nasze małżeństwo musiałam stawać na rzęsach, żeby cię zagonić do odkurzacza, a teraz chcesz się umawiać na wspólne sprzątanie? Jakbym wiedziała, że to takie proste to szybciej bym się z tobą rozwiodła - rozbawił ją, choć oczami wyobraźni już widziała jak to wszystko by się skończyło.
- Nie zmieniłam... wiesz ile ten dom dla mnie znaczy - to w końcu ona uparła się, żeby kupili właśnie ten, a nie inny. Kiedy weszła tu po raz pierwszy, od razu poczuła się jak u siebie i choć nieruchomość wymagała naprawdę sporego nakładu pracy z ich strony, to od samego początku wiedziała, że właśnie tu jest jej miejsce. Dlatego też nawet gdy Will się wyprowadził, nie chciała nawet słyszeć o sprzedaży tego miejsca. - A jak twoje nowe mieszkanie? Rozgościłeś się już tam na dobre? - zapytała, choć nie była pewna, czy powinna. W końcu, nie wyprowadził się dlatego, że miał na oku nowe gniazdku, tylko wyprowadził się od niej.

william henderson
sumienny żółwik
.
właściciel szkoły nurków — i nurek ratownik
33 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Współwłaściciel szkoły nurkowania, nurek-ratownik, a do tego szuka nowych kłopotów w życiu.
William nigdy nie był dobry w rozmowach o emocjach i uczuciach, więc… możliwe że ich małżeństwo zaczęło umierać już dawno. Może mieli w sobie jakąś martwą cząstkę już jak brali ślub? Która po prostu w kolejnych latach zaczęła się rozrastać, powiększać, gdzieś tam pod powierzchnią. A poronienie po prostu sprawiło, że ta powłoka pękła i wszystko się rozlało, zalało ich i nie było już co zbierać. Will nawet nie wiedział już kim są razem, a kim są osobno. Nie wiedział co sam czuje, czego chce i co… no nic nie wiedział. I bardzo nie chciał nawet spróbować się dowiedzieć.
- I.. to nie za dużo? - zapytał, ale nie jakoś tak oceniająco. Po prostu chciał wiedzieć, czy się nie przepracowuje i nie przesadza, ale nie zamierzał jej dawać jakichś morałów. Sam ostatnimi czasy bardzo dużo pracował, a swój czas w większości spędzał w biurze. Lubił swój nowy dom, ale nie do końca jeszcze się oswoił z ciszą i taką no pustką, kiedy do niego wracał.
Nie chciał żeby rozwód był tylko na jej głowie, chciał żeby wszystko poszło sprawnie i szybko. I… nie chciał jej o wszystko co związane z rozwodem pytać. W końcu powinni mieć przestrzeń żeby go przeżywać, osobno. I powinni sobie dać czas żeby wszystko sobie w głowie poukładać, więc… no dawał jej przestrzeń, nie zadręczał jej głowy. Po raz kolejny myślał, że idzie jej na rękę i że robi to, czego Prim by chciała, ale nie powiedziała tego na głos. William jak widać naprawdę był kiepski w rozmowach o uczuciach i emocjach. I chyba… nie znał swojej żony tak dobrze jak powinien.
- Miałem inne rzeczy na głowie, za usługi sprzątania można zapłacić, wspierać gospodarkę i w ogóle - rzucił, bo pewnie wtedy mówił podobnie. Wywodził się z rodziny, w której sprzątanie nie było najważniejsze, a firmy rodziców. I realizowanie swoich pasji. Można powiedzieć, że trochę z Zoyą i Sin byli rozpuszczeni, ale nie przeszkadzało mu to. - Po prostu tam są też moje graty, to ma… no sens żebyśmy posprzątali to razem - pokiwał głową. Lepiej teraz niż po rozwodzie, bo potem… Will raczej nie będzie mile widzianym gościem. I wtedy to dopiero będzie się czuł nie na miejscu przychodząc tutaj, bo czegoś szuka albo zapomniał.
- To całkiem niezły dom - rzucił, w ramach odpowiedzi, kiwając powoli głową. Może z nich dwóch to on miał większe problemy z poradzeniem sobie z sentymentami? To było dla niego coś nowego, ale nie chciał teraz tego analizować.
- Jeszcze nie, póki co ogarnąłem salon i kuchnię, mniej więcej sypialnie. Sporo kartonów wciąż czeka na rozpakowanie - przyznał. I jak widać, trochę jeszcze kartonów musiał tam dołożyć, jak tylko je stąd zabierze.
happy halloween
-
lorne bay — lorne bay
31 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
ambitna specjalistka od spraw rozwodowych, w trakcie własnego rozwodu, która niedawno próbowała targnąć się na własne życie
- Nie absolutnie - wzruszyła jedynie ramionami. Oczywiście, że to za dużo. Oczywiście, że się przepracowywała. Oczywiście, że przesadzała. Ale nawet wtedy kiedy było dobrze miała tendencję do uciekania w pracę, czego więc można było się spodziewać, gdy zrobiło się źle? Kancelaria odciągała jej myśli od niewygodnych tematów, pozwalała skupić się na konkretach i nie dawała czasu na rozmyślania. I choć z jednej strony dokładanie sobie obowiązków jedynie po to, by nie przyznać się do życiowej porażki wydawało się jedynie pozornym wyjściem w sytuacji, to w rzeczywistości przynosiło więcej szkody, niż pożytku.
Być może to przyzwyczajenie wychodziło tu na pierwszy plan, skoro czuła jakiś niewyjaśniony ucisk w żołądku na myśl, że potrzebowaliby konsultować cokolwiek z osobami trzecimi. W końcu, przez wszystko do tej pory przechodzili razem, przez rozwód też mogliby. A może po prostu nie potrafiła się pogodzić z tym, że ktoś zaglądał w jej perfekcyjnie uporządkowane papiery i wtrącał się z genialnymi rozwiązaniami, które wcale nie były dobre dla nikogo.
- Jestem prawie pewna, że ta Ukrainka która przychodziła myć nam okna wcale nie odprowadzała podatków - zażartowała. Prim wychowywała się w zupełnie innych warunkach, na farmie i dla niej było oczywiste to, że o swoje otoczenie dbała sama. Pieniądze zawsze można było wykorzystać w lepszy sposób. - W porządku. Podeślę ci mój grafik i może uda nam się znaleźć jakąś lukę, żeby się za to zabrać - zaproponowała uprzejmie, choć wiedziała, że prawdopodobieństwo osiągnięcia w tym sukcesu było raczej niewielkie. Jednak jeśli rzeczywiście chciał przejrzeć wszystkie pudła z nią, nie zamierzała się buntować.
- Oczywiście, dlatego go kupiliśmy - a dokładniej mówiąc to Prim uparła się, żeby go kupić.
- Pewnie jeszcze trochę ich dojdzie, więc nie masz z czym się śpieszyć - mógł też po prostu się nie wyprowadzać, nie zostawiać jej, ale przecież nigdy nie powiedziałaby tego na głos. Zamierzała wyjść z tego rozstania jak z każdego problemu w swoim życiu - z głową podniesioną wysoko do góry, nie pokazując, że wcale nie było to dla niej łatwe.

william henderson
sumienny żółwik
.
właściciel szkoły nurków — i nurek ratownik
33 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Współwłaściciel szkoły nurkowania, nurek-ratownik, a do tego szuka nowych kłopotów w życiu.
- Okej - skinął lekko głową, nie chcąc jej robić jakichś wielkich kazań. A może powinien? Ciężko mu było ocenić, bo czuł, że nie miał ku temu najmniejszych praw. W ogóle czuł, że nie powinien tu być, że powinien był zabrać te swoje głupie graty już dawno temu. I że nie powinien ciągnąć tej dziwnej rozmowy, ale… no jakoś nie umiał przestać. W końcu była jego żoną, był przyzwyczajony do rozmów z nią i.. do jej jako części swojego życia. Więc jak mogła mu być wciąż tak bliska i w tym samym czasie tak daleka? Może już mu totalnie odwalało? Albo miał jakiegoś guza, który wpływał na jego zachowanie? Ciężko stwierdzić. Wszystko było możliwe.
- Tym bardziej potrzebowała naszej pomocy - rzucił, bo wizy to była skomplikowana sprawa, a ludzie chcieli godnie żyć. I cały świat powinien im taką możliwość zaoferować. Albo przynajmniej nie karać ich za desperację.
- W porządku - przytaknął, tymi samymi słowami co ona. Tak, mogli się na to umówić i to zrobić, przecież to tylko sprzątanie. Nie musieli rozmawiać o niczym innym niż o pudłach, które będą przeglądać i segregować. Poza tym im szybciej to zrobią tym lepiej. Tak to chyba działa, szybkie zerwanie plastra.
- Tak, właśnie tak - pokiwał głową. - Powinniśmy porozmawiać o… o papierach? I całej reszcie? - zapytał, nie do końca pewien czy powinien poruszać ten temat. Ale chyba jednak musiał. I jak wyżej, plaster najlepiej oderwać szybko. Bo wtedy nie zaboli. Chociaż bolało już od jakiegoś czasu, więc ktoś chyba kłamał przy tym powiedzeniu.
happy halloween
-
lorne bay — lorne bay
31 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
ambitna specjalistka od spraw rozwodowych, w trakcie własnego rozwodu, która niedawno próbowała targnąć się na własne życie
Od tej pory każda ich rozmowa miała już być dziwna i niezręczna, a szanse powrotu do normalności zdawały się bliskie zeru. Rozstania zawsze były trudne i pozostawiały po sobie pustkę, która prześladowała już bez końca - pustkę, która znajdowała się w tym samym miejscu, co kiedyś oni. Dlatego też Primrose tak szybko odpuściła, zamiast walczyć o niego postanowiła zamieść wszystko pod dywan i postarać się jak najszybciej zamknąć ten rozdział swojego życia - wielokrotnie widziała do czego potrafią doprowadzić rozstania i wolała, aby taki los nie spotkał ich. Aby mogli się rozstać z odrobiną godności. I choć zdecydowanie nie tego pragnęła, to zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że nic więcej tu nie ugrają.
- Niech ci będzie. Może w takim razie zatrudnimy ją do przejrzenia tych pudeł? - zażartowała, choć obca osoba przeglądająca ich rzeczy nie byłaby w tym obrazku niczym szczególnie dziwnym.
- Powinniśmy... a właściwie, to ty powinieneś o tym porozmawiać ze swoim prawnikiem, najlepiej zaczynając od pytania w czym tkwi jego problem - Primrose sama chętnie by mu je zadała, gdyby pozwalał jej na to profesjonalizm, ale skoro już William zdecydował się zatrudnić osobę trzecią, to zamierzała potraktować ten rozwód dokładnie tak, jak każdy inny w swojej karierze. Tylko to nie był kolejny rozwód, a Will nie był kolejnym klientem. - Nie chce przyjąć zaproponowanego przeze mnie wstępnego podziału majątku, zafiksował się na braku intercyzy i wydaje mu się, że będzie w stanie ugrać dla ciebie więcej, ale to nigdy nie przejdzie w sądzie i tylko na tym stracisz. A nie chcę, żebyś tracił - ostatnie zdanie podkreśliła, mając nadzieję, że mimo wszystko nie musi tego mówić, a jej mąż wiedział, że nie zamierzała zrobić mu krzywdy. Zjadła jednak zęby na rozwodach, z bezwzględnością wygrywała o wiele trudniejsze rozprawy i nie mogła pozwolić sobie na taką zawodową potwarz, więc musieli jakoś wyważyć dobro ich obojga. - Przejrzyj to w wolnej chwili, zobaczysz, że mam rację - wyciągnęła do niego teczkę z dokumentami. - A w temacie całej reszty... jest jeszcze jedna rzecz, o której chciałam z tobą porozmawiać - przysiadła na brzegu stołu i skrzyżowała ramiona na piersiach, zastanawiając się jak zacząć ten temat. - Wolałabym nie zmieniać nazwiska po rozwodzie, jeśli by ci to nie przeszkadzało. Ostatnich kilka lat było kluczowych dla mojej kariery i... byłam wtedy Henderson, więc... wydaje mi się, że lepiej jeśli zostanę Henderson - nawet, jeśli jako Barlowe o wiele łatwiej byłoby jej uporać się z rozwodem,

william henderson
sumienny żółwik
.
właściciel szkoły nurków — i nurek ratownik
33 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Współwłaściciel szkoły nurkowania, nurek-ratownik, a do tego szuka nowych kłopotów w życiu.
Chyba po prostu musieli się przyzwyczaić do tego, że normalność ma do siebie że ewoluuje. I coś, co wczoraj wydawało się niemożliwe, nagle może się nią stać. A to do czego człowiek przez tyle lat się przyzwyczaił, po prostu z czasem trafiał szlag. Oczywiście William nie należał do osób, które jakoś specjalnie to analizowały i zagłębiały się w takie rzeczy, więc nawet nie wiedział czy właśnie tego chciał, czy jednak robił coś wbrew sobie. To nie byłby w końcu pierwszy raz, kiedy sam by siebie sabotował…
- Nie wiedziałaby co z nimi zrobić. Ale za to do sprzątania strychu już możemy - skinął lekko głową, bo jak tam zaczną grzebać i wyczyszczą przestrzeń, to ktoś będzie musiał te lata kurzu stamtąd wynieść. A jak oni będą wynosić różne rzeczy i chodzić tam i z powrotem, to ten kurz na pewno rozniosą po całym domu, więc dziewczyna miałaby sporo dodatkowej i dobrze płatnej roboty. I tak, Will wiedział że to żart, ale w sumie czemu kobiecie nie dać zarobić?
- Nie lubisz mojego prawnika? - zapytał, zaintrygowany. Wydawało mu się że wybrał spoko osobę, nie chciał jakiegoś rekina, bo nie zamierzał z nią prowadzić jakichś wielkich walk. Ale.. no chciał profesjonalistę, który dopilnuje wszystkich formalności, tak żeby się za nimi nie ciągnęła własność auta, czy inna bzdura.
- Tak, to prawda, jest dość ambitny. Ale dobrze, powiem mu żeby ci dał co chcesz - skinął lekko głową. Co prawda nie wiedział jakie są punkty sporne, ale przecież nie był biedny, mógł sobie kupić nowe to, na czym zależało Prim. I kiwnął głową, żeby wiedziała że się tym zajmie i nie musi się martwić. Wziął też oczywiście od niej teczkę i położył na jednym z pudeł, bo tutaj tego nie chciał przeglądać.
- Okej - spojrzał na nią zdziwiony, ale wysłuchał jej prośby i powoli pokiwał głową. - Jesteś pewna? Nie będzie to…bolesne na dłuższą metę? - zapytał, przechylając lekko głowę - byłem pewien, że pierwsze co zrobisz to wrócisz do swojego nazwiska - przyznał, bo podejrzewał, że trudno jej było je zmienić przy ślubie. Miał ją za indywidualistkę, która lubi trzymać się swojego, po swojemu. I jednak bardzo dziwnie się poczuł, kiedy użyła argumentu zawodowego. I sam nie potrafił wyjaśnić czemu. A może raczej potrafiłby, gdyby chciał, ale nie chciał.
happy halloween
-
lorne bay — lorne bay
31 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
ambitna specjalistka od spraw rozwodowych, w trakcie własnego rozwodu, która niedawno próbowała targnąć się na własne życie
-Pewnie uznałaby, że niepotrzebne jest nam tyle rzeczy i wszystko wyniosłaby na śmietnik. Co w sumie miałoby trochę sensu, bo skoro stoi to od lat na strychu i się kurzy, to raczej byśmy bez tego przeżyli - co jeszcze nie znaczyło, że chciała się pozbywać wszystkich pamiątek. Nie na wszystkie rzeczy mieli miejsce w domu, na widoku, z częścią nie chcieli się rozstawać, a strych wydawał się jednak logiczniejszą opcją.
- Pozwól, że nie odpowiem na to pytanie - nie była to bowiem kwestia tego, czy Primrose go lubiła czy też nie, bo jako profesjonalistka potrafiła odłożyć na bok swoje subiektywne uczucia i współpracować nawet z osobami, których nie darzyła nawet cieniem sympatii, jednak zdawała sobie sprawy, że nie może tak po prostu powiedzieć swojemu (prawie) byłemu mężowi, że jego prawnik to zupełnie inna szkoła i uważała jego taktyki za przestarzałe i przewidywalne. W końcu, mimo wszystko w sądzie stawali przeciw sobie, a nie razem.
- Nie chcę, żebyś mi to dawał, tylko żebyś na spokojnie przejrzał te dokumenty i to przemyślał - nastroszyła się nieco, starając się zachować spokój i ukryć niezadowolenie, bo zależało jej na kompromisie i znalezieniu złotego środka, a nie na tym, żeby dawał jej wygrać. Chyba znał ją na tyle dobrze by wiedzieć, że duma najzwyczajniej nie pozwoliłaby jej tego przełknąć.
- Przypuszczalnie będzie... nawet bardzo bolesne - przytaknęła, przyznając mu rację. - Ale poradzę sobie z tym jakoś... udźwignę to. Rozważyłam wszystkie za i przeciw, po prostu wydaje mi się to logiczniejszą opcją. Zaczęłam pracę już jako Henderson, aplikantka Barlowe raczej zbyt wiele nie zdążyła zrobić - tak właściwie gdy jej kariera zaczynała się rozwijać, była już z nim zaręczona, a niedługo później przyjęła jego nazwisko, więc miało to w jej oczach sens. I absolutnie nie umniejszało jej poczuciu feminizmu czy indywidualizmu, przecież robiła to świadomie, z własnej woli i z przyczyn czysto taktycznych. No, powiedzmy.

william henderson
sumienny żółwik
.
właściciel szkoły nurków — i nurek ratownik
33 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Współwłaściciel szkoły nurkowania, nurek-ratownik, a do tego szuka nowych kłopotów w życiu.
Pokiwał powoli głową - no prawdopodobnie są tam rzeczy moich rodziców, więc myślę że część z tych rzeczy jeszcze mi się przyda - odpowiedział, może i trochę chłodno, ale zawsze taki był, jak mówił o swoich rodzicach. Nie umiał normalnie o nich mówić, zawsze się odcinał i zamykał w sobie. Prim jeśli coś o nich wiedziała, to raczej z rozmów z Zoyą niż z nim. On… no mówił o nich niewiele, bo nigdy się z tym do końca nie pogodził. Jak zresztą z wieloma rzeczami w życiu.
- Przez to że staliście po dwóch stronach barykady? - dopytał, bo mimo że odpowiedziała, znał ją dość dobrze, żeby sobie odpowiedzieć na to pytanie. A potem powoli pokiwał głową, bo w sumie… on nigdy nie lubił tego środowiska prawniczego, miał wrażenie że każdy tam ze sobą rywalizuje, porównuje się i że jest tak jakoś no… niezdrowo trochę. I nie za bardzo lubił ich towarzystwo, prawnicy byli nieco nadęci.
- Okej okej, po prostu…. no wiesz co mam na myśli - rzucił, chociaż prawdę mówiąc, to on sam nie wiedział tak nas to procent czy wie co ma na myśli. W ogóle nie wiedział co czuł i czego chciał, a obecność Prim tuż obok nie pomagała mu się na tym skupić.
- Czyli będziesz cierpieć dla prestiżu, jasne - mruknął, bo dla niego to sensu nie miało kompletnie i czuł się… no naprawdę kiepsko z tym, że chce zachować jego nazwisko z takich powodów. - Coś jeszcze dzisiaj ode mnie potrzebujesz? - zapytał więc, bo nabrał dużej ochoty żeby już stąd wyjść. - Termin sprawdzenia strychu dogadamy później - dodał, marszcząc brwi i przyglądając jej się pytająco i jednocześnie z odrobiną nieźle skrywanej irytacji, która w nim narastała. Głównie z bezsilności.
happy halloween
-
ODPOWIEDZ