Skrzek mew zataczających półokręgi nad taflą morza, z tego poziomu niewidocznego, a jednak obecnego, niósł się echem ponad całym targowiskiem. Było w tym więc coś hipnotyzującego — szczególnie wtedy, gdy ów ptaszyska nurkowały w powietrznej głębi, by choć trochę przybliżyć swoje szanse na porządne śniadanie. Niemniej Benowi port nie przypadł do gustu, tak jak i miało to już miejsce w przeszłości. Martwe ryby i owoce morza, obkładane kostkami lodu, nie były po prostu zbyt atrakcyjnym widokiem.
— Daj spokój Kenna, na co komu takie pacynki? — pokręcił z powątpiewaniem głową, ciesząc się, że jak dotąd nie spotkał żadnej dorosłej osoby, która miałaby takie... hobby. Widząc u kogoś pacynki z całą pewnością uciekłby prędko w drugą stronę, nie oglądając się przy tym za siebie.
— Nie ma się czym chwalić — odparł spokojnie, wzruszając ramionami. Jego usta drgnęły w lekkim uśmiechu co prawda, ale nie zamierzał mówić jej nic więcej — to, że naprawdę nie było o czym, to jedna kwestia. Druga, że nie byłby nawet gotowy na tego typu dysputę z siostrą.
— Jak się sam czegoś dowiem, to cię poinformuję — dodał z rozbawieniem, chociaż i tak niczego więcej nie zamierzał jej zdradzać. Może nawet nie chodziło o
teraz, a faktyczne
nigdy, jako że wolał oddzielać od siebie rodzinę i to swoje (nie)barwne życie towarzyskie. Kennie co prawda ufał, ale i tak była to jedna z tych niezachwianych zasad w jego życiu.
— To trochę bardziej skomplikowane, ale Gwen na pewno się zgodzi — odparł z lekkim uśmiechem na twarzy, będąc tego pewnym. Ale... Co jeśli jednak się myli? Co jeśli Gwen nie da się przekonać, do czego ma pełne prawo? Czy odważy się i tak na ten śmiały krok w pojedynkę?
— Na początku faktycznie będzie ciężko, więc mam nadzieję, że nie rzucasz tych słów na wiatr — zaśmiał się, ciesząc się przy tym, że Kenna sama się zaoferowała. Nie miał pojęcia, jak to wszystko miałoby funkcjonować, ale dobrze było wiedzieć, że w razie czego okaże im w tej kwestii wsparcie. Jej dalsze wyjaśnienia zaakceptował, kiwając od czasu do czasu lekko głową. Przechodząc z jednego stoiska do drugiego, targując się nieco (choć Ben nie przepadał za tego typu praktykami), kupili w końcu dość sporo biednych smutnych ryb, które Kenna zabrała ze sobą do domu. A on później, gdy już się rozstawali, kazał jej raz jeszcze przysiąc, że nigdy nie zrobi mu pacynki, nie będzie już zmuszać do gier i że nigdy, przenigdy, żadnej ryby mu nie przygotuje.
koniec
Kenna Hargrove