we had a bond that would never break, why we let it go?
: 10 lip 2021, 17:24
- jeden
Dziś nie było inaczej. Tym bardziej, że przywiódł ją tutaj tym razem dość egoistyczny powód. Musiała jednak w końcu coś z siebie wyrzucić. I to komuś, nie milczącym skałom, lasom czy wodzie. Wyjazdy za miasto, w odludne zakamarki Queensland powoli przestawały zdawać egzamin, a nie zamierzała przecież obciążać innych swoimi problemami. Z Judith jednak zawsze było inaczej. Choć młodsza i w o wiele cięższej sytuacji życiowej, jak nikt potrafiła Wandę odczytać, zrozumieć i uspokoić. Takie cechy nie znikają przecież wraz z nadejściem śmierci. A przynajmniej Lynwood w to właśnie wierzyła.
Mimo to wciąż nie potrafiła odnaleźć odpowiednich słów. Siedziała po turecku, na ziemi przed grobem Hargrove, umyślnie utrzymując spojrzenie z daleka od wypisanych na nich imion czy dodanych ewentualnie wizerunków i skupiając wzrok na znajdującym się niżej epitafium. Może jednak to był błąd. Przychodzenie tutaj. Nie bez powodu Judith śniła jej się ostatnio co noc. Na pewno nie pomagała w tej chwili w zapewnieniu spokoju jej ducha.
I już miała wstać. Już odejść. Już otwierała usta, by przeprosić za tę nieprzemyślaną decyzję, gdy nagle usłyszała gdzieś za plecami czyjeś kroki. Szybko przetarła dłońmi twarz, chcąc pozbyć się łez, które nie wiadomo nawet kiedy zaczęły spływać po jej policzkach, podniosła się i dopiero wtedy spojrzała przez ramię. - Ben - wymknęło się z jej ust, nim zdołała się powstrzymać. Powinna odejść? Zostać? - Właśnie miałam... - nie dokończyła, niewielkim ruchem ręki wskazując nieokreślony kierunek, chyba nawet nie ten prowadzący w stronę wyjścia z cmentarza. Nie utrzymywali ze sobą kontaktu tak długo, że teraz nie wiedziała nawet, co powiedzieć. Czy w ogóle chciał z nią rozmawiać? Czy ona chciała? Mijające miesiące i lata w końcu zrobiły swoje, prawda? Co mogło ich jeszcze łączyć, poza wspomnieniami i miłością do jednej, zmarłej osoby? Nie do wszystkiego da się przecież wrócić.
A jednak mimo tego wszystkiego, wciąż pozostała w tym samym miejscu. Ze spojrzeniem wilgotnych wciąż oczu, wlepionych w jego twarz i z milionem słów na języku, których nigdy (lub po prostu od bardzo dawna) nie dane jej było w jego stronę wypowiedzieć. - Cześć - w końcu sięgnęła po jedno z nich, to najbezpieczniejsze. Od czegoś trzeba przecież zacząć...
benjamin hargrove