Natalie bardzo ładnie podziękowała mu za te słowa. Nie skomentowała już również ministrantów, bo w sumie nie chciała się w to zagłębiać aż tak. Co prawda nieco ją jeszcze ciekawiło czy ci ministranci później zostają księżami, ale w sumie nie interesowało ją to tak bardzo. Dopóki istnieli to Nat miała pewność, że Olgierd nie będzie zaciągał do pracy ani jej, ani Farrisa. Chociaż jak Farris miał ochotę to to brzmi jak jego problem, nie jej. Ona go nie znała i nie miała zamiaru o niego walczyć. A przynajmniej nie teraz.
-
I często ci wierni tutaj przychodzą? Po co przychodzą? Czy to jakaś tajemnica? – Nie chciała narażać jego reputacji. Po prostu była ciekawa czy ją też potraktował jako wierną, która potrzebowała pomocy i do niego przyszła. W sumie tak to wszystko wyglądało. No i rzeczywiście Olgierd nieco jej to życie uratował. –
Nie żałujesz, że zrezygnowałeś z gosposi? – Miałby więcej czasu na robienie innych rzeczy. Ona by pewnie skorzystała z oferty gosposi, bo kto w ogóle lubi sprzątać i wycierać kurze? Oczywiście poza mną. Dobra, wychodzi na to, że Natalie jednak powinna to lubić skoro bazowałam ją na mnie. Chociaż z ciekawostek wynika, że to Carter, burmistrz oraz brat, powinien tutaj przyłazić.
Zaśmiała się tylko w reakcji na ten basen. Wiedziała, że Olgierd nie miał nic złego na myśli, ale dla niej, ministranci na basenie na plebani, to nie byłby jakiś zdrowy widok. Na szczęście Olgierda znała na tyle, żeby nie myśleć o nim w takich kategoriach. Widziała, że był normalny i że cokolwiek robił to sprawiało mu to radość i robił to z czystym sercem. Podziwiała go za to. Ją ludzie za bardzo zawiedli, żeby mogła być taka uprzejma.
-
Oczywiście, że mógłbyś. – Nawet nie kłamała i nie podbudowywała jego ego w fałszywy sposób. –
Później jakbyś w końcu wyznał, że jesteś przystojnym księdzem, który rzeźbi, to ceny twoich dzieł wyjebałyby w kosmos. – No bo sam fakt, że ksiądz był przystojny, już było kontrowersyjne. Jak jeszcze człowiek dorzuci tego, że robił dosyć erotyczne i intymne rzeźby o czym Natalie miała się zaraz przekonać, to już w ogóle. –
Też się na tym za bardzo nie znam. – Ale znała kogoś kto się znał, ale no nie będzie mu polecała Mei, bo co ona jest? Jej sekretarka, żeby jej załatwiać robotę? No nie. Zamiast tego wróciła do Olgierda. Skinęła głową przełykając ślinę i rzeczywiście ujęła w dłonie tą rzeźbę. Była zadziwiająco ciężka jak na coś co mogła bez problemu trzymać w dłoniach. Trzymała ją jednak bardzo pewnie. Naprawdę nie chciała mu narobić szkód. Miał rację co do tego, że trzeba też poczuć te wrażenia sensoryczne. Co prawda teraz zaczęła wątpić w ideę muzeów. Jak człowiek miał cieszyć tylko oko pięknymi rzeźbami kiedy wyczucie tekstury było tak ważne. Wiedziała, że z czasem rzeźba po prostu straciłaby swoją teksturę, gdyby miliony ludzi ją dotykała. Ale teraz? Teraz czuła to co Olgierd chciał przekazać. –
Myślę, że nie warto ryzykować. – Wyszeptała przyjmując ton głosu, który on zaserwował jej przed chwilą. –
A przynajmniej nie w przypadku tej rzeźby. – Dodała i uniosła wzrok, żeby na niego spojrzeć. Skupiła się na jego ustach, na żuchwie, zaraz jednak przeniosła wzrok na jego oczy. Czuła dziwną obawę, przed utratą tej rzeźby. Przywiązała się do niej. Bała się, że wykonując ten odlew, mógłby ją niechcący zrujnować i Natalie już nigdy nie poczułaby tej tekstury.
-
Mhm. – Potwierdziła, bo rzeczywiście czuła te delikatne ukłucia, które cudownie współgrały z tym, że po drugiej stronie czuła dotyk i ciepło jego skóry. Chciała tak trwać, ale jednocześnie pragnęła mu oddać tą rzeźbę i nigdy więcej jej nie dotykać. Chociaż czuła, że ciągnęłoby ją do niej jak Harry’ego do horkruksów. Cieszę się, że jestem tym spierdolonym pokoleniem, który jest w stanie dopierdolić takie porównanie w takim momencie. –
Złamała ci serce. – Czuła to poprzez rzeźbę. Czuła te miliony delikatnych ukłuć, które były równe temu momentowi kiedy ktoś łamie ci serce. Ktoś kogo kochałeś. Nie jesteś w stanie czuć pełni bólu, bo nadal kochasz osobę, która cię zraniła, ale jednak wyczuwasz te ukłucia tysiąca, jeśli nie miliona małych igieł, które są wbijane w twoje zranione już serce. –
Dlaczego postanowiła odejść? – Zapytała, bo może znalazłaby w tej odpowiedzi jakieś ukojenie dla samej siebie. Może znalazłaby zrozumienie dla Mei, która również postanowiła od niej odejść.
Pozwoliła mu zabrać tą rzeźbę i spojrzała na swoje dłonie. Nie było na nich śladu po rzeźbie, ale jednocześnie czuła dziwne mrowienie, które potwierdzało, że rzeczywiście przed chwilą trzymała czyjś ból w swoich dłoniach. Brzmiało to absurdalnie, ale właśnie tak było. –
No i ustaliliśmy, że ostatecznie ci to pasuje. – Spojrzała na niego wsadzając dłonie do kieszeni spodni, bo nagle nie wiedziała co z nimi zrobić. Nigdy nie wydawały się tak puste.
-
Miałam. – Uśmiechnęła się smutno. –
Pierwszy raz pozwoliłam sobie na dopuszczenie kogoś do siebie i skończyło się tym, że… postanowiła ode mnie odejść w momencie kiedy potrzebowałam jej najbardziej. Pierwszy, poważny wybój w naszej relacji i było to dla niej zbyt wiele. – Wzruszyła ramionami i podeszła do niego, bo niedaleko stało jej piwo. Napiła się kilka sporych łyków, bo zaschło jej w gardle od tego wszystkiego.