i mean, as they say in chicago "he had it coming"
: 28 mar 2024, 16:22
Wbrew obiegowej opinii, wcale nie był taki głupi na jakiego wyglądał. I wcale nie chodziło o to, że ukończenie studiów prawniczych (co z perspektywy czasu wydawało się wręcz śmieszne) wymagało od niego tak właściwie całej tej skomplikowanej obrony, a raczej o to, że Vinnie Crane z nadzwyczajną wręcz łatwością rozumiał, gdzie w szeregu jest jego miejsce. Owszem, czasem jego zdecydowanie nadmierna pewność siebie pchała go z buciorami do przodu aż za bardzo, ale zdarzało się to rzadko, i na dodatek powodowało, że miał potem wyrzuty sumienia. Twór w naturze pana komisarza niewystępujący, co finalnie doprowadzało albo do potężnego kaca, albo przynajmniej zatrucia pokarmowego tak solidnego, że podejrzewał, że musi mieć wrzody. No nie da rady inaczej.
Czy te wyrzuty przygnały go właśnie tego pięknego dnia do szpitala, w odwiedziny do swojej jedynej siostry, której przecież wcześniej nie widział tak długo, że okres ten zdążył zaliczyć pełnoletność? W pewnym stopniu pewnie owszem, choć Vinnie nigdy nie był typem tak ckliwym by się do tego przyznać. W zamian za to wybrał zachowania dla siebie bardziej naturalne, czyli przekupstwo, więc poza obiecanymi Julii paczkami fajek, wyposażył się zapobiegawczo w zapas słodyczy. Najwyżej przehandluje na oddziale za papierochy. Co za wstrętny nałóg.
Trzy razy sprawdzał w wiadomości o którą salę dokładnie chodzi. Pamięć miał dobrą, ale krótką, a nie miał zamiaru narobić sobie wstydu, wbijając komuś kogo w ogóle nie zna do sali, tak jakby byli najlepszymi ziomkami. Za to do siostry, a i owszem startował w ten sposób, przecież ona go zna i wie, jak życie z tak upierdliwym człowiekiem jak jej starszy brat wygląda. Charakterystycznie więc chciał wejść do sali na raz z całą swoją niesamowitą osobowością, po czym jednak przyszło mu się zderzyć. Nie, nie z rzeczywistością (a może i szkoda) a z drugim mężczyzną, który najwyraźniej właśnie ową salę opuszczał.
- O, pardon - cofnął się o krok i otaksował typa wzrokiem. Owszem, może za bardzo się z tym nie krył i mocno to było teatralne i przerysowane, ale ten typ tak już miał, a na dodatek uruchomił mu się gdzieś głęboko w środku zestaw małego rycerzyka i nagle dochodził do ciężkich wniosków o tym, że jeśli facet skrzywdzi jego siostrę, bla bla bla, takie tam. Na ten moment nie mógł się jednak przyczepić, wyględny był to całkiem człowiek, wysoki, twarz nie przypominająca żadnego z serdecznych przyjaciół Vinniego, których ten z takim zamiłowaniem zamykał regularnie w areszcie. Szczupły, widać że dba o siebie, a ciuchy śmierdziały drożyzną tak samo jak nieszczęsna bomberka od Prady Crane'a, choć musiał docenić, że był to zapach nieprzeszkadzający zupełnie, bo przecież nie raziły w oczy swoim luksusem. Oczywiście mowa zarówno o zestawie tego typka jak i o ulubionej bluzie komisarza. Nie witał się jednak, ani nie żegnał, bo najwyraźniej temu wysokiemu wystarczyły czułości z Julią.
A więc to on. Fagas jego siostry.
- To był ten twój przydupas? - zapytał bezpośrednio, podchodząc w końcu do Julii, która jak przystało na grzeczną (dobre, kurwa, sobie) pacjentkę, zajmowała karnie miejsce na łóżku. Postawił na jednym ze stolików obok dwie prezentowe torebki. - W jednej masz to-o-co-prosiłaś, w drugiej suweniry. Albo skorzystasz, albo przehandlujesz na oddziale za to-o-co-prosiłaś - prawie jak w Harrym Potterze, imię tego którego nie można wymawiać, czy jak to tam szło. Uśmiechał się jednak do siostry zupełnie rozbrajająco, a widząc jej zdziwioną minę, sam nagle udał zdziwionego.
- No co? Sama mówiłaś, że jesteś w więzieniu - a może nie do końca tak to szło? Postanowił więc bezpiecznie zmienić temat, bezgłośnie klasnął w dłonie i posadził zadek w nogach jej łóżka. - To jak się czujesz?