people do not lack strength, they lack will
: 21 mar 2024, 19:28
013.
People do not lack strength,
they lack will
[outfit]
they lack will
[outfit]
Stresowała, czuła jak po karmelowym, opalonym czole spływają kropelki potu; choć wcale nie było dziś tak gorąco. Dłonie Candeli drżały, umysł jak i całe ciało skupiało uwagę na dzisiejszym badaniu. Nigdy przedtem nie miała żadnych objawów, nie musiała obserwować swojego organizmu. Wszystko zawsze grało; aż do ostatniego poniedziałku, gdy zemdlała pod prysznicem - a gorąca woda, lała się po nagim ciele - stwarzając na nim kilka niegroźnych poparzeń. Nie wiedziała ile tam leżała, może być to kwadrans, może była to godzina - dopiero gdy współlokatorka wróciła z pracy i zastała wyciekającą spod drzwi wodę - wdarła się do łazienki (prosząc partnera by wywarzył drzwi) ocucając niczego nie świadomą blondynkę.
Mama Fitzgerald chorowała, odkąd dziewczyna pamiętała - wiecznie trafiała do szpitali, odwiedzanie jej było dla wszystkich z rodziny codziennością. Wiecznie przybladła, zmęczona jeżeli nie pod kroplówką - to w innym przypadkach przeleżała dnie w sypialni. Candie niewiele miała wspomnień z tamtego okresu, Emma zmarła dość szybko - osieracając najmłodszą córkę w zaledwie szóstym roku życia. Może i była wtedy rozumna, lecz zapamiętanie wszystkich aspektów dla tak małego dziecka to niemal wyzwanie.
Rak może być dziedziczny, jest to malutkie prawdopodobieństwo - aczkolwiek istniało takie ryzyko. Przestraszyła się, strach obezwładnił myśli blondynki - ostatnie dni po omdleniu, praktycznie nie wychodziła z domu. Przesiadywała na łóżku, wraz ze swoim psiakiem - przeglądając prawie wszystkie fora na temat chorób nowotworowych. Wyglądało to tak, jakby zupełnie zwariowała na tym punkcie - mimo, że czuła się wyśmienicie dobrze - a oznaki po upadku powoli odpływały w zapomnienie, pod namową współlokatorki postanowiła zapisać się na wizytę.
Nie było to zbyt proste, choć Lorne Bay wpisywało się jako malutkie miasteczko, ludzie na temat badań są wręcz wyczuleni. Kilometrowe kolejki, czekanie po kilka miesięcy - na szczęście mając w szpitalu znajomego, udało mu się ją wcisnąć na kolejny tydzień. Dosyć wcześnie, bo na zegarku wybijała siódma - gdy jako jedyna znajdowała się w poczekalni pośród czterech, szarych ścian (szpitala zawsze przywierały ją o odruchy mdłości) - zero otuchy, zero wsparcia. Właściwie to świadomie nie powiedziała nikomu o swoich obawach, nie chciała siać paniki - ani nie chciała, by jej przypuszczenia okazały się prawdą.
Zaledwie dwadzieścia minut po przyjściu z gabinetu wydobył się damski głos: Proszę. - narzucając torbę na ramię, czując jak bicie serca przyspiesza jej do nieracjonalnej siły weszła do środka. - Dzień dobry. - rzuciła, spoglądając z nerwowym wyrazem twarzy w stronę lekarki, by ostatecznie usiąść na krześle na przeciwko niej.
Jak badania?
Jak wyniki?
Jak wszystko?
Musiała zająć ręce materiałem od spódnicy, bo miała wrażenie, że jeszcze minuta niepewności, a zwariuje.