love-show must go on
: 13 mar 2024, 12:39
Trevisano od kilku minionych dni czuli na karku coraz wyraźniej ten tak bardzo upragniony oddech – oddech perspektywy powrotu do domu. Do ich domu, do ich życia i do ich normalności. Dziś jeszcze wychodzili do pracy z hotelu, ale w trakcie dnia, po swojej trzeciej z rzędu zaplanowanej operacji, Logan dostał telefon, który mógł w tym temacie przyjemnie namieszać. Nie chciał pisać do żony wiadomości, potrzebował powiedzieć jej to osobiście, z widokiem na jej ładną buzię, dlatego zszedł z bloku operacyjnego, na krótki tylko moment wstąpił na swój oddział dopilnować tego, co dopilnowania wymagało, a potem od razu skierował się na kardiochirurgię. Po drodze zdążył się zorientować, że Debenham nie powinna mieć w tym czasie żadnej operacji, ani nawet mniejszego zabiegu, który mógłby zatrzymać ją poza oddziałem. Powinna tam być, zdecydowanie powinna... I była. Bear tylko wszedł na oddział i już z daleka zobaczył swoją piękną, seksowną żonę w nie mniej seksownym białym doktorskim kitlu. Stała w towarzystwie stażystki i pielęgniarki, żywo o czymś z nimi dyskutując. Logan chciał to wykorzystać i podejść do szanownego kobiecego trio w stylu człowieka-cienia, niezauważenie i bezszelestnie, ale... Nie wyszło. Pielęgniarka spostrzegła go pierwsza, od razu też dając sygnał i Elise i młodej stażystce. Bear, jak tylko zauważył, że głowa Debenham obraca się w jego kierunku, spojrzenie szuka jego osoby, wszedł w swoją rolę. Rolę mężczyzny, któremu zrobiło się słabo, serce boleśnie stanęło w poprzek i pod którym ugięły się nogi. Chwytając się łapskiem za pierś, tam gdzie jego serducho szczęśliwie i wbrew obrazkowi, biło silnie i stanowczo, opadł na kolana i kompletnie ignorując wszystkich ewentualnych gapiów, świadków tej sceny, głośno zawołał... - Doktor Trevisano... To wszystko pani wina! Moje serce aż płonie na pani widok! - i choć wciąż grał zbolałego i nieszczęśliwego, błysk w jego oczach mówił wszystko. Wszystko, więcej niż wszystkie słowa świata. Jasne, że się zgrywał, robił szoł, szopkę, jeden pies, wszystko jedno. Chciał ją rozbawić, trochę rozbroić, a jaki jest na to lepszy sposób niż powiedzenie głośno, że się za kimś szaleje? Szczególnie wtedy, kiedy była to absolutna i jedyna najprawdziwsza prawda! - Kocham panią, wie pani o tym?! Jak wariat kocham! Jak... Szaleniec i idiota! - i co ona na to? Podobno lubiła, jak to mówił czyż nie? Hyhy.
Elise Trevisano
Elise Trevisano