I was the match and you were the rock, maybe we started this fire?
: 10 mar 2024, 20:40
Ainsley nie chciała go znać. Ainsley się wyprowadziła. Ainsley groziła mu rozwodem. Ainsley dowiedziała się prawdy, którą ukrywała przed nią połowa rodziny, a która zawierała się w tak drastycznych obrazach, że był wdzięczny, że jej ojciec, a jego prawnik nie dołączył zdjęć. Można było spodziewać się, że Dickowi przez tę jedną ponurą wiadomość odwali i zapewne na to czekałaby cała komenda, gotowa bić się o stołek i pozycję. Tak właściwie czasami myślał, że z chęcią by im oddał jedno i drugie wracając do beztroskich czasów, gdy nie był najbardziej zajętym człowiekiem świata i nie grzązł po uszy w bagnie papierologii.
W końcu akcja akcją, ale po każdej musiał zdobyć się na rozpisanie raportu, który wcale nie był taki prosty. Nie, gdy na przykład, musiało się pracować z dziewczyną, która doskonale wiedziała, co zrobił i dlaczego teraz znajduje się w tak patowej sytuacji. Łagodnie rzecz ujmując, bo jak na Dicka Remingtona wyglądał ostatnio jak wrak i na dodatek śmierdział równie mocno spędzając noce na komendzie.
Rozłożył materac w gabinecie i tłumaczył się głównie nawałem pracy, ale prawda (o ile jakaś istniała w jego przypadku) była dużo bardziej skomplikowana. W końcu stać go było na piękne mieszkanie, nawet jeśli nie chciał zamieszkiwać domu w tym całym kryzysie. Ba, miał takie, które kupił naumyślnie kilka lat wcześniej osaczając Ainsley, by przekonać ją, żeby w końcu została jego żoną. Tyle, że każda nieruchomość na własność wiązała się obecnie z samotnością, której nie chciał, bo przecież do cholery, korciło. I kokaina korciła coraz bardziej pozbawiając go resztek zdrowego rozsądku. Tak naprawdę trzymał się na nogach jedynie podczas służby wiedząc, że jedno takie potknięcie, a już wyleci na zbity pysk. O dziwo, ta motywacja była jedyną, która dawała radę i która sprawiała, że jak na razie trzymał się trzeźwości. Czasami wydawało mu się, że sam stoi nad przepaścią i zaciska dłoń jak najmocniej się da, ale jest już diabelsko zmęczony.
Jak i teraz, gdy było jakoś po drugiej, a w komendzie rozdzwonił się alarmowy telefon. Pewnie kolejny wypadek, liczył na to, że tylko to, a nie pożar, który będzie wymagał większych nakładów. Czekał jednak posłusznie w gabinecie na zgłoszenie się osoby dyżurującej, która zda mu raport i która w ten sposób rozpocznie całą akcję. Od niej zależało tak wiele, że zazwyczaj wyznaczali osoby najbardziej kompetentne. Nie podejrzewał jednak Autumn, bo choć wróciła ze swoich wojaży z niewiernym stryjem Dicka to nadal unikała bycia z nim na dyżurze. Nie było to łatwe, ale i Remington dokładał wszelkich starań, by nie musieli się widywać częściej niż było to konieczne.
Najwyraźniej obecnie doszło do małej zamiany miejsc, skoro to ona stała w drzwiach jego gabinetu, a mężczyzna poczuł, że to będzie ciężka przeprawa. Po jej minie wnioskował, że czuje to samo, choć może po prostu chodziło o jakiś przeklęty wypadek z uczestnictwem dzieci. Kobiety wówczas stawały się bardziej emocjonalne, ale nigdy nie dał im tego odczuć, bo jeszcze oberwałby za podobne docinki. Z tego też powodu wolał zostawiać takie myśli dla siebie, a ją traktować (a jakże!) w sposób absolutnie profesjonalny.
- Gotowa na przekazanie raportu?- byle to był tylko kot, który wlazł na drzewo i który doprowadził do zawału jedną ze starszych pań, bo myślała, że to coś groźnego.
Wszystko lepsze niż godziny spędzone w towarzystwie tej dziewczyny.
W końcu akcja akcją, ale po każdej musiał zdobyć się na rozpisanie raportu, który wcale nie był taki prosty. Nie, gdy na przykład, musiało się pracować z dziewczyną, która doskonale wiedziała, co zrobił i dlaczego teraz znajduje się w tak patowej sytuacji. Łagodnie rzecz ujmując, bo jak na Dicka Remingtona wyglądał ostatnio jak wrak i na dodatek śmierdział równie mocno spędzając noce na komendzie.
Rozłożył materac w gabinecie i tłumaczył się głównie nawałem pracy, ale prawda (o ile jakaś istniała w jego przypadku) była dużo bardziej skomplikowana. W końcu stać go było na piękne mieszkanie, nawet jeśli nie chciał zamieszkiwać domu w tym całym kryzysie. Ba, miał takie, które kupił naumyślnie kilka lat wcześniej osaczając Ainsley, by przekonać ją, żeby w końcu została jego żoną. Tyle, że każda nieruchomość na własność wiązała się obecnie z samotnością, której nie chciał, bo przecież do cholery, korciło. I kokaina korciła coraz bardziej pozbawiając go resztek zdrowego rozsądku. Tak naprawdę trzymał się na nogach jedynie podczas służby wiedząc, że jedno takie potknięcie, a już wyleci na zbity pysk. O dziwo, ta motywacja była jedyną, która dawała radę i która sprawiała, że jak na razie trzymał się trzeźwości. Czasami wydawało mu się, że sam stoi nad przepaścią i zaciska dłoń jak najmocniej się da, ale jest już diabelsko zmęczony.
Jak i teraz, gdy było jakoś po drugiej, a w komendzie rozdzwonił się alarmowy telefon. Pewnie kolejny wypadek, liczył na to, że tylko to, a nie pożar, który będzie wymagał większych nakładów. Czekał jednak posłusznie w gabinecie na zgłoszenie się osoby dyżurującej, która zda mu raport i która w ten sposób rozpocznie całą akcję. Od niej zależało tak wiele, że zazwyczaj wyznaczali osoby najbardziej kompetentne. Nie podejrzewał jednak Autumn, bo choć wróciła ze swoich wojaży z niewiernym stryjem Dicka to nadal unikała bycia z nim na dyżurze. Nie było to łatwe, ale i Remington dokładał wszelkich starań, by nie musieli się widywać częściej niż było to konieczne.
Najwyraźniej obecnie doszło do małej zamiany miejsc, skoro to ona stała w drzwiach jego gabinetu, a mężczyzna poczuł, że to będzie ciężka przeprawa. Po jej minie wnioskował, że czuje to samo, choć może po prostu chodziło o jakiś przeklęty wypadek z uczestnictwem dzieci. Kobiety wówczas stawały się bardziej emocjonalne, ale nigdy nie dał im tego odczuć, bo jeszcze oberwałby za podobne docinki. Z tego też powodu wolał zostawiać takie myśli dla siebie, a ją traktować (a jakże!) w sposób absolutnie profesjonalny.
- Gotowa na przekazanie raportu?- byle to był tylko kot, który wlazł na drzewo i który doprowadził do zawału jedną ze starszych pań, bo myślała, że to coś groźnego.
Wszystko lepsze niż godziny spędzone w towarzystwie tej dziewczyny.